Cześć 1

215 47 24
                                    


           Słońce leniwie chowało się za górami, powoli zatapiając las w cieniach nadchodzącej nocy. Zaczynał panować półmrok, tylko gdzieniegdzie pomiędzy potężnymi konarami drzew przebijały się ostatnie pomarańczowo – purpurowe promienie zachodzącego słońca, które zwiastowały nieuchronnie zbliżającą się wielkimi krokami burzę. Chwilę potem wzdął się silny wiatr pohukując złowrogo między drzewami, a niebo zalały plamy szaroburych, deszczowych chmur.

W lesie zrobiło się przeraźliwie ciemno i nieprzyjemnie. Dopiero, kiedy uderzył piorun, a jego jasna struga światła oświetliła ruiny starej, rozpadającej się leśniczówki, lunął obfitymi strumieniami deszcz.

Grube, spadające na ziemię krople wody podziurawiły tym samym chmury niczym sito, umożliwiając zaspanemu i znudzonemu deszczem księżycowi rzucić choć mały cień bladego światła na nasiąknięte już wodą leśne runo.

Mieszkające nieopodal wiewiórka Rudawka i sarna Stokrota zamarły ze strachu w swych leśnych domach, a księżyc, który ciągle przyglądał się przez rozdartą powłokę chmur zastygł w bezruchu i niepewnie zerkał poprzez konary potężnych drzew na dawno zapomniane przez ludzi ruiny starej leśniczówki. Tylko on nocny, a zarazem niemy obserwator wiedział, jaką tajemnicę skrywa w swoim wnętrzu. Oświetlał ją każdej nocy, a jego blada poświata budziła wśród zwierząt jeszcze większy strach i pobudzała ich wyobraźnię. Nie wiedział, że swoim nikłym blaskiem rzuca mroczne, tańczące cienie na spróchniałe mury budynku.

Ale cóż mógł na to poradzić. W końcu był tylko cichym, bladym, nocnym obserwatorem.

Ta stara, zapomniana przez ludzi budowla od dawien dawna budziła strach wśród leśnych mieszkańców. A tej nocy szczególnie.

Niegdyś piękna i majestatyczna, dziś podupadła i zrujnowana. Z jednej strony opatulona wijącym się ku niebu bluszczem, z drugiej sterczące próchno rozpadających się cegieł. Zamiast okien straszące ciemnością dziury patrzące w las pustym, martwym wzrokiem.

Wewnątrz zarośnięta krzewami i dzikimi malinami, a pozostałości dachu dawno porósł zielony dywan mchu. Od lewej strony budynek podpierało lekko pochylone upływem czasu stare drzewo, które doskonale pamiętało czasy jego świetności.

Swoimi gałęziami, niczym wyciągniętymi rękami przypominało stróża pragnącego za wszelką cenę zatrzymać postęp czasu i nie dopuścić do całkowitego rozpadu „Leśnego Dworu". Bo tak właśnie leśni mieszkańcy nazywali to budzące w ich sercach grozę miejsce.

Działo się to pewnie dlatego, że od bardzo dawna po lesie krążyły słuchy, że w leśniczówce straszy. Czasami, po zachodzie słońca słychać było wydobywające się z jej wnętrza dziwne odgłosy zawodzenia i szmery. Jakby mury martwego za dnia domu nocą budziły się do życia, chcąc wyjawić skrywany w swoim wnętrzu sekret. Szumiały wprawdzie o tym prastare dęby – strażnicy przeogromnego boru i mlecznobiała brzoza, jego opiekunka. Jednak nikt tak naprawdę do końca nie wiedział, czy to odgłos psotliwego wiatru, czy może faktycznie jakiegoś stwora. Wiadomo było tylko jedno, kto spojrzał na ogromną, mimo próchna, ziejącą strachem leśniczówkę, zwłaszcza oświetloną bladym światłem księżyca dostawał gęsiej skórki.

Tej nocy, pomiędzy głośno spadającymi od deszczu szyszkami dało się słyszeć od strony ruin ciche, jakby zawodzące jęki, poparskiwanie i głośne dreptanie.

Zwierzęta bezpiecznie skryte w swych domostwach cichutko oczekiwały nadejścia świtu. A od czasu do czasu gdzieś w oddali było słychać głuche popuchiwanie sowy. Nawet wiewiórka nie odważyła się wystawić pyszczka ze swojej dziupli, choć według własnego uznania uważała się za bardzo odważnego gryzonia.

Tylko mały piesek, który zgubił się w lesie nie miał dokąd pójść. Wystraszony i zdezorientowany był zupełnie sam.

Sam jeden malutki jamnik w wielkim, strasznym lesie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Sam jeden malutki jamnik w wielkim, strasznym lesie. Od rana błąkał się po jego labiryntach, bezskutecznie poszukując wyjścia i pomocy. Wystraszony, zziębnięty i przemoczony do suchej nitki z każdym krokiem łapy nieuchronnie zbliżał się do „Leśnego Dworu". Nie znał przecież lasu, ani jego tajemnic. Był zupełnie bezbronny. Dlatego, kiedy tylko zobaczył w świetle błyskawicy zarys budynku radośnie zamerdał ogonem i zaszczekał, czym wzbudził u zwierząt jeszcze większe przerażenie i jak najprędzej wskoczył do środka. To co zobaczył przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Nie tego się spodziewał, ponieważ wbrew pozorom to nie był zwyczajny, ludzki dom. Był mroczny i zaniedbany. Zupełnie jakby las wdarł się do jego środka i w nim zamieszkał. Gąszcze chaszczy, liści, roślin i starych porośniętych nimi, pozostawionych zapomnieniu mebli.

Wewnątrz panował półmrok dzięki bladym promieniom księżyca. Ledwo udało mu się przyzwyczaić do ciemności wystraszone oczka, kiedy ni stąd ni zowąd coś głośno sapnęło, po czym szybkim kroczkiem, niby truchtem podreptało w kąt izby i zatopiło się w ciemnościach. Jednak mimo ukrycia nie przestało sapać ale zaczęło wręcz syczeć.

Piesek znieruchomiał ze strachu. Wiedział, że nie jest sam w tym dziwnym domu. Przerażony zakwilił pod nosem żałośnie, po czym cichutko, najciszej jak tylko potrafił podszedł do pobliskiej ściany i schował się za krzewem dzikiej róży niepewnie oczekując świtu. Bał się i trząsł. Sam nie wiedział czy ze strachu, czy z powodu przemoczonego futerka. W końcu nocą wszystko wydaje się być dwa razy straszniejsze niż za dnia. Czuwał jeszcze przez chwilę wsłuchując się w krople deszczu i oddalającą burzę, po czym zasnął ze zmęczenia. Przecież przeszedł tak długą drogę zanim znalazł schronienie w leśniczówce.

ZwierzyniecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz