24. Czasami zastanawiamy się, dokąd zmierzamy

4.5K 136 13
                                    

12.09.2017 r.

Wstając rano do szkoły, omal nie zeszłam na zawał. Zabierałam z biurka podręcznik do francuskiego i co zastałam? Klepsydrę... z połową piasku w dolnej bańce! Jak to możliwe!? Przecież po północy na nią patrzyłam i nic się nie działo. Jak, do cholery, działa ten mechanizm!? Cały dzień chodziłam zbulwersowana. Nie dość, że zegar ze mną pogrywał, to na dodatek ludzie wciąż komentowali mój udział w Próbie Czasu. Byłam obiektem niemal każdej plotki w budynku. Nawet nauczyciele i pracownicy stołówki o mnie mówili!

Będąc dzieckiem, zastanawiałam się, jakie to uczucie, być popularnym i pochodzić z zamożnej rodziny. Z pewnością nie przypuszczałam, że w liceum faktycznie stanę się kimś popularnym, ale nie ze względu na bycie bogatą, a ze względu na zadarcie z bogatymi ludźmi. Bycie tą, którą inni chcieliby zniszczyć lub ogolić na łyso, zamiast tą, z którą marzą, aby zrobić sobie zdjęcie i pójść na wspólną imprezę, również nie jest niczym fajnym.

Po lekcjach, zamiast pójść obserwować przebieg swojego treningu, poszłam na inny. Cała się trzęsłam i nie wiedziałam, jak przebiegnie konfrontacja, ale musiałam to zrobić. Nie miałam innego wyjścia. Weszłam z udawaną pewnością na kort tenisowy, ignorując mówiącego coś do mnie, Charliego. Byłam za bardzo pochłonięta upatrzonym celem, aby skupić się na czymkolwiek innym. Wysunęłam klepsydrę przed twarz Janga i powiedziałam:

– Co to ma znaczyć? Dlaczego przez jedną noc zleciała połowa piasku?

– Bo tak zaprogramowałem mechanizm – odpowiedział dumnie.

– Czyli druga połowa piasku zleci kolejnej nocy i jutro rozstrzygniemy zakład? – Ciągnęłam dalej.

– Nie – zaprzeczył niemal od razu.

– Więc kiedy? – Zadałam kolejne pytanie, czując coraz większy niepokój.

– Dlaczego sądzisz, że udzielę Ci odpowiedzi? Zamiast tracić energię na szukanie łatwych rozwiązań, poświęć ją na uważność – odpowiedział z typową dla siebie arogancją.

Opuściłam kort z jeszcze większym mętlikiem w głowie. Po rozmowie zrozumiałam, że zakład mógł się odbyć w każdej chwili. Za godzinę, dzień, miesiąc, dziesięć lat. Na żadną z opcji nie byłam gotowa.

13.09.2017 r.

Tym razem odpuściłam pójście na stołówkę. Nie chciałam narażać swoją obecnością znajomych. Wstałam wcześnie rano i przygotowałam posiłek tak, aby babcia nie słyszała i nie zauważyła. Pewnie by się zmartwiła, a ja nie chcę jej niepokoić. Zjadłam lunch razem z Ruby w moim, a może teraz już naszym, bezpiecznym miejscu. Jest tam tak cicho i spokojnie. Nie podchodziłam do krawędzi, bo miałam lęk wysokości, ale zastanawiałam się, czy po skoczeniu z samej góry trybun, ogarnęłaby mnie beztroska. Szczególnie w czasie spadania. Ale to były tylko myśli. Nigdy nie miałabym odwagi skoczyć. Za bardzo się bałam, żeby chociaż z dużej wysokości spojrzeć w dół. Siedziałam więc razem ze swoją przyjaciółką w naszym prywatnym zamęcie. W pewnym momencie zauważyłam Ivana. Wyglądało to tak, jakby zmierzał w naszym kierunku. Jednak, kiedy zauważył, że nie byłam sama, wycofał się, chwilę później znikając w przejściu do głównego budynku.

Nie wiem dlaczego, ale pomyślałam, że w jakimś sensie obchodzi go to, co się ze mną dzieje. Bo jak inaczej wyjaśnić jego obecność na stadionie? Wraz z tą myślą mój organizm stał się nieco spokojniejszy. Jakby morze w końcu uspokajało się po sztormie. Nie rozmawialiśmy na co dzień zbyt wiele. Niemal wcale. To był odruch bezwarunkowy.

Po powrocie do domu kolejny raz wysłałam dziesiątki podań o pracę z nadzieją, że w końcu ktoś zadzwoni. Wieczorem widziałam się z Simonem. Moja głowa mówiła, że go kocham, ale serce nie było przy nim tak spokojne, jak na początku naszego związku. Może o to chodzi w miłości? Że serce powinno łomotać? Nie miałam ochoty na zbliżenie, ale Simon znowu naciskał, więc w końcu się zgodziłam. Nie mogłam go przecież kolejny raz rozczarować. Nie mogę się z nim rozstać. Tylko on mnie zechciał.

TIME of lies | ZOSTANIE WYDANEDonde viven las historias. Descúbrelo ahora