CZĘŚĆ 4 - c.d.

542 50 28
                                    

Wnętrze domu osła zrobiło na zwierzakach ogromne wrażenie.

- Jaki piękny salon – zachwyciła się kocica. – Nie posądzałam Edmunda o aż takie wyczucie smaku i stylu. I jaka miękkość fotela... - pogłaskała puchową poręcz. – A ile zieleni. Hym...Doprawdy nie przypuszczałam, że tak kocha kwiaty?

- No, no. Faktycznie przepych. Wełniane dywany, dębowe meble. Ma gust – wtrącił skunks.

- Racja – dodała sowa. – Zupełnie jak w jakimś oślim pałacu – rozejrzała się dookoła, dostrzegła wiszący nad kominkiem portret osła i ze zdumieniem zagwizdała pod nosem. – Fiu, fiu! Cóż za poza. Niejeden król by pozazdrościł – wskazała skrzydłem na obraz.

- Fiu, fiu! – odgwizdnął pełen uznania Klusek niosąc talerzyki i porcelanowe kubki. Postawił je na ławie. – Niestety z klopsików nici. Musimy zadowolić się nie tyle zimną, co słodką płytą – i wygodnie usadowił się na kanapie.

Lule zachichotały pod małymi noskami i przycupnęły na miękkiej podusi, tuż przy ciepłym kominku.

- Czym chata bogata! – niespodziewanie krzyknął osioł niosąc tacę przepełnioną aromatyczną herbatą i przeróżnymi słodkościami. – Proszę siadać, pić, zajadać! Postawił tacę na sporych rozmiarów dębowej ławie, tuż przy talerzykach. Kocica szybko zajęła jeden z mięciutkich foteli. Na drugim dość nieporadnie rozsiadła się sowa, a kuc ze skunksem wskoczyli na kanapę obok Kluska.

Osioł całą gębą pełnił honory pana domu i każdemu, po kolei nalewał to herbaty to nakładał po kawałku orzechowego ciasta. Następnie przytulił zadek do pufy i uśmiechnął się od ucha do ucha.

- Pyszne... - pochwaliła kocica. – Tylko mi nie mów, że sam piekłeś?

Osioł dumnie skinął głową.

– A jak?! Ma się ten dryg, nie!?

- Może by tak zawołać już zebrę, co!? – wtrącił z pełnym pyskiem Klusek. – Biega i biega, a pasy i tak same się nie zagoją. Popił ciasto herbatą.

Sowa zerknęła przez okno. – Nic nie widzę przez te twoje gęste firany.

- Koronkowe – pochwalił się osioł.

- To, to akurat widzę – fuknęła sowa, wstała z fotela i podeszła do okna. Powoli odsunęła firanę i wbiła wzrok w zebrę. – Myślę, że ochłonęła.

- Po czym wnosisz? – mlaskając spytał Klusek.

- Bo stoi i się na mnie patrzy. Myślę, że pierwszy szok minął. Mocno zastukała skrzydłem w szybę. – Chyba zrozumiała. Idzie.

- Otworzę drzwi – powiedział osioł i zniknął w sieni.

*

- Mhmmm, mhmmm – zakwiliła przed osłem zraniona zebra.

- Nie płacz. To tylko zad – próbował ją pocieszyć. – Wejdź proszę do salonu. Sowa nałoży ci maści i naklei plaster.

- Tylko niech mnie nie klepnie po zadzie, bo...mhmmmmm – ponownie zakwiliła i

potulnie weszła do pokoju. Spojrzała na zwierzęta i rozpłakała się jak bóbr.

- Daj spokój...To tylko...zadraśnięcie – kocicy słowa ledwo przeszły przez zaciśnięte gardło.

- Nie płacz już. Jesteś przecież dzielną zebrą, nie?! – włączyła się sowa. - Podejdź do kominka.

Lule zrobiły współczujące minki i coraz bardziej zaczynały wydalać lawendowy zapach.

Zebra spuściła łeb i bardzo powoli podeszła do paleniska. Sowa już była gotowa do nałożenia opatrunku.

- No pokaż mi to nieszczęście. Cy, cy, cy - zacmokała przewracając wielkimi żółtymi oczami. – Jest lepiej niż sądziłam, proszek zadziałał – skłamała i szybkim ruchem skrzydła nałożyła zebrze na ranę sporą porcję maści i nalepiła plastry. Łącznie sześć. – Nie wolno ci siadać koleżanko przez najbliższe... - zastanowiła się licząc coś w pamięci - ...dwie, nie...trzy doby.

Po drugiej stronie kufraDonde viven las historias. Descúbrelo ahora