ROZDZIAŁ XIX

7 2 0
                                    

Seweryn Valhaj stoi jak zawsze dumnie, z głową uniesioną wysoko, na której spoczywa majestatycznie rzeźbiona korona. Odziany w białe szaty, zdobione złotą nitką. Całego kunsztu nie dopełnia zachwycając berło ze szlachetnymi kamieniami, a trzy kobiety ubrane w te same barwy i zdobienia co on sam. Wszystkie młode i piękne. A światło bijące z nich, to nie magia czy jak inni zwali moc światła, to ich promienna uroda. Tak namacalna, że zapierająca dech w piersi. Tak mi się przynajmniej wydaje, gdy stoję na piedestale obok siostry, która stoi po lewej stronie ojca. Włosy mam upięte w ciasnego warkocza, a oczy umalowane złotą farbą, która również znalazła się na moich ramionach, dłoniach i szyi w postaci cienkich zawijanych nitek. Nora i Eleonora wyglądają tak samo, no prawie. Tylko ich kroje sukien są odmienne. Siostra ma na sobie tak obcisłą suknie, że mogłaby robić za jej drugą skórę, natomiast macocha posiada pod sobą kilka warstw delikatnego tiulu. Ja zostałam zaszczycona również przylegającym materiałem, jednak z wyciętymi skrawkami materiału przy tali. Nie oponowałam, gdy Melanii przyniosła mi tą suknie i pomagała krawcowej zwężyć gdzie nie gdzie, bo znowu schudłam. Nie mówiłam nic, gdy moje oczy przybrały dziwną chłodną barwę, w momencie nałożenia na nie złotą barwę. Nie pisnęłam ani słowem, czując zimny ciężar biżuterii na mojej szyi i głowie. Nie krzywiłam się. Nie grymasiłam. Bo to wszystko było dla mojego dobra. Dla dobra nas wszystkich.

– Witajcie przybysze w Summer! Mam nadzieje, że Bogowie byli łaskawi podczas waszej podróży do nas. Cieszę się, że przybyliście do nas i że weźmiecie udział w Królewskiej Próbie. Jeden ród połączy się lada moment z naszym i powstanie nowy początek. Ale najpierw zjedzcie coś i napijcie się, bo czeka was lada wyzwanie! – Gromki głos Króla roznosi się po sali, która już nie przypomina tego z dnia poprzedniego. Złote obrusy i czarne baldachimy zostały zabrane. Nie ma już pięknych kwiatów i intrygujących obrazów. Zostały ceglane ściany i surowa posadzka, która mówiła, że nie jesteśmy tu po to, żeby się bawić.

Nagle robi się zamieszanie, gdy do sali z każdej strony wkraczają słudzy z tacami z jedzeniem. Przybysze rozsiadają się przy stołach, głośno rozmawiając. Dzieci biegają między stołami, wylewając coś co rusz, a z ust mężczyzn wydobywają się dźwięki niezadowolenia.
My też siadamy, ale przy osobnym stole, który znajduje się w centrum pomieszczenia. Ku mojemu zaskoczeniu nie ma przy nim miejsca dla rodziców Nory. Jesteśmy przy nim tylko my, nikt więcej.

– Pstrąga? – pyta kelner, a ja kiwam głową, widząc na tacy parującą rybę. Zaczynam jeść, a gdy mój wzrok ląduje w stronę innych ludzi, odkładam widelec. Przynajmniej tuzin osób patrzy się na nas i bez wytchnienia obserwuje. A gdy moje oczy lądują na innych gościach, mam wrażenie, że ci również na nas spoglądają.

– Patrzą się na nas. – Zakrywam usta chustką.

