ROZDZIAŁ XXXI NIEKTÓRZY UMIERAJĄ NIE RAZ, A KILKA RAZY cz.I

38 7 72
                                    

Christopher patrzył przed siebie pustym wzrokiem. Według tego, co mi wyznał, przez ponad pięćset lat dręczyło go poczucie winy. Sądził, że gdyby tylko zachowywał się bardziej dyskretnie, nie ujawniłby swojej wampirzej natury przed Conway'ami. Goście w końcu opuściliby pensjonat, a pan i pani Wood dożyliby spokojnej starości, na którą zasługiwali.

Nagle cały ten ból, który wydrążył z Christophera zielonookiego chłopca, okazał się bezsensowny. Wyrok zapadł dużo wcześniej, niż chłopak podejrzewał. Conway'owie... A może Camberowie, w końcu takie nazwisko nosił mój ojciec, postanowili wrobić zagubione dziecko w zabójstwo własnych rodziców. Wszystko to z pobudek, o których wampir nie mógł wiedzieć.

Pomimo całego szeregu kłamstw, którymi uraczył mnie Christopher, zapragnęłam podejść do niego i dotknąć jego dłoni. Zajrzeć w czarne oczy, które widziały już tak wiele. Powiedzieć, że nie jest sam. Obiecać, że będę mu towarzyszyć w tym nowym życiu, którego zbyt długo nie chciał rozpocząć.

Ale wtedy musiałabym skłamać.

Mogłam zaakceptować Christophera jako tymczasowego sprzymierzeńca, ale rany, którymi pokrył moje zdradzone serce, zabraniały mi czuć. Więziły każde pozytywne wspomnienie związane z wampirem, wypychając na powierzchnię tylko kilka słów, które wypowiedziały jego blade usta.

Jestem jednym wielkim kłamstwem.

Szybko przywołałam się do porządku. To nie był odpowiedni czas na analizowanie swoich uczuć. Na tym przeklętym dachu znajdowali się też moi przyjaciele, więc to o ich życiu powinnam była myśleć.

Zakładałam, że po tym, co powiedział James, Christopher będzie załamany albo jeszcze bardziej wściekły, ale byłam w błędzie. Nałożył na twarz swoją ironiczną maskę, unosząc jeden kącik ust.

– Myślałem, że zrobili to twoi rodzice. Przez te wszystkie, cholerne lata wiedziałem, że mnie zdradziłeś, lecz nie przypuszczałem, że byłeś zdolny do czegoś takiego. – Mroczny uśmiech pogłębił się. – Ale to ci nie wystarczyło. Przyszedłeś do mnie, żeby ponownie się mną pobawić. Zaoferować odzyskanie siostry, która już dawno przestała nią być.

Wzrok Christophera spoczął na wyraźnie znudzonej Jasmine. Dziewczyna przewróciła oczami i kucnęła przed nim. Pstryknęła palcami, szepcząc coś tak cicho, że nie byłam w stanie jej usłyszeć. Włócznia zniknęła z nogi wampira, materializując się w tym samym momencie w zaciśniętej dłoni szatynki. Christopher syknął, przyciskając palce do silnie krwawiącej rany. Czerwona ciecz w kilka sekund pokonała kolejne warstwy poszarpanych spodni i zaczęła tworzyć kałużę wokół jego kolan.

– Wiesz, co to jest – stwierdziła Jasmine, patrząc z szacunkiem na trzymany przez nią opalizujący przedmiot. Drzewce wyglądały na nienaruszone, zupełnie jakby wróciły do stanu pierwotnego. – To broń. Słyszałam jej szept dniami i nocami, aż wreszcie uzyskałam wskazówki, dzięki którym mojemu ojcu udało się ją stworzyć. Stwórca zsyła niezbędne słowa tylko venatorom, wampiry energetyczne nie zasługują na ten przywilej. – Wykrzywiła wargi w nieczułym grymasie. – Nie jestem jak ty. Nigdy nie byłam.

Krwawienie zelżało, kiedy policzki Christophera zapadły się, a oczy otoczyły szarym cieniem. Odetchnął głęboko, jakby właśnie zakończył ciężką walkę.

– Mam uwierzyć, że wszystko, co powiedział ten kłamca, to prawda? – warknął. – Jeśli tak, czy nie brzydzisz się bratem, który zabił ludzi, którzy tak bardzo cię kochali?

Rozleniwienie zniknęło z jej twarzy.

– To twoi rodzice byli kłamcami – odparła lodowatym tonem. – Nawet słowem nie wspomnieli o tym, że nie jestem ich biologiczną córką. Zawsze czułam się od was inna, nie na miejscu, choć nie potrafiłam tego wyjaśnić. Dopiero James otworzył mi oczy.

Znaki Dusz. Odrodzenie [W TRAKCIE ZMIAN]Where stories live. Discover now