X. Odwaga, czy brawura?

18 5 33
                                    




Po przeczytaniu końcówki ostatniego wpisu, siedziałam zamrożona, różowy pamiętnik leżał przede mną na biurku. Patrzyłam tak na niego, nachylona, nawet nie zdając sobie sprawy z kropel, które raz po raz uderzały w zapisane strony, rozmazując tusz. Po przeczytaniu tego ostatniego wpisu, czułam się jeszcze bardziej skołowana. Sam spędził ze mną moje ostatnie dni, próbując jakoś mnie pocieszyć i ulżyć mi w bólu, ale nawet mimo tych pięknych intencji, dalej używał na mnie wpływu. Myślałam, że przebolałam lwią część złamanego serca, ale po przeczytaniu paru kartek z pamiętnika, przypomnieniu sobie moich prawie że ostatnich chwil, które spędziłam właśnie z nim, zdałam sobie sprawę, że to nie było prawdą.

-Czy cokolwiek między nami było prawdziwe? - wyszeptałam pytanie w eter, wiedząc, że nie dostanę na nie odpowiedzi.

Moje emocje huczały prawie tak mocno, jak w pierwsze dni po obudzeniu się z tej cholernej śpiączki. Gniew, strach, smutek mieszały się we mnie, tworzyły wybuchową mieszankę, która błagała mnie, abym odpuściła kontrolę. Pierwszy raz w swoim życiu miałam tak bardzo ochotę coś zniszczyć. Wiedziona instynktem wstałam z obrotowego krzesła i przemierzyłam sypialnię, potem schody i przeszłam przez wejściowe drzwi, ledwie świadoma tego co robię. Mimowolnie zarejestrowałam, że robię to szybciej, niż ludzie potrafią, ale nie chciałam się na tym skupiać, nie mogłam. Przecięłam podwórko i las, niesiona przez emocje, które sprawiały, że w moich oczach budził się nieludzki żar, a moje dłonie mrowiły w cichej prośbie, abym uwolniła z nich Płomień, dała ujścia uczuciom, które mnie pożerały. Mój umysł był całkowicie skupiony na tym, aby odnaleźć Go. Tylko On mógł dać mi odpowiedzi, których potrzebowałam.

Las zaczął się zmieniać subtelnie. Najpierw wszystkie dźwięki, którymi kochałam się napawać, wychodząc na jego łono, zaczęły cichnąć. Kiedy przestałam słyszeć nawet ptaki, poczułam jak powietrze przeszywa ledwie wyczuwalny zapach egzotycznych kwiatów, zapach, którego nie miało prawa tu być, nie na tej półkuli, nie w listopadzie. Ta woń przywodziła na myśl rytuały odprawiane w głębinach lasów deszczowych przez pradawne plemiona. Mówiła o wojnie, miłości, zepsuciu i śmierci. Wiedziałam, że się zbliżam.

Drzewa, które mijałam w szaleńczym tempie, skręcały się nienaturalnie. Ich pnie wydawały się obracać wokół własnej osi, a gałęzie opadać w dół, ku ścieżce, którą się poruszałam.

"Tak, jak gdyby chciały Cię pochwycić" - podpowiedział cichy głos w mojej głowie.

-Niech spróbują - odpowiedziałam głośno.

Jak na zawołanie, gałęzie ogromnego dębu poruszyły się, jakby uderzył w nie niewidzialny podmuch wiatru. Bez wahania uwolniłam Ogień, który pochłonął drzewo doszczętnie. Gdy się paliło, do moich nozdrzy doszedł zapach tak słodki, że aż mnie zemdliło. Nie wiem z czego były zbudowane te drzewa, ale to definitywnie nie było drewno.

Odwróciłam się, czując Jego obecność. Tym razem zdążyłam go dostrzec, zanim postanowił się ujawnić. Stał parę drzew dalej w wymiętej, czarnej koszuli. Jej górne guziki były rozpięte, ukazując kawałek bladej klatki piersiowej i wydatne obojczyki. Dzisiaj wyjątkowo nie miał na sobie rękawiczek, kapelusza, ani żadnych innych udziwnień stroju, które zazwyczaj nosił. Chłopak opierał się o drzewo, a delikatne światło księżyca, które jakimś cudem przebijało się przez gęste korony drzew, oświetlało jego profil. Oczy chłopaka były czarne, jak noc pozbawiona gwiazd. Drobny, jak na mężczyznę, nos tworzył strop nad bladymi, delikatnymi ustami. Jego uroda była zwiewna, przywodziła na myśl elfy, ale wiedziałam, że nie mogę dać się jej zwieść. Książe był potężny, możliwe że potężniejszy, niż którykolwiek z aniołów, które widziałam do tej pory. Wpatrywał się we mnie zagadkowo, milcząc, jakby czekał na moją reakcję. Odetchnęłam głęboko, wiedząc, że przemocą nic nie wskóram, a co najwyżej zapewnię mu rozrywki.

