ROZDZIAŁ X

7 2 0
                                    


Poprawiam postawę, która została uznana jako beznadziejny przypadek przez Madam Luizianę i robię pół obrót, nie zapominając przy okazji powolnym ruchem wyciągnąć w górę dłoń i ją opuścić.

– Masz być ptakiem, delikatnym i zwinnym, a nie wielgachnym słoniem bez gracji! – Marszczy czoło i każe mi powtórzyć.

– Nie chce być ptakiem. W herbie rodzinnym mamy głowę lwa z bujną grzywą, skąpanego w promieniach słońca. Wolę być takim lwem – prycham, na co nauczycielka łapie się za głowę. Zaleca jeszcze kilka powtórzeń, już nie patrząc, czy mi to wychodzi czy nie.

– Dobrze Eleonoro. Tak, dobrze. Ręka wyżej, wyprostuj plecy. O tak. Widzisz Loretto? Tak się to robi. – Madam Luiziana sprawia, że robię kwaśną minę, a siostra patrzy się na mnie pokrzepiająco. – Nazajutrz przyjadą damy, które wezmą udział w rytuale tańca i będą z nami ćwiczyć cały układ przez kilka dni. Musi być

– Perfekto – dokańczamy razem z siostrą słowa Madam i parskamy śmiechem.

– Nie przystoi się tak zachowywać księżniczkom – mówi ledwo słyszalnie nauczycielka i poprawia nasze pozy.

– Długo jeszcze? Jestem głodna, po tych ciągłych obrotach – marudzę, próbując powtórzyć kroki po nauczycielce. Eleonora już za trzecim razem robi je bezbłędnie.

– Księżniczki nie narzekają – dostaje w odpowiedzi od Madam.

– Ale chyba jedzą? Czy księżniczki jedzą Madam Luiziano? – Gdy to mówię, dziwny dźwięk wydostaje się z ust zirytowanej kobiety. Mam ochotę powiedzieć, że damy takowych nie powinny wydawać, ale odpuszczam sobie, bojąc się, że każe zaraz mi to wszystko od nowa powtarzać.

Przez bransolety jest słaba i ciągle mi jest duszno. Gdy mam wrażenie, że się do tego przyzwyczajam, robi mi się nagle słabo lub niedobrze i muszę na chwili położyć się na zimnej posadzce. A wtedy przygniata mnie pustka, która przypomina mi, że powinno mi być wszystko jedno. Bo przecież nic nie ma sensu i nic nie jest w stanie jej zapełnić.

Po wieczorze u rodzinie Gareda, wróciłam do wszystkich swoich zajęć i do normalnego trybu dnia. Wszystko wydawało być się takie same. Zniknęły dziwne spojrzenia i szepty na korytarzach pałacu. Starałam się rozmawiać ze wszystkim jak dawniej, choć nadal nie byłam w stanie brać udziału w rodzinnych posiłkach. Dalej jadałam w komnacie przy towarzystwie Melanii. I chyba przez to, choć się śmiałam, a ja mój głos jakby dostał drugie życie, nie potrafiłam czuć się swobodnie w towarzystwie swojej siostry. Choć takie zgrywałam pozory.

– Lada moment zacznie się Królewska Próba. A Eleonora musi wypaść obłędnie w prezentacji, aby kandydaci mieli większą motywacje do walki o jej rękę. Jeśli popełnicie błąd lub wypadniecie przeciętnie, zhańbicie króla i mnie, dlatego nie mogę pozwolić na najmniejsze potknięcie. Panienka Eleonoro, zasługujesz na perfekcyjny debiut, dlatego od teraz będziemy codziennie się spotykać popołudniami, aż do balu.

– Codziennie? – pytam, zastanawiając się, że nie będę miała czasu spotykać się z Garedem.

– Codziennie.

– A co z innymi zajęciami? Zielarstwem, łucznictwem, szermierką, geografią? – Unoszę brew do góry, a siostra patrzy się na mnie z ukosa, jakby nie mogła uwierzyć, że faktycznie zależy mi na tym wszystkim. Obie wiedziałyśmy dobrze, że jeszcze kilka dni temu, omijałam je wszystkie szerokim łukiem i nie pojawiłam się nawet na ani jednej, co było uważane za zniewagę przez Juliana, bo jak on to uważał, że jego lekcje są najważniejsze i chociaż na nie mogłam przychodzić. Nie zważając na swój gorszy stan zdrowia.

– Ponowicie je po Królewskiej Próbie. A teraz idźcie coś zjeść. – Wyrzuca nas prawie z sali, a ja widzę posępną twarz siostry. Po Królewskiej Próbie Eleonoro nie wróci do swoich codziennych zajęć. Prawdopodobnie będzie planować swój ślub i nowe życie u boku jakiegoś księcia lub Lorda, a ja zostanę sama.

*

Upijam łyk miętowej herbaty, która już dawno się schłodziła i wyciągam rękę w stronę bażanta. Gdy leży już na moim talerzu, przyglądam mu się, udając, że nie słyszę, jak głośno burczy mi w brzuchu. Widzę, jak co jakiś czas, każdy, bez wyjątku na mnie spogląda z dziwnym grymasem na twarzy. Wiem, że wyglądam fatalnie i tak właśnie się czuje.Przez całą noc próbowałam uwolnić mrok, co mnie wykańczało. Robiłam się nagle słaba, zaczynałam się dusić i wymiotować. Po niezliczonych próbach, ze złości waliłam bransoletami w ścianę i podłogę, katując przy tym dłonie. Kajdanki nie miały ani jednej rysy, a ja leżałam zarzygana, we łzach na zimnych kaflach, na zmianę odzyskując przytomność i ją tracąc. Gdy obudziłam się rano, spojrzałam w lustro i ujrzałam przed sobą kobietę, której nie potrafiłam poznać. Ciemna, a zarazem blada i marnie wyglądająca skóra twarzy. Podkrążone oczy, z wyraźnymi sińcami. Zapadnięte policzki i smutne, przygaśnięte oczy. Gdy w nie patrzyłam widziałam pustkę. Przytłaczającą i ogłuszającą. Pustkę, której nie potrafię zapełnić. Pustkę, której nie mogłam się pozbyć.

Słońce w Mroku (Zakończone)Where stories live. Discover now