ROZDZIAŁ XXIX KRYSZTAŁOWE SERCE ŁATWO STŁUC cz.I

67 9 95
                                    

Kristian rzucił mi butelkę coli, z której pociągnęłam długi łyk. Bąbelki delikatnie połaskotały moje podniebienie.

- Dzięki.

Siedzieliśmy na chodniku jednego z największych mostów w Wilborough, przechodzącego nad szeroką i ciemną rzeką Ouse, która zakolami wiła się pomiędzy szeregówkami i znikała na horyzoncie, by wpaść do oddalonego o kilkanaście kilometrów kanału La Manche. Co jakiś czas mijały nas samochody, ale poza tym czuło się przyjemny spokój.

Przełożyłam nogi przez szczeble barierki i pomachałam nimi w powietrzu, przypominając sobie te wszystkie razy, kiedy przesiadywałam tu z Kristianem. Można powiedzieć, że była to nasza ulubiona miejscówka na wieczorne pogaduchy o wszystkim i o niczym, smęty i żale, a czasem ucieczkę przed Alex i jej dyktatorskimi zapędami. Blondynka zazwyczaj wręcz kipiała od ryzykownych pomysłów, których nie mieliśmy siły lub odwagi urzeczywistniać. Jeśli na czymś jej naprawdę mocno zależało, przychodziła po nas aż tutaj, ale na widok głębokiej, mętnej wody zawsze się wzdrygała.

Popatrzyłam w dół na pozornie spokojną rzekę. Wyobraźnia płatała mi figle, przełamując most i wrzucając mnie do czarnej toni. Zadrżałam, przypominając sobie słoną wodę zalewającą moje gardło.

Wreszcie zrozumiałam, dlaczego Alex tak nienawidziła tego widoku.

- Powiedz, że nie kupiłaś mi kota w worku. – Kristian zdawał się zauważać moją zmianę nastroju. Widziałam, że próbował mnie rozbawić.

- Moje obyczaje kociary mają swoje granice – rzuciłam, ale uśmiech tylko przez chwilę zafalował na moich ustach.

Czerwona kula słońca już prawie dotykała ciemnych wód, rozjaśniając je jak za dotknięciem magicznego pędzla. Budynki zabarwiły się na różowo. Nagle poczułam coś w rodzaju deja vu. Kolory przypominały mi odcienie z innego świata, tego, w którym obsydianowy rycerz pocałował zagubioną dziewczynę.

- Chyba powinnam ci wyjaśnić wszystko, co się ostatnio wydarzyło – stwierdziłam, choć miałam przemożną ochotę, by ugryźć się w język.

Odchyliłam się na rękach, zerkając na blondyna. Nie miał zbyt uradowanej miny.

- Niech zgadnę, więcej karkołomnych akcji? – Wzniósł oczy do nieba. – Obiecałaś.

"To prawda, obiecałam", pomyślałam z goryczą. "I doskonale wiedziałam, że nie powinnam była tego robić".

Z trudem przełknęłam ślinę i zmusiłam się, żeby opowiedzieć mu wszystko ze szczegółami, niczego nie pomijając, nawet jeśli miał mnie potem gromić tym swoim potępieńczym wzrokiem. Moje wyjaśnienia trwały wystarczająco długo, żeby słońce zniknęło za horyzontem, zostawiając po sobie ostatnią, samotną poświatę. Biały księżyc stawał się coraz bardziej widoczny na rozgwieżdżonym niebie.

Kristian zaciskał usta, nie patrząc na mnie. To zdecydowanie nie był dobry znak.

- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? To nie są żarty, Belle. Dawniej nawet byś się nie zastanawiała, tylko od razu spytała o radę. Czemu tego nie zrobiłaś? - Bez problemu wyłapałam smutek i zawód, którymi wręcz ociekały jego słowa.

- Czy to nie oczywiste?

Rzucił mi jedno z tych wrogich spojrzeń, kiedy to jedyną myślą, którą potrafiłam sformułować, było: „Którędy do wyjścia?".

Ale od pewnych rzeczy nie warto uciekać.

- Kiedy ty wreszcie zrozumiesz, że o wiele bardziej się o ciebie martwimy, gdy wszystko bierzesz tylko na swoje barki? Nie jesteś niezwyciężona. Kilka razy miałaś szczęście, ale nie licz na nie w przyszłości. Uwierz w to, że chcemy i możemy ci pomóc – powiedział dobitnie. Przeczesał palcami swoje kręcone włosy, próbując ukryć przede mną rosnące zdenerwowanie, ale nie dałam się tak łatwo nabrać.

Znaki Dusz. Odrodzenie [W TRAKCIE ZMIAN]Where stories live. Discover now