CZĘŚĆ 9 - c.d.

484 42 4
                                    

- Przed bramą? – zdziwił się Klusek. – Przed którą bramą, bo przed jedną, z tego co pamiętam to już staliśmy?

- Ciii... - skunks przyłożył palec do pyszczka. – Cicho bądźcie, bo niczego nie usłyszymy.

Zwierzaki zgodnie skinęły główkami, nawet szczur, o którego istnieniu nikt w kolumnie nie miał zielonego pojęcia. Siedział cicho jak mysz pod miotłą, a w głębi duszy czuł, że zaraz otworzą wrota do samego pałacu Lulany i z zadowolenia chytrze zacierał łapki.

- Stuk! Stuk! Stuk! Rozległo się głośne kołatanie do drzwi, a po chwili uchyliło się małe okienko i odezwał się donośny, piskliwy głosik w nieznanym dla zwierząt dialekcie. – Li lu?

Osłowi dosłownie opadła szczęka. – Li cu? – cicho zapytał zbaraniały.

- Li li li li la...li li li la lu – w odpowiedzi osłowi zanucił basset, ale podenerwowana ich zachowaniem kocica szybko przywołała ich do porządku, trącając w bok, to jednego, to drugiego łapką. Sowa wzięła głęboki wdech, zupełnie ignorując ich naganne maniery.

- Li la lu lel Ser del Pudell – donośnie odpowiedział główny gwardzista i po chwili bramy pałacu wpuściły kolumnę z przybyszami oraz gołębicą do środka.

- Gwardia!!! – ponownie krzyknął przywódca straży. – Rozstąpić się! Straż szybko wykonała rozkaz. – Rozejść się! Po czym spojrzał na zdezorientowanych jego rozkazem zwierzaków. - Dalej pójdziecie ze mną – uśmiechnął się na widok przestraszonych pyszczków i dziobów.

Gołębica sfrunęła na grzbiet Mirandy. – Mogę przycupnąć? – spytała nie oczekując odpowiedzi.

- Ufff – odetchnęła sowa. – Żarty się was trzymają, co?

- Cha, cha, cha... - zaśmiał się gwardzista. – A gdzież bym śmiał i skłonił się uprzejmie przed sową. – Zapraszam za mną. Prosto korytarzem. Do Sali Audiencyjnej. Ser del Pudell już nas oczekuje.

Dowódca straży ruszył przodem, a zwierzęta gęsiego za nim, rozglądając się pełne zachwytu na boki. Sznur zamykał cichuteńko dreptając i nadal przez nikogo nie zauważony szczur.

- Tu to dopiero jest przepych. Co ośle? – wyszeptał pies.

- Aż uszy więdną – odpowiedział. – Widzisz te posadzki? Jak lustra...

- A żyrandole? – wtrąciła Rita. – Nigdy nie widziałam czegoś równie pięknego.

- Tak kryształowe kwiaty...ale... – sowa przyjrzała się uważniej – ...to nie są lawendowe kwiaty?!

Gwardzista uśmiechnął się pod nosem. – To lilie. Dar od Lilii Wspaniałej. Kuzynki naszej królowej.

- Aaaa... - sowa pokiwała głową pełna uznania.

- A ileż tu roślinności – zaznaczył skunks.

- A toż to dopiero korytarz – wtrącił pies.

- Korytarz, korytarz... Usłyszał Klusek jeżąc futerko ze strachu. – Przecież za mną nikogo nie ma...- powiedział półgłosem dodając sobie odwagi i głośno parsknął śmiechem. – Ależ ja jestem niemądry. To pewnie echo. W takich miejscach zazwyczaj mieszka echo.

Szczur wzniósł oczy ku niebu. – Kocham tego psa...

- Oho! Otwierają! – zaznaczył gwardzista, wyprostował się jak struna i przybrał marszowy krok.

Faktycznie drzwi do Sali Audiencyjnej stanęły przed nimi otworem zanim zdążyli zastukać.

- Ależ oni są zorganizowani – zaznaczył kuc.

Po drugiej stronie kufraWhere stories live. Discover now