ROZDZIAŁ XXV MAMY NIE PRZEPADAJĄ ZA NIEGRZECZNYMI BLONDYNAMI cz.II

26 9 27
                                    

Moje serce przyspieszyło, kiedy odwracałam głowę w tamtą stronę. W cieniu, opierając się łokciem o pień, stał czarnowłosy, blady chłopak. Nathan. Kiedy tylko nasze spojrzenia się spotkały, poczułam bijący od niego chłód. 

– Tak, dobrze słyszałaś. Wampiry energetyczne wcale nie są nieśmiertelne. Czasem to lepiej. – Nagle w jego dłoniach błysnął nóż. Dotknął palcem zaostrzonego końca. – A czasem... kiepsko.

Ostrze wbiło się w korę tak szybko, że nawet nie zdążyłam mrugnąć. Wyjął je płynnym ruchem i włożył za szlufkę od spodni. "Przynajmniej przestał się na mnie gapić tym swoim wzrokiem ponuraka", pomyślałam.

Podejrzewałam, co chciał mi tym przekazać. Zdążyłam kilkukrotnie się przekonać, czym groziło spotkanie z wampirem energetycznym, zwłaszcza takim opitym ludzką energią. Dawał mi do zrozumienia, że nawet jeśli nauczę się używać energii i przeciwstawiać zagrożeniom, za brak sprytu lub nadmiar zwykłego pecha mogę słono zapłacić. Nie wszystko dało się załatać. Wątpiłam, że Ambrose był w stanie odtworzyć uciętą głowę czy napełnić krwią wykrwawione ciało. Nawet jeśli mógł mi pomóc z wieloma urazami, nie wiadomo, czy znalazłabym go na czas.

Judith zmrużyła oczy i wskazała palcem Nathana.

- Skoro nadal żyjesz, to może podejdziesz tu na moment?

Jego twarz przypominała głaz, zimny i bezosobowy, pozbawiony wszelkich emocji.

- Ależ oczywiście, Judith – odparł miękko i stanął centralnie przed nią. Nie potrafiłam wyczuć, czy się zgrywał, ale nagły objaw uprzejmości z jego strony byłby co najmniej dziwny.

- Usiądź.

Usiadł. Na trawie. Plecami do mnie. No cóż, klub moich przeciwników powoli się rozrastał. Najpierw Susan, potem Nathan, a może jeszcze Rafael, który miał opuszczoną głowę. "Złe dobrego początki?", pomyślałam. "Oby".

Z gardła Ephraima wydobył się niezidentyfikowany pomruk, ale nic nie powiedział. Za to Judith wyjęła z dobrze ukrytej w jej ponczo kieszeni małą, złożoną karteczkę. Podała mi ją, a ja, nie ukrywając ciekawości, błądziłam wzrokiem po nakreślonej tabelce. Była podzielona na siedem dni tygodnia i pełna imion.

- Napisałam ci na szybko plan treningów – wyjaśniła. – Każdy z nas ma taki, pomaga nam to pogodzić obowiązki z zapewnieniem sobie bezpieczeństwa. Codziennie spędzamy godzinę na nauce walki. – Nachyliła się nad kartką, wskazując palcem kolumny. – Każdego dnia będziesz mierzyć się z innymi umiejętnościami, żeby w rezultacie końcowym być w stanie odeprzeć atak każdego wampira energetycznego, bez różnicy, jaką energią włada. Pewnie wydaje ci się to dziwne, że nie nastawiamy się tylko na obronę przed venatorami, ale jeśli trafisz na średnio douczonego venatora to starcie z nim jest dużo mniej niebezpieczne niż z nieprzychylnym ci wampirem. Wampiry energetyczne w przeciwieństwie do venatorów nie muszą studiować ksiąg, żeby rozwijać swoje umiejętności, więc łatwiej znaleźć wśród nich profesjonalistów - wyjaśniła. - Twój kurs jest na etapie podstawowym, podobnie jak Aurory, ponieważ dopiero przygotowujecie się do Ceremonii.

- Ceremonii?

- Wstąpienia! – zawołała podekscytowanym głosem Aurora. – Po niej staniemy się naprawdę potężne.

"No tak, bo to przecież wszystko wyjaśnia", pomyślałam kwaśno. Czułam się tak, jakbym waliła głową w ścianę.

Emmanuel wybuchnął śmiechem, ale zamilkł, kiedy zauważył, że nikt inny się nie śmieje. Popatrzył na mnie przepraszająco.

- Wybacz. Wyglądasz, jakbyś zjadła cytrynę. – Mrugnął do mnie i zamaszyście odgarnął włosy. – Ale kiedy tylko opowiem ci historię o Betty, na pewno poprawi ci się humor. Wiesz, ona robiła dokładnie taką samą minę zawsze, gdy...

Znaki Dusz. Odrodzenie [W TRAKCIE ZMIAN]Where stories live. Discover now