ROZDZIAŁ XXV

3 2 0
                                    

Obserwator nie porusza się i nie pomaga mi wstać, bo nie może. Jest tylko obserwatorem. Nie rozpoznaje go. Nie wiem, czy należy do służby, a może jest uczonym. Od razu rzucają mi się w oczy flagi. Liczę je i oddycham z ulgą. Są wszystkie. Dotarłam pierwsza.

Udaje mi się wstać, żeby wyciągnąć rękę w stronę żółtej flagi. Za nim udaje mi się pochwycić ją w dłoni, blask światła mnie oślepia. Upadam, głośno sycząc z bólu.

- Odpowiedz, a dam ci flagę, abyś mogła iść dalej - mówi nagle. - Do króla przyszły dwie kobieta. Obie urodziły niedawno dzieci. Ta starsza oskarżyła młodszą, że podrzuciła jej swoje martwe dziecię, a jej natomiast żywe zabrała. Młodsza nie zgadzała się z tą drugą i zarzuciła jej kłamstwo, że chce zabrać jej maleństwo. Więc król zasądził: Rozetnijcie to żywe dziecię na pół i dajcie każdej część - wzdrygam się. - Ta starsza krzyczy, że kłamała i nie chce już tego dzieciątka. Która jest jego matką? - pyta dosadnie, a ja jestem tak zdruzgotana tą historią, że nie wiem co odpowiedzieć.

- Co jeśli odpowiem źle? - Obserwator nie patrzy na mnie, a przed siebie.

- Nie dostaniesz flagi - mówi bez zawahania, a ja wiem, z czym to się wiąże.

- Można jeszcze raz? - pytam, a obserwator mówi po raz kolejny i kolejny, abym mogła zrozumieć. Czy kobieta faktycznie kłamała? A może powiedziała to po to, żeby chronić dziecko? Albo przestraszyła się konsekwencji, że przez nią zginie czyjeś maleństwo.

Czas ucieka, a ja nadal się zastanawiam. Robi się chłodno, więc otulam się mocniej płaszczem. Z dwóch muszę trafić w jedno. Wystarczy mieć szczęście, albo chociaż intuicje i można iść dalej. Ale jeśli będzie to pech...

Za plecami słyszę szmer, więc się szybko odwracam i dostrzegam męską sylwetkę.

- Księżniczko - Weremus się kłania. Twarz ma czerwoną, ale nie spaloną, jak zapewne ja. Widać, że jest również zmęczony, a rany z poprzedniej Królewskiej Próby jeszcze się nie zaleczyły, przez co wygląda jakby stoczył wiele wojen.

- Lordzie. - Spuszczam nieco głowę.

- Jeszcze nim nie jestem. - Macha ręką, a ja mu się przyglądam. Z bliska wygląda na nieco młodszego niż go odebrałam ówcześnie. Na twarzy nie ma żadnego zarostu, natomiast ona sama, gdyby nie była poznaczona ranami, zapewne byłaby gładka jak u niemowlaka. Weremus mógł być niewiele starszy ode mnie, a nawet kilka lat młodszy. Jednak ciężko mi jest określić przez jego wysoką i barczystą posturę w połączeniu z dojrzałym spojrzeniem i młodzieńczą twarzą.

- Proszę wybaczyć - silę się na uprzejmość.

- Musimy się pośpieszyć. Po raz kolejny pustynia dała siwe znaki i opóźniła marsz. Inni są chwilę za nami. - Zauważam, że użył słowa my. - Obserwatorze - kieruję wzrok na mężczyznę, którego ciemny kolor skóry, kontrastuje z bielą jego szat. - Zagadka - zaleca, a ja znowu słucham wiersza. Weremus marszczy brwi, widzę, że się zastanawia. - Rozumiem, że księżniczka jeszcze nie dała odpowiedzi, skoro tu stoi. Ale skoro stoimy tu razem, możemy spróbować razem znaleźć rozwiązanie. - Kiwam głową, że się zgadzam. - Należy się zastanowić, jak zachowałaby się prawdziwa matka - mówi, a ja myślę o Marsylli Vallhaj. O tym, że nie wiem, jaką była mamą. Myślę o Norze, która najwyraźniej była nienormalna, uważając, że krzywdząc inne osoby, stawała się dobrą matką. Ale jeśli nie tylko ona tak uważała?

- Matka jest w stanie poświęcić wszystko dla swojego dziecka. Nawet swój racjonalizm - bardziej pytam niż oznajmiam, a Weremus patrzy się na mnie nieprzeniknionym spojrzeniem. - Obserwatorze - mówię głośno. - Ta starsza - oznajmiam głosem pełnym napięcia. Nawet na moment zapominam, że jest coś takiego jak oddech, gdy strażnik flag, podaje mi jedną z nich.

Weremus mówi to samo i również dostaje trofeum. Uśmiecha się do mnie wdzięcznie i oglądając się za mną, rusza dopiero wtedy, gdy ja. Teren powoli się zmienia, jakbyśmy nagle znaleźli się w innej krainie. Wszechobecny piach znika, wraz z pojawiającą się rzadką trawą. Na niebie widać już gwiazdy i księżyc otoczony białą poświatą.

- Wyglądasz na zmęczoną Pani - odzywa się, przerywając śpiew koników polnych.

- Nic mi nie jest - mówię, ale tak naprawdę marzę, żeby położyć się do swojego łoża, wypić duszkiem karafkę wody i zjeść całą tace słodkich bułek.

Słońce w Mroku (Zakończone)Donde viven las historias. Descúbrelo ahora