ROZDZIAŁ XXX KIEDY POCAŁUJESZ ROPUCHĘ, NIE ZMIENI SIĘ W KSIĘCIA cz.II

41 8 86
                                    

TRIGGER WARNING: PRZEMOC, OPISY BRUTALNEJ ŚMIERCI, RAN.

...........................................................................

Witaj, siostrzyczko.

Naprawdę miałam nadzieję, że to był tylko nieśmieszny żart. Kolejna pokręcona zagrywka, którą chciał mnie zmanipulować.

"Wampiry energetyczne i venatorzy zwracają się do swoich pobratymców jak do rodzeństwa", pomyślałam. "Czy on chce mi po prostu kolejny raz dać do zrozumienia, że należymy do tego samego gatunku istot?".

– Czym ty jesteś, James? - położyłam nacisk na ostatnie słowo, nie kryjąc obrzydzenia.

– Czyli nadal stosujesz wyparcie. – Pokiwał głową, mając minę, jakby nie oczekiwał po mnie niczego innego. – To teraz się skup, bo szkoda mi czasu, żeby się powtarzać. Ty i ja jesteśmy venapirami, dziećmi wampira energetycznego i venatora. Co więcej, oboje jesteśmy dziećmi tego samego venatora.

Przymknęłam oczy, a potem bardzo powoli je otworzyłam. Drzwi szafy, do której wpychałam wszystkie niechciane przypuszczenia, w końcu nie wytrzymały. Czułam się przygnieciona, ale świadoma do bólu.

– Jak to możliwe?

– Widzisz, moja matka piastowała kiedyś funkcję Luny, a po ukończeniu służby osiedliła się na Ziemi jako wampir energetyczny. Pewnie tego nie wiesz, ale kiedy Lunie uda się pomóc komuś wypełnić jego życiową misję, Wyrocznia, wszechwiedzący byt, który nadzoruje Luny, pozwala takiej osobniczce wybrać, do którego rodzaju istot chce należeć, rozpoczynając swoje niezależne życie na...

Coś uderzyło o powierzchnię dachu. James uniósł brwi, po czym obrócił się na pięcie w stronę hałasu. Ja tymczasem obserwowałam powód zamieszania z otwartymi ustami.

Christopher stał kilka kroków od nas, a jego poszarpane ubrania łopotały na wietrze. Wciąż mokre włosy okalały bladą, wychudzoną twarz. Lodowate spojrzenie czarnych oczu omiotło nieprzytomną Carmen i trzęsące się ze strachu Alex oraz Vic, po czym skupiło się na... moim bracie.

"Pocałowałam własnego brata", uświadomiłam sobie.

Nie miałam jednak czasu, żeby dłużej rozdrapywać ten temat, bo Christopher uniósł kącik ust, mówiąc:

– Tego nie przewidziałeś, co?

James wypuścił z palców sztylet. Ostrze poszybowało w kierunku wampira energetycznego. Blondyn wzbił się w powietrze, unikając zranienia.

"Mogłam się tego spodziewać", pomyślałam, wstrzymując oddech. "Skoro Christopher posługuje się k a ż d y m rodzajem energii, to czemu miałby nie móc latać?".

Venapir ruszył biegiem w kierunku przeciwnika, wyjmując po drodze połyskujący oślepiającym światłem miecz. W ułamku sekundy dotarł do celu, wyskoczył i wziął zamach na ramię Christophera. Ten wygiął się w łuk, przypominając zawieszonego na linach akrobatę. Omijał kolejne pchnięcia, zwinny niczym kot, aż w końcu obrócił się i wylądował na dachu. Joseph dołączył do niego, po czym przerzucił miecz do drugiej ręki, próbując z zaskoczenia ciąć wampira w prawy bok. Broń nie dosięgła celu, ale wcale nie musiała, bo Christopher padł na kolana i wydał z siebie długi jęk, spoglądając z niedowierzaniem na włócznię, którą wbito od tyłu w jego udo.

Za rannym blondynem jak spod ziemi wyrosła Susan. Jej włosy jak zwykle układały się w aż nazbyt idealne loki, a czerwona szminka podkreślała uśmiechające się złośliwie usta. Pas ze świecącą bronią otaczał zakrytą obcisłym gorsetem talię.

Christopher skierował na nią zdezorientowany wzrok.

– Susan? – Rozpoznałam znajome mi już poczucie zdrady malujące się na jego twarzy. – Czemu?

Znaki Dusz. Odrodzenie [W TRAKCIE ZMIAN]Où les histoires vivent. Découvrez maintenant