ROZDZIAŁ XVIII

10 2 0
                                    


Wiem, że nie mogę zostać. Muszę uciec. Nie jestem bezpieczna swoim własnym domu, w swoim własnym kraju. Gdy się obudziłam po ziołach nasennych, które podał mi medyk podczas mojego napadu złości, od razu zaczęłam się pakować. Nie wzięłam zbyt wiele, twierdząc, że ozdobne pantofel czy sukienki nie przydadzą mi się podczas ukrywania się przed ludźmi, którzy chcieli mi odebrać jedyne to, co należało do mnie. W ostatecznym rozrachunku wzięłam wszystkie swoje klejnoty, bransoletki i naszyjniki wierząc, że będę mogła je później korzystnie sprzedać na potrzebne rzeczy. Nie mam jeszcze planu, a gdy uświadamiam sobie, że Gared nie odejdzie ze mną, że zostanie we Summer, a ja będę znowu sama, siadam na zimnej posadzce i zwijam się w kłębek. Nie jestem w stanie go zostawić. A on nie opuści swojej rodziny, już raz mi to powiedział.

– Loretto, jak się czujesz? – Za drzwiami słyszę pukanie i głos Nory. Szybko przywołuje się do porządku, wrzucając torbę pod łoże. – Słyszałam o małym incydencie podczas wczorajszej uczty. – Spoczywa na krześle od toaletki, a ja starając się zakryć torbę pod moim łóżkiem, rozkładam suknie szeroko i na nim siadam.

– Lepiej – mówię starając się uśmiechnąć, ale chyba wychodzi mi grymas na twarzy, bo na czole Królowej pojawia się duża zmarszczka.

– Król nie musi się o tym dowiedzieć. Już ma dosyć zmartwień na głowie. – Jej głos jej ciepły jak zawsze, a twarz łagodna, przez co wygląda na młodą dziewczynę niż kobietę. Kiwam głową przyznając jej racje. – Wiem, że jesteś zła o to, że nakazaliśmy ci nosi je – pokazuje głową na bransoletki, a ja się cała napinam. – Ale wyobrażasz sobie, co by się stało wczoraj? – Jej twarz nie jest już tak przyjazna, nagle zaczyna mi przypominać Rosalie – swoją matkę. – Mogłabyś nie tylko skrzywdzić siebie, ale tez innych. Strażników. Eleonorę... – milknie, a ja nie jestem w stanie nic powiedzieć. Oczami wyobraźni słyszę, jak siostra mówi mi, że wszystko będzie dobrze. Jak ociera mi obłoconą twarz swoją złotą suknią. A ja drżę pod jej dotykiem, ale nie z zimna, wręcz przeciwnie. Mam wrażenie, jakby mnie ogrzewała i leczyła. I wtedy myślę o tym, co by się stało, gdybym była W o l n a. Gdybym nie miała na sobie przedmiotu wyciszającego mojej mocy. Najpierw mrok pożarłby strażników, udusiłby ich i zabrał cały blask, który posiadają. A potem pochłonąłby ją. Widzę wyraźnie, jak wnika w siostrę i pochłania od środka. Zabiera jej cały blask. Zabiera ją całą. A ona znika i już nigdy nie wraca.

– Zapanowałabym nad nim. – Silę się na stanowczy głos. Macocha unosi brew do góry.

– A co jeśli byś tego nie zrobiła, tak jak w dniu egzekucji? Co jeśli mrok znowu przejąłby nad tobą kontrole? – Jej usta zaciskają się w cienką linię.

– To dla mojego dobra – mówię niechętnie, ważąc w ustach swoje słowa. Nie poznaje swojego głosu. Jest pusty, bez nadziei, bez radości, bez smutku i bez żalu. Po prostu jest, ale równie dobrze mogłoby go nie być.

– Tak kochanie. Dla dobra twojego i innych. – Macocha uśmiecha się blado, widząc, że patrzę się na kajdanki. Zdaje sobie sprawę, że skoro rodzina jest gotowa na to, żeby odebrać mi mój dar na zawsze, to muszą naprawdę się go obawiać. Może źle uznałam, że chcą pozbyć się problemu. A jeśli oni od początku starali się mnie chronić, bo naprawdę jestem niebezpieczna?

Słońce w Mroku (Zakończone)Where stories live. Discover now