ROZDZIAŁ XVIII NA DYWANIKU U COUNCIL NIE JEST AŻ TAK ŹLE cz.II

32 8 35
                                    

Stałam na końcu długiej kolejki wampirów energetycznych. Pierwsze pary zaczęły już przechodzić przez Ostium. Próbowałam wypatrzyć w tłumie jasne włosy Christophera, ale zamiast nich zauważyłam trochę ciemniejszą czuprynę Emmanuela. Chłopak uśmiechał się trochę zbyt szeroko, by uchodzić za trzeźwego i obejmował w pasie dziewczynę z burzą kręconych, brązowych włosów. Kiedy odwróciła głowę w moją stronę, rozpoznałam w niej Carmen. Śmiała się, odwzajemniając uścisk blondyna. Obok nich stała szczupła postać w zniewalającej sukience, Karen, a tuż przy niej kręcący głową z powątpiewaniem czarnowłosy... Rafael. Obserwowałam ich z daleka, bojąc się podejść. Co, jeśli Carmen i Karen nadal były na mnie złe? Poza tym czułam, że nie należałam do ich paczki, więc wolałam pozostać na uboczu.

Ktoś, przechodząc, szturchnął mnie barkiem. Zachwiałam się, ale szybko odzyskałam równowagę i skierowałam ciekawski wzrok na wyższego ode mnie bruneta. Nawet nie sprawdził, kogo popchnął, kontynuując swoją misję przedzierania się na przód kolejki. Zawrzała we mnie złość. "Oddychaj, Annabelle", nakazałam sobie. Nie zamierzałam tracić energii na takiego ignoranta jak on. Nie zasługiwał na to.

Znów zerknęłam w stronę znajomej grupki i zastygłam. Ciemnowłosy gbur zbliżał się do nich. Stanął obok Rafaela, który skrzywił się demonstracyjnie na jego widok. Uśmiechnęłam się. Na Rafaela zawsze można było liczyć. Analizowałam szczupłą, lekko zgarbioną sylwetkę nieznajomego, kiedy odwrócił twarz w moją stronę. Prosty, wydatny nos, czarne oczy i zaciśnięte usta.

Kolejne wampiry energetyczne znikały w ścianie ognia podobnej do tej w Grobowej Czeluści, ale jeszcze bardziej efektownej. Języki płomieni wiły się na kamieniu niczym węże, rzucając wręcz oślepiający blask na zgromadzonych. Wcześniej Amyr zapewnił mnie, że to on będzie monitorował Ostium, kiedy będę przez nie przechodzić. Mimo to nie udało mi się opanować drżenia. Nie chciałam ponownie tracić oddechu i walczyć o życie w bezkształtnej, czarnej brei. "Co, jeśli tym razem nie uda mi się wygrać tej walki?". Odegnałam od siebie te myśli, bo wiedziałam, że tak naprawdę nie miałam wyboru, musiałam spróbować. Stamtąd nie było innego wyjścia.

Kolejka skracała się coraz bardziej, aż stanęłam na samym jej początku. Już nie bałam się ognia, wiedziałam, że mnie nie poparzy, ale mimo wszystko złudnie gorące płomienie podsycały mój wewnętrzny niepokój. Para dorosłych wampirów energetycznych z gracją przeszła przez ścianę, zostawiając mnie z moim lękiem sam na sam. Zacisnęłam dłonie w pięści.

Przypomniałam sobie słowa, które czasem kierowałam do Kristiana, śmiejąc się przy tym do rozpuku: „Nie bądź tchórzliwym kurczakiem". Za każdym razem odpowiadał, że wcale nim nie jest i wykonywał powierzone mu zadanie z uśmiechem wyższości na ustach. Przymknęłam oczy i wyobraziłam sobie, jak patrzy na mnie wyzywająco i pyta: „To co, Belle? Chyba nie chcesz być tchórzliwym kurczakiem?".

- Ruszysz się czy nie? - usłyszałam zza pleców.

- Nie – wyszeptałam do siebie, ale zrobiłam krok naprzód i przekroczyłam ognistą granicę.

Tym razem coś się zmieniło. Kiedy ruszyłam przed siebie, ściana ognia zniknęła, a ja tak po prostu stałam przed drzwiami kaplicy na małym osiedlu domków w parku. Teraz rozumiałam, co miał na myśli Amyr, kiedy mówił, że Ostium to zwykły portal i powinno się przez niego przechodzić, a nie w nim grzęznąć. Dlaczego teraz wszystko poszło jak należy, a za pierwszym razem wręcz przeciwnie? Co to mogło dla mnie oznaczać?

Nie miałam czasu długo się nad tym zastanawiać, bo ktoś z impetem wpadł na moje plecy. Tym razem odwróciłam się gotowa na konfrontację. Rozpoznałam winnego temu bruneta, więc zmrużyłam oczy.

- Uwierz mi, mam naprawdę dużo cierpliwości, ale to, to już za wiele. – Wycelowałam w niego palec.

Spojrzał na mnie całkiem obojętnie.

Znaki Dusz. Odrodzenie [W TRAKCIE ZMIAN]Where stories live. Discover now