ROZDZIAŁ XXI UWAGA NA PRZYSTANKI I INNE OBIEKTY LATAJĄCE cz.II

28 6 28
                                    

Moje beznadziejne uniki zdały się na tyle, że dostałam w ramię, a nie w twarz. Gdyby wybiła mi zęby, to bym jej chyba powyrywała te wszystkie blond kłaki. Choć w gruncie rzeczy wiedziałam, że prawdopodobnie nic z tego nie działo się z jej winy. Wykorzystałam napływające fale adrenaliny, która w okamgnieniu uśmierzyła ból, i kopnęłam ją w kostkę. Szkoda tylko, że zapomniałam o pewnym niedogodnym, lecz ważnym aspekcie.

Czemu musiałam mieć takiego okropnego cela?

I tak, w zamian za nieudane podcięcie nóg, otrzymałam cios prosto w brzuch. Tym razem ból rozlał się po moim wnętrzu, pulsując w swoim własnym rytmie. Przestałam uważać, więc czekała mnie kara. Napastniczka złapała mnie w pasie i runęła ze mną na chodnik, przygważdżając mnie do ziemi. Plecak trochę zamortyzował upadek, ale przez to, że był prawie pusty, plecy i tak paliły mnie żywym ogniem, a odruchowo uniesiona głowa tylko cudem nie została rozbita o bruk. Śmierć była na wyciągnięcie ręki, a raczej odchylenie głowy, ale udało mi się jej uniknąć. Towarzyszył temu nasilający się akompaniament męskiego śmiechu.

Sadowiąca się na mnie blondynka wydawała się smutna. Nie wyglądała na usatysfakcjonowaną moim bólem czy nadchodzącym zwycięstwem. Nie, przypominała raczej pokutnicę wypełniającą czyjąś wolę. Znałam to. Zamiast siły odczuwała zmęczenie, bo wampir energetyczny żerował na jej smutku, zagubieniu. Zyskiwał jej energię, podczas gdy ona ją traciła. Nic nie pochodzi znikąd, zawsze istnieje źródło, choć czasem trudno je znaleźć.

Właśnie dlatego moja dłoń chwytająca za sztylet rozluźniła się. Nie byłam w stanie zrobić krzywdy niewinnej osobie, nawet w samoobronie. Złapałam dziewczynę obiema rękami za przeguby, naciskając na nie palcami. Szarpała się, ale udało mi się zwiększyć nacisk. Wysunęłam spod niej jedną nogę i kopnęłam ją kolanem w brzuch. Opadła w tył, a wtedy wygrzebałam się spod niej i stanęłam na nogi.

Jej palce zacisnęły się na mojej kostce. Syknęłam, przeklinając swoją głupotę. "Przynajmniej ten obrzydliwy chłopak przestał rechotać", pomyślałam. Straciłam równowagę i pewnie znowu przeżyłabym, albo nie, upadek na chodnik, gdyby nie umięśnione ramię, które pojawiło się znikąd i objęło mnie w talii.

Uniosłam głowę, pewna, że sam wampir energetyczny zechciał dać mi złudzenie ratunku, żeby zaraz potem samodzielnie cisnąć mnie na bruk. A jednak oczy przede mną przypominały kolor wzburzonego morza, nie mrocznej otchłani. Zaciśnięte w kreskę usta wyrażały wściekłość.

- Joseph – powiedziałam na głos, może dlatego, że potrzebowałam potwierdzenia, że to naprawdę on. Albo raczej dlatego, że przez to zamieszanie nie potrafiłam utrzymać słów na wodzy.

Ręka trzymająca mnie za kostkę puściła. Tym razem stanęłam stabilnie, po części przy pomocy podtrzymujących mnie ramion. Odetchnęłam, ale mój spokój momentalnie odpłynął, gdy za plecami venatora dostrzegłam dwoje czarnych oczu. Tak blisko.

- Za tobą – ostrzegłam.

Joseph powoli opuścił dłonie, z ociąganiem chwytając rękojeść opalizującego miecza przytroczonego do pasa. Całkiem, jakby wampir energetyczny nie stanowił dla niego żadnego zagrożenia. Obrócił się, posyłając przeciwnikami zirytowane spojrzenie dające do zrozumienia, że właśnie spotkał głośną muchę uporczywie latającą mu koło ucha.

- Ładnie to tak wysługiwać się dziewczyną? - rzucił niedbale.

Czarnooki brunet zatrzymał się na wyciągnięcie rąk od venatora. Zaciętość wykrzywiła kącik jego ust. Nie zamierzał się poddać.

Venator spojrzał na mnie przez ramię.

- Uciekaj.

Dokładnie wtedy, jak spod ziemi, pojawił się autobus. Wjechał na podjazd, a drzwi otworzyły się z charakterystycznym stukiem. Oderwałam od nich tęskny wzrok, skupiając się na blondynce rozciągniętej na chodniku niczym pożyczona kukiełka. Najwyraźniej znudziła się „właścicielowi".

Znaki Dusz. Odrodzenie [W TRAKCIE ZMIAN]Where stories live. Discover now