1

28 2 0
                                    

Nocne niebo raz po raz rozbłyskało światłami sztucznych ogni. Przeszywający gwizd, coraz cichszy i cichszy, a potem stłumiona odległością eksplozja barw chcących choćby na mgnienie wywalczyć sobie miejsce wśród gwiazd. Duchy nocnych wichrów wznosiły race wyżej i wyżej. Duchy iskier i płomieni nadawały im barw, które zdawały się zbyt cudowne, by móc istnieć.

Emery przyglądał się im z mieszaniną radości i wyrzutów sumienia.

Cieszył się, oczywiście, że tak. Jak mógłby nie radować się w dniu, w którym Idi, jego przyjaciółka z dziecięcych lat, stała się wreszcie księżniczką koronną Idistreą? Nigdy nie miał wątpliwości, że pewnego dnia to właśnie ona zostanie uznana za przyszłą królową, następczynię tronu. Jej brat Briallen również o tym wiedział i nie zamierzał ukrywać, że kamień spadł mu z serca. Teraz mógł otwarcie oddać się zawiłym dyplomatycznym pułapkom przebranym za wystawne bale i przyjęcia. Cóż, tak, to właśnie on namówił Emery'ego do przywdziania odświętnych szat i wzięcia udziału w uroczystości jako przyjaciel rodziny królewskiej a także jeden z najmłodszych świętych paladynów w historii Łańcucha Thessapara. Książę albo nie rozumiał, jak bardzo tytuł ten zdążył zaciążyć jego druhowi, albo po raz kolejny postanowił użyć słów jako broni, by zmusić Emery'ego do oderwania się na chwilę od obowiązków.

Bo wystarczyło tylko odrobinę obrócić głowę, uciec spojrzeniem od płonących na niebie wielobarwnych kwiatów, nieco wyżej i bardziej na północ, by ujrzeć powód, dla którego paladyn zmagał się z wyrzutami sumienia i narastającym strachem. Właśnie tam ziała pustka ciemniejsza i bardziej przytłaczająca niż zwykła nieobecność gwiazd. Ta ciemność była paszczą, która otwierała się coraz szerzej i szerzej, by ich pożreć. Była otchłanią, która czyhała na nich wszystkich jako kara za grzechy przeciwko świętym duchom.

Zadaniem Emery'ego oraz jego sióstr i braci w służbie duchom było znaleźć sposób, by tę pustkę powstrzymać. Odprawić dość rytuałów, by obłaskawić święte duchy. Wygłosić tyle modlitw, by zapewnić je o swojej dozgonnej wierności. A przede wszystkim oczyścić Łańcuch Thessapara i wszelkie wyspy archipelagu z zarazy szerzonej przez heretyków.

Nie mógł się tym zajmować, jednocześnie będąc na balu Idi. Choć kochał księżniczkę jak siostrę, nie mógł uznać jej za ważniejszą niż los świata. Po prostu nie mógł. Musiał...

— Na święte duchy! Wyglądasz, jakbyś od tygodnia bez przerw na sen rozważał, czy przegnasz otchłań gniewnymi spojrzeniami — zawołał znajomy głos.

Emery westchnął posępnie, odwrócił się i stanął twarzą w twarz z Briallenem. Książę jaśniał i promieniał, duchy słonecznego blasku uwielbiały pieścić jego oblicze zarówno w dzień jak i w nocy. Zdawał się drugim słońcem, które przybyło do pałacu tylko po to, by przedłużyć uroczystość na cześć królewskiej córki.

— Zdołam cię przekonać, że wcale tak nie było?

— Możesz spróbować, ale szczerze wątpię, żebyś odniósł zamierzony skutek.

W kilku krokach Briallen znalazł się przy przyjacielu, chwycił go za ramiona i potrząsnął lekko. Pomimo promiennego uśmiechu w złotych oczach dało się dostrzec cień troski.

— Martwię się o ciebie — szepnął czule i łagodnie, bojąc się chyba, całkiem słusznie, że jeśli zacznie zbyt natarczywie naciskać, Emery po prostu ucieknie. — Od miesięcy obserwuję, jak z dnia na dzień gaśniesz, jak dajesz się pożerać paszczy nie na niebie, ale w tobie.

— Ślubowałem... — zaczął paladyn, ale tym razem książę nie zamierzał pozwolić mu dokończyć.

— Wiem przecież! Byłem tam! — syknął. — I wiem też, że nie byłeś tamtego dnia jedynym, który złożył śluby. A także że i rok wcześniej pięcioro przysięgało służyć duchom. I rok przed tym...

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 02 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Wszystkie gwiazdy na twoim cieleWhere stories live. Discover now