– Przyzwyczaisz się – odpowiada Eleonora, gdy dojada do końca to co ma w buzi. Najwyraźniej nikomu to nie przeszkadza, bo wszyscy jedzą w spokoju. Mija cała wieczność głośny rozmów, które doprowadzają mnie do bólu głowy. Część towarzystwa najwyraźniej nie skończyła na pierwszym kieliszku wina, bo zaczęła się przekrzykiwać i tłuc porcelanę.
Nagle światło w sali robi się jakieś dziwne. Jakby ktoś zabrał cały blask z pomieszczenia i sprawił, że noc panująca na zewnątrz wtargnęła do środka. Jednak najwyraźniej nikt tego nie zauważa, albo tylko część, bo panujących hałas, ani trochę się nie wzmógł. Dopiero trąbki są w stanie uciszyć towarzystwo. Robi się jeszcze ciemniej. Tak, że ledwo widzę palce u swoich rąk. Nagle ktoś mnie łapie za ramie, a narastająca panika w moim umyślę, ujawnia się w piszczącym dźwięku, wydobywającym się z ust. Chwytam odruchowo za widelec przy talerzu.

– Już czas – mówi znajomy głos, a ja opuszczam sztuciec na stół.

– Madam Luiziana – bardziej pytam niż oznajmiam, ale ona mi nie odpowiada, tylko chwyta mnie za dłoń i ciągnie w stronę migoczącego światła. Zastanawiam się, jak ona coś widzi, bo ja po drodze potkam się o swoje własne nogi i kilkukrotnie boleśnie wpadam na kogoś. Gdy w końcu udaje nam się wyjść ze sali balowej, zauważam, że nauczycielka za drugą rękę ściska Eleonorę, a my znajdujemy się w bardzo małym pomieszczeniu.

– Pomieszczenie dla służby – oznajmia Madam, widząc moje błądzące, niespokojne spojrzenie po półkach z porcelaną i serwetkami. – A teraz szybko przebrać się dziewczęta. – Wraz z jej słowami, nie tylko ja i Eleonora, ale też damy dworu, zostają otoczone przez służbę, która zgrabnie ubiera nas w bufiaste spodnie i koszule do pępka z długimi rękawkami o również pokaźnym rozkloszowanym kroju. Na twarzach mamy założone chusty a stopy przyodziane we spiczaste pantofle. Wszystkie wyglądamy tak samo, oprócz Eleonory, która pomimo tego samego rodzaju ubioru, wyróżnia się czerwoną barwą materiału na tle naszej zielonej. Jej strój posiada małe złote pierścienie, które wraz z ruchem ciała bujają się na różne strony.

– A teraz weźcie głęboki wdech i wydech – spokojny głos Madam spoczywa między nami. – Pokażcie, że rodziny mogą być z was dumne. – Nie wiem, dlaczego, ale jej słowa uderzają mnie do żywego, sprawiając, że panika narasta we mnie w bardzo szybkim tempie. Jednak nie zdążam się w niej zatracić, bo ktoś mnie pcha, mówiąc, żebym się ruszyła. Idę więc przed siebie, krocząc za czyimś sprowadzonym z nieba blaskiem księżyca. Gdy się zatrzymuje, muzyka rozbrzmiewa, a rozjuszone głosy nagle milkną. Na suficie wystrzeliwuje kula światła, rozświetlając na moment pomieszczenie. Muzyka przyśpiesza wraz z gasnącą jasnością pomieszczenia i wtedy wiem, że pora zacząć przedstawienie. Serce mi bije jak szalone, a dłonie drżą, gdy przybieram swoją pozycje. Powoli poprawia się widoczność i w końcu dostrzegam zdezorientowane, a zarazem zachwycone twarze gości. Stoimy w wężyku, jedna za drugą, a ja na czele wszystkich. Machamy rękoma, wykonujemy gesty, które nauczyła nas Madam Luiziana, tylko po to, żeby za chwilę się rozsunąć i ukazać gwiazdę dzisiejszego wieczoru – Eleonorę. Oklaski, głosy zachwytu i zdumienie rozchodzi się po sali balowej. Słyszę szepty i śmiech pomiędzy dźwiękami uderzeń o lutnie. Tańczymy tak jak tego nauczyła nas nauczycielka. Jesteśmy tłem, dodatkiem do głównej atrakcji dzisiejszego wieczoru, a Eleonora wiruje wokół nas jak gwiazda, która spadła z nieba i lśni, nie wiem czy to przez jej wdzięk osobisty, czy to właśnie ten moment, gdy damy pokrywają jej ciało blaskiem księżyca. Wygląda przepięknie. 

Słońce w Mroku (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz