ROZDZIAŁ XXII

4 2 0
                                    


Dzień VII

Zachodzące słońce maluje niebo różowymi i pomarańczowymi barwami, przypominając bardziej piękny pejzaż niż naturę, którą codziennie oglądamy. Wiatr się zatrzymuje, a ptaki przestają śpiewać. Szmery i rozmowy towarzyszące od kilku dni, milkną wraz z kończącym się dniem, który zwiastuje zwycięstwo lub przegraną, dumę lub upokorzenie dla wielu.

– Książe Logan Carole ze Springer. Lord Edmund Wesser ze Summer. Lord Benett Vassyl z Atumn. Książę Eryk Mansson z Atumn. Lord Ceresyt Zeterus ze Summer. – Czyta posłaniec z listy. – W takiej to kolejności dotarli nasi zwycięzcy do pałacu w przeciągu wyznaczonego czasu. – Tłum gromkimi brawami nagradza zwycięzców.

– Gratuluje wszystkim śmiałkom, którzy wzięli udział w Królewskiej Próbie. Jak wiadomo, nie każdy jest odważny, żeby zdecydować się na tak poważną próbę męstwa. Dlatego wszystkim należy się szacunek. – Król Summer zniża lekko głowę w stronę tłumu. – Ale największe uznanie powinni dostać ci, którzy pokonali ciężką trasę w wyznaczonym czasie. Książe Carole – kiwa głową do Logana, który już jest opatrzony, a jego strój nie przypominają zlepki materiału, a elegancki płaszcz z koszulą. Chłopak ledwo trzyma się na nogach, więc opiera się o swoją matkę. Jednak, gdy mój ojciec zwraca się do niego, on natychmiast staje resztkami sił na własnych nogach i chyli głowę. Widzę po grymasie na jego twarzy, że sprawia mu to ból. – Lordzie Vassylu. – Zwraca się do ciemnowłosego mężczyzny, który wygląda tylko trochę lepiej od księcia. Jest tak samo blady na twarzy, a dłonie i buzię ma poranioną i posiniaczoną. – Książę Manssonie – milknie na chwilę, żeby zwrócić wzrok na brata Magnolii, który ma złamaną rękę. – Lordzie Zetrus.

– Brat Magnolii stoi dumnie, gdy ojciec skierowuje wzrok na jego twarz. W tłumie dostrzegam jego siostrę, próbującą opanować twarz ze wzruszenia. – Po resztę kandydatów, którzy jeszcze nie dotarli, wysłaliśmy już tłumnie strażników. Z tego co wiem, większość została przewieziona i zajmują się nimi medycy w wyznaczonych ku temu komnatom. – Nora stoi dumnie, a po niepewności, którą powodowała jej rodzina, nie zostało nic.

– Jeszcze za nim się wszyscy rozejdą, chciałabym ofiarować to zwycięzcą Królewskiej Próby. – Eleonora poleca służbie ze złotą tacą, aby podążył za nią. – To nie tylko podziękowanie za wzięcie udziału, ale też gratulacje, za hart ducha, który doprowadził was do mety. – Przyszła królowa Summer we błękitnej sukni, wyglądająca niczym baśniowa postać z wody, zakłada na głowy zwycięzcom zielone wieńce. – Nadto pragniemy ofiarować dla każdego z was, skrzynie ze złotem. – Wraz z jej słowami obok nas pojawiają się kufry z majątkiem, który mógłby dać spokojne życie niejednej rodzinie we Summer.

– Przesłuchanie już się odbyło. Mogliście opowiedzieć, jak radziliście sobie z trudnościami. Nasi obserwatorzy i gońce również dostarczali nam informacji o waszych poczynaniach. Dzięki temu mamy obraz, jak używaliście waszych umysłów i ciała – mówi ojciec. – A teraz odpocznijcie, zjedzcie coś i wypijcie, a ja udam się wraz z rodziną i doradcami na obrady, aby móc zdecydować, kto w przyszłości zasiądzie na tronie u boku mojej cudownej córki – kończy ojciec, kierując się w stronę wyjścia, a my wraz z nim żwawym krokiem opuszczamy komnatę, słysząc za sobą stukot butów strażników.

I choć stoję przy okrągłym stole, a gdy mówię, wszyscy mnie słuchają, jakbym naprawdę coś znaczyła, to gdy patrzę na ojca, skupionego na naszych argumentach, które przytaczamy, zachęcając go do wybrania odpowiedniego kandydata, a wraz z nim korzyści, które zyska Summer, wiem po jego spojrzeniu, że on już dawno wybrał, a to co my mówimy jest nic nie warte.

– Decyzja podjęta – mówi Larnos, kończąc wypowiedź mojego ojca, dając przy tym informacje, że mamy opuścić biuro ojca. Wszyscy po kolei to czynimy, zastanawiając się, czy cieszyć się z nowego przyszłego króla, czy bardziej bać się nowej, obcej osoby.

Wychodzę wraz z tłumem jako ostatnia na korytarz i widzę, że po pałacu krząta się dużo ludzi. Napawam się tym widokiem, a jednocześnie go nienawidzę, nie mogąc już znieść bliskości tylu obcych osób. Nie chce już słuchać opowieści czy narzekań. Mam dość niezobowiązujących rozmów. Od kilku dni pragnę zostać sama, żeby móc poczuć tą samotność, która zapewne po jakimś czasie znowu mnie przytłoczy i za tęsknie za tym wszystkim, co mnie teraz denerwuje. Jednak, gdy przybysze opuszczą nasze mury, ja będę mogła spotkać się z Garedem, który obiecał moją wolność. Nadal trzymam się tej wersji, iż chcę, aby bransoletki zniknęły, ale gdy na nie patrzę, nie oczekiwanie czuję strach, przypominając sobie, że są one po to, żeby mnie chronić, bo mrok jest niebezpieczny. Ja jestem niebezpieczna. Może popełniłam błąd zachęcając Gareda do stworzenia klucza do zamku ciążącego mi na dłoniach metalu. Waham się, myśląc o bezpieczeństwie rodziny, a potem ściskam nadgarstki i robi mi się niedobrze. Duszność uderza mnie ze zdwojoną mocą, a krople potu pojawiają się na czole. W oczach tworzą się łzy, które szybko przecieram, łapiąc łapczywie powietrze. Nie zasługuję na to, żeby go mieć. Nie zasługuje na swój dar. Bóg Rea pomylił się obdarzając mnie nim. Nie jestem w stanie nad nim zapanować, więc nie powinnam go w ogóle mieć. Może ojciec wcale się nie mylił.

Słońce w Mroku (Zakończone)Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang