ROZDZIAŁ XXIII

4 2 0
                                    

Rodziny uczestników próby, służba rozmieściła w nowych komnatach, blisko naszych. Natomiast Kaleb i jego wuj dostali pokój będący na końcu długiego korytarza. A ich strażnicy zostali zesłani na niższe piętro, żeby nasi mogli ich zastąpić i pilnować, aby pod żadnym pozorem nie opuszczali swoich komnat. Nikt im nie ufał i chyba wszyscy się bali. Ja na pewno.

– Oszalałaś Lore. Oszalałaś. – Eleonora robi już chyba siódme kółko wokół okrągłego stołu.

– A co miałam zrobić Eleno? Co miałam zrobić? Przecież ojciec oddałby mnie bez woli walki! Prawda ojcze? – Zwracam się do niego, a on nerwowo porusza się na krześle przy swoim biurku.

– Mówimy o pokoju Loretto. Wiesz ilu ludzi zginęło podczas małego konfliktu pięćdziesiąt lat temu? – odpowiada, prostując się.

– Widzisz. – Patrzę się na siostrę, pokazując dłonią na ojca. – Sprzedałby mnie, jak świnie jarmarczną rzeźnikowi.

– Lore. – Eleonora beszta mnie spojrzeniem. – Może uda się jeszcze porozmawiać z tym regentem i wyperswadować im tą całą wojnę i Królewską Próbę. Na pewno ceni sobie coś bardziej niż nas. A jak tak rychło mu do ożenku, to niech sam u siebie urządzi sobie konkurencje.

– Wierzysz w to? Myślisz, ze którakolwiek z dam będzie chciała poślubić kogoś z Winter? Tych barbarzyńców? Może jakaś dama z ich wiosek, ale żadna z dziewczyn lojalnych nam krain. – Opieram się o blat stołu, zaciskając wargę. – A najwidoczniej oni chcą zawrzeć silniejszy sojusz z jakąś krainą, skoro fatygowali się tu osobiście. Oni wiedzą, że dobrowolnie nikt z nimi, nie będzie współpracował.

– A jeśli damy mu pieniądze? – pyta naiwnie siostra.

– Sama w to nie wierzysz – odpowiadam markotnie, a jej mina również zrzędnie.

– Jeśli dotrę do mety, będę mogła zostać z wami Eleonoro. Nie będę musiała poślubiać nikogo i nigdzie wyjeżdżać, a ten nadęty regent i książęca mość będą mogli pocałować mnie w zad. – Nora i Eleonora krzywią się, słysząc moje słownictwo, ale żadna z nich nie ma już siły nawet spojrzeć na mnie pouczająco.

– Wiesz, jak tam jest niebezpiecznie? Widziałaś i słyszałaś opowieści uczestników oraz gońców. Możesz tam umrzeć – siostra mówi poważnie, a ja sobie uświadamiam, że nie pomyślałam, co będzie dalej. Jak już dotrę na bagna czy pustynie. – Zrezygnuj – prosi, trzymając mnie za dłonie.

– Lore dobrze zrobiła. – Od godziny stojąca przy oknie Nora, odzywa się po raz pierwszy. Patrzę się na nią podejrzliwie, a w mojej głowie obijają się jej słowa: Zrobię wszystko, żeby cię ochronić, bo tak robi dobra matka, a jeśli będzie oznaczać to, że mam się stać nienormalna, to taka będę. – To było jedyne wyjście – mówi. – Będziesz musiała radzić tam sobie sama, wiesz o tym prawda? – Staje przede mną z zatroskanym wyrazem twarzy, jakby naprawdę się o mnie martwiła. Przez chwilę jej wierzę, ale gdy przypominam sobie, jak oplata bluszczem ciało Gareda, przypominam sobie, że nie jest tym za kogo się podaje. Jej również nie można ufać. – Nie będziemy mogli ci pomóc w sposób znaczący, bo inaczej obrazilibyśmy szlachetne rody. Rozumiesz mnie Loretto? – pyta kładąc nacisk na ostatnie słowa, jakby w jakiś sposób chciała przekazać mi coś jeszcze.

– Oczywiście – odpowiadam. – Ale żebym miałam równe szanse, musicie mi je ściągnąć. – Wyciągam dłonie w stronę ojca, starając się nie dostrzegać przerażenia na jego twarzy.

*

Nie jest to typowa Królewska Próba. Nikt się niebawi i nie pije. Ludzi jest garstka, a ich miny są bardziej posępne niż zwykle.Namioty zostawione, wyglądają jakby się skurczyły. Nikt się nie wysilił, żebyzaprosić barta czy błazna. Nikt nie rozmawia, nikt się nie śmieje. Jest ponuro.

– Jesteś gotowa? Już jutro startujecie. – Eleonora siada obok tacy z jedzeniem.– Ojciec uważa, że każdy powinien zjeść posiłek we własnej komnacie, żebyściesię nie rozpraszali, ale ja jestem pewna, że obawia się Winterczyków.

– Nie jestem głodna – mówię.

– Mam dopilnować, żebyś coś zjadła. – Jej ton przybiera surowy wydźwięk, więcbiorę kawałek chleba i pochłaniam go niechętnie. – Uważaj na siebie, dobra? – Ściska moją dłoń.

– A jak twój narzeczony? – pyta, chwytając jej dłoń, na którym pojawił sięwczoraj pierścionek zaręczynowy. – Ma gust. – Przyglądam się szlachetnemukamieniowi.

– Należał do jego babki. A Eryk, jest miły. Nieco sztywny, ale miły. Aż dziwne,że posiadając takich rodziców, potrafi wykrzesać w sobie krztę serdeczności.

– Jeśli ty uważasz kogoś za sztywniaka, to naprawdę musi taki być – śmieję się,ziewając.

– Wyjechał z powrotem do domu, przygotować się, żeby zamieszkać u nas. Obiecałwrócić za niecały miesiąc. Będę miała czas przyzwyczaić się do nowej sytuacji –mówi, a ja znowu ziewam, czując ciężar powiek. – Prześpij się. – Całuje mnie wczoło, a ja momentalnie zasypiam twardym 

Słońce w Mroku (Zakończone)Where stories live. Discover now