CZĘŚĆ 22 - c.d.

225 31 2
                                    


***

- Co miałaś na myśli mówiąc do tej Mirmy, że na jej miejscu zrobiłabyś to samo? – cichutko spytała Dalia, a Halinka ze szczurem, kocicą i Kluskiem nastawili uszu.

- Jestem pewna, że właśnie w tej chwili posyła jakiegoś pachołka po brzydszą połowę osadników! – głośno odpowiedziała sowa i demonicznie zachichotała wywołując u Huby i Buby mroźne dreszcze.

- Po trolle, ogry i ropuchy? – spytała podekscytowana Halinka.

- Dokładnie tak moja panno. Dokładnie tak. Ściszyła głos do szeptu, tak aby Huba i Buba nie usłyszały. – I nie ma się czemu dziwić. Po prostu się boi. Ale to naturalne odczucie.

- Boi? Nas? – wtrącił szczur.

- Ciszej! Na skrzydła orła – fuknęła sowa. – Ciszej. Oczywiście, że nas. Bo niby kogo? Baltazar wzruszył ramionami i przytkał nos.- A bo ja wiem?

- Ale ja wiem. Pomyśl, dlaczego tak skrupulatnie zbudowali granicę.

- No fakt – stuknął się w czoło. - Zostały w osadzie same i boją się, że podczas nieobecności męskiej części osady ktoś mógłby je raz dwa na siedem wiatrów przepędzić z Lawendowej Krainy.

- No właśnie – wyszeptała sowa. - Ich siły, zwłaszcza teraz są nieco osłabione.

- Ale jak przepędzić? – wycedziła przez zaciśnięte zęby Halinka tak cichutko jak myszka. -Przecież sąsiadujące z „el ka" krainy pozamykały swoje przejścia.

- Na moje sowie oko to oni, to znaczy trolle, ogry i ropuchy nie mają o tym zielonego pojęcia – wyszeptała sowa. – Mówię wam mają pietra te nasze...yhy,yhy,yhy – zakaszlała.

– I dlatego specjalnie dałam Mirmie do zrozumienia, że o tym wiem. To znaczy wiemy, że są w osadzie same – dodała.

- Kiedy? Basset delikatnie szturchnął kocicę w bok. – Kiedy? Bo nie dosłyszałem, co? Kiedy dała jej do zrozumienia? Kocica przewróciła oczami. – Ciszej do diaska – pisnęła i ostrożnie zerknęła na boki. – Nie słyszałeś. Powiedziała, że ogarnęła ich prawdziwa gorączka złota.

- A...cha...No tak. Teraz pamiętam – zaszczekał, otrzepał się i zamerdał ogonem jak pies.

- Fuj! Przestań! Kocica przytkała nos. – Nie dolewaj oliwy do ognia. I bez twojego odoru trudno tutaj wytrzymać. Basset chichocząc wzruszył ramionami.

- Mówię wam. Coś mi tutaj śmierdzi – głośno powiedziała sowa.

- A widzisz!? – fuknęła Rita. – Ona też poczuła.

- No wiesz? – oburzył się Klusek. – A jej stopa to niby co? Kadzidełko?

- Fy, fy, fy – powąchał szczur. – I to jak. Basset uśmiechnął się głupkowato i położył uszy po sobie.

- Nie dziwię się, że zamknął przejście – dopowiedziała Halinka kręcąc z niesmakiem głową. Basset wybałuszył oczy i z miną głupka zerknął na kocię, która na jego widok parsknęła śmiechem: - To nie o tobie głuptasie...

- Wiem, że śmierdzi! – fuknęła sowa, zerknęła na Hubę i Bubę ściszając głos. – Miałam na myśli... - delikatnie wskazała skrzydłem - ...okolicę. Mówię wam, że tutaj coś nie gra.

- Najważniejsze, że połknęły haczyk i się nas boją – wtrącił szczur.

- Boją to za dużo powiedziane. Na razie to tylko wzbudzamy respekt. A to spora różnica moi drodzy – zaznaczyła sowa. – Ale spokojna głowa. Już ja coś wymyślę.

Po drugiej stronie kufraWhere stories live. Discover now