-Witaj, Książe - powitałam chłopaka, stawiając parę powolnych kroków w jego kierunku.

-Witaj, Rose - odpowiedział, odrywając się od pnia. Również poruszał się powoli, jak gdyby dopasowywał się do mojego tempa, ale każdemu krokowi, który stawiał, towarzyszyła gracja. Musiałam wyglądać przy nim zabójczo niezdarnie. Kiedy spotkaliśmy się w połowie drogi, obydwoje przystanęliśmy. Nie spuszczałam z niego wzroku, instynkt mi na to nie pozwalał. Wszystkie moje mięśnie były napięte w gotowości, mimo faktu, że to właśnie Książe pomógł nam podczas ostatniego kryzysu. Nie mogłam się rozluźnić, nie, czując jak ogromna moc od niego biję. Uderzała moje zmysły falami, mogłam to odczuć niemal fizycznie.

"Czy to on stał się potężniejszy, czy ja stałam się wrażliwsza?" - zastanowiłam się przez moment.

-Czemu zawdzięczam ten zaszczyt? - zapytał cicho, przekrzywiając delikatnie głowę. W jego czarnych oczach na chwilę pojawiły się znajome, jasne błyski, które przypominały gwiazdy na nocnym niebie, ale momentalnie zgasły.

-Potrzebuję twojej pomocy. Potrzebuję odzyskać ostatnie ze wspomnień - wyjaśniłam. Emocje we mnie powoli opadały i zaczynałam zastanawiać się, czy to aby na pewno był dobry pomysł. W tym momencie, udanie się do Księcia nocą, kiedy nikt nie wiedział gdzie jestem, brzmiało jak książkowy przykład bycia debilem. Mimo wszystko, nie mogłam się wycofać.

-Chcesz bardzo wiele, czy nie przywróciłem Ci większości wspomnień? - zapytał, a jego głos ciągnął się, jak topiona czekolada, wabił.

Ostrzegawczy dreszcz przebiegł po moich plecach, ale wiedziałam, że muszę zignorować moje instynkty. Tak, Książe był czystym niebezpieczeństwem, niewiadomą, ale bez jego pomocy mogłam nigdy nie dowiedzieć się, do czego doszło ostatniego dnia mojego wcześniejszego życia.

-To prawda Książe, byłeś bardzo hojny i dziękuje ci za pomoc, jednak to jest dla mnie bardzo ważne - napierałam, modląc się, abym nie przeciągnęła struny i nie dostała paranormalnego pstryczka w nos.

Książe znał moje imię, mógł zatrzymać mnie w swoim świecie, jeśli tylko by tego zechciał. Chłopak uniósł źrenice nieco w górę, jakby się zastanawiał, a kiedy wrócił wzrokiem do mnie, powoli podniósł dłoń i palcami pogładził mój policzek. Musiałam użyć całej siły woli, aby się nie odsunąć. Jego palce były zimne, jak śmierć, a te zimno wkradało się do wnętrza mojej skóry, biegnąc żyłami, grożąc, że dotrze do serca i je zatrzyma.

"Jak potężna musi być ta istota, żeby samym, krótkim dotykiem wywołać takie przerażenie?" - to było kolejne z pytań, które, jak się domyślałam, na zawsze zostaną bez odpowiedzi.

Czarnooki chłopak ujął moje dłonie w swoje i powoli nachylił się w moim kierunku. Jego oddech musnął moją szyję, zanim zatrzymał się koło mojego ucha, również on był zimny.

-Pomogę Ci, jeśli zatańczysz ze mną - wyszeptał, a moje serce omal się nie zatrzymało.

Skoro sam jego dotyk na moim policzku, a teraz na moich dłoniach, sprawiał, że czułam się, jakby wszystko we mnie zamarzło, to co mogłabym poczuć, tańcząc z nim? Przełknęłam gulę, która formowała się w moim gardle, gdy chłopak dalej się nie odsuwał. Czułam każdy brany przez niego wdech, każdy wydech, kiedy moje włosy były delikatnie rozwiewane przez małe prądy, które wytwarzał. Cała moja złość, cały smutek, wszystkie emocje ze mnie uleciały. Została czysta adrenalina.

-Zatańczę z Tobą - zgodziłam się cicho.


*

Spalona cz. 2 - Krew AniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz