ROZDZIAŁ XXVI ZWYKŁY DZIEŃ Z NIEZWYKŁYMI PREZENTAMI cz. I

53 13 58
                                    

"Jak ja kocham weekend!".

To była moja pierwsza myśl, kiedy otworzyłam oczy nie dlatego, że usłyszałam głośną, rockową piosenkę, ale dlatego, że chciałam. Słońce wpadało do mojego pokoju jasną smugą i ozdabiało smutne, białe ściany. Zza okna dochodził miejski hałas, czyli mieszanina klaksonów, latających samolotów, pociągów przejeżdżających po torach i karetek na sygnale, ale ja, pomimo tego nieustającego zgiełku, byłam niesamowicie spokojna.

"Nareszcie".

Wyciągnęłam się na łóżku i ziewnęłam. Powoli spuściłam stopy poza bezpieczną krawędź pościeli. Przesunęłam rękę w kierunku szafki nocnej, gdzie czekał mój telefon. Zero nowych wiadomości, zero nowych połączeń.

"Jak wspaniale".

Zawiązałam szlafrok, który rozwiązał się na mnie podczas snu i, człapiąc różowymi kapciami, skierowałam się na dół. Przechodząc przez pokój mamy, ujrzałam ją wtulającą rozmarzoną twarz w poduszkę. Nie potrafiłam zahamować uśmiechu cisnącego mi się na usta. Może i ostatnio średnio się dogadywałyśmy, ale to i tak była moja mama. Nie potrafiłam długo się na nią gniewać. Zaczęłam się zastanawiać, o czym mogła śnić, skoro przybrała tak uroczą minę.

A co mi się śniło? Nic. Żadnych venatorów, wampirów energetycznych, krwi, trupów, wież, ciemności, niebezpieczeństw. Czyżby Luna nareszcie dała mi spokój? Może uznała, że jednak nie byłam kimś, kto podołałby jej misji?

Uważnie stawiałam kroki na kręconych schodach, a przechodząc przez salon włączyłam telewizor. W kuchni nastawiłam wodę na kawę zbożową, a z lodówki wyciągnęłam masło i ser. Trzymając talerz, usiadłam przy stole, na którym już miałam położyć naczynie, gdy...

"Nie", jęknęłam w myślach.

List. Na szarym obrusie leżał list. Ale nie taki zwyczajny, typowy list, o nie, nie. Ten był w specjalnej kopercie z szorstkiego papieru zdobionego czerwonymi zawijasami. I to znajomymi zawijasami.

"No i mój spokojny dzień piorun strzelił", pomyślałam. "Ciekawe, co przysmaży mi jako pierwsze".

Na kopercie widniało moje imię napisane strzelistym pismem. Podobieństwo do zaproszenia na Wielkie Zgromadzenie Nocy było wręcz namacalne.

"Proszę, żeby tylko nie chodziło o to".

Trochę było mi szkoda rozrywać tak ładną kopertę, ale trudno, mus to mus. Ze środka wyjęłam kartkę pasującą fakturą i wzorem do jej opakowania. Komu chciałoby się przykładać tak dużą wagę do szykownej prezencji listu? Zaciekawionym wzrokiem przebiegłam na sam dół wiadomości.

Amyr. "I wszystko jasne", pomyślałam.

Czajnik wyłączył się w chwili, kiedy zaczęłam czytać. Nie było tego dużo.

Droga Annabelle,

dużo myślałem o Tobie po Wielkim Zgromadzeniu Nocy. Chciałbym, żebyś raczyła mi coś wytłumaczyć – jak można pozwolić, żeby ktoś inny wiedział o Tobie więcej niż ty sama? Chyba, że nie chcesz uznać tego, co wiesz, że jest prawdą. Uczyń to tematem swoich kontemplacji.

Zaintrygowany,

Amyr

Z wściekłością odłożyłam list. "Szkoda, że ten wielki, bufonowaty wampir energetyczny nie może zająć się własnymi sprawami", mruknęłam w myślach. O co mu znowu mogło chodzić? Przecież Judith wyjaśniła mi, że zdarzały się wampiry energetyczne, które przechodziły przemianę w moim wieku, po prostu było takich nieszczęśników niezwykle mało. Czyżbym zbyt łatwo przystała na takie wyjaśnienie?

Znaki Dusz. Odrodzenie [W TRAKCIE ZMIAN]Where stories live. Discover now