Prolog

28 3 1
                                    



Dobre rzeczy są rzadkością. 

Trzeba je cenić, ponieważ zawsze kończą się zbyt szybko.

Harlan Coben


 Mama znowu musiała zostać dłużej w pracy, dlatego zmusiła mnie, żebym wyszła wcześniej z imprezy i odebrała Benniego od kolegi. Jakby jego ojciec nie mógł choć raz wstrzymać się od chlania na umór, może wtedy nie musiałabym zastępować młodszemu bratu zarówno matki, jak i ojca. Ze złością wcisnęłam telefon do tylnej kieszeni spodni, wypiłam duszkiem przygotowanego wcześniej przez Nicole drinka i ciężko westchnęłam, a następnie pożegnałam się ze znajomymi. Wyszłam po raz kolejny z imprezy zanim ta zdążyła się na dobre rozkręcić i byłam okropnie wściekła, głównie dlatego, że miałam spędzić chwilę z Billym, chłopakiem, który podobał mi się od dawna. Ostatnio nawiązaliśmy kontakt, ale los ewidentnie nie chciał pozwolić, byśmy zbliżyli się do siebie.

Wsunęłam do uszu słuchawki i włączyłam swoją ulubioną playlistę na Spotify. W głowie delikatnie mi szumiało od tych kilku drinków, które zdążyłam wypić i byłam pewna, że jeśli państwo Lorenzo będą chcieli zamienić ze mną kilka słów, to od razu wyczują zapach z moich ust, dlatego sięgnęłam po miętową gumę do żucia i wsunęłam ją sobie do ust.

Z daleka zauważyłam nadjeżdżający autobus, więc gwałtownie rzuciłam się do biegu. Na całe szczęście kierowca zaczekał na mnie, więc już po chwili siedziałam wygodnie na samym końcu pojazdu, przyklejona czołem do szyby i wgapiałam się w ciemną przestrzeń za oknem. 

Jakieś piętnaście minut później wysiadłam na osiedlu, które było zdominowane przez tych bogatych dupków, którzy takich jak ja mieli za śmieci. 

Nie lubiłam tej części Blackriver.

Ci wszyscy lekarze, prawnicy i inni przedstawiciele klasy wyższej gardzili takimi jak ja. Dziećmi rodzin robotniczych, które ledwie wiązały koniec z końcem, modląc się pierwszego dnia miesiąca, by wystarczyło pieniędzy do kolejnej wypłaty. 

Mama, jako jedyna pracująca osoba w naszym domu, starała się zapewnić nam odpowiednie warunki do życia, dlatego zaharowywała się każdego dnia, jak koń zaprzęgowy, a ten jej udany mąż, Russell, i tak sprawnie przepijał większą część wypłaty. Był ojcem Benniego, ale nie moim. 

Ja byłam efektem młodzieńczego szaleństwa, a mój tata, no cóż, nie był wzorowym rodzicem i nie wspomagał nas w żaden sposób. Miał w końcu nową rodzinę, a ja... ja nie pasowałam do tego wyidealizowanego obrazka, więc nasza relacja nie należała do tych zasługujących na miano udanych.

Przeszłam przez wąską uliczkę, otoczoną z obu stron pięknymi domami i przynależnymi do nich ogrodami przypominającymi te, które widywałam za opłatą w ogrodach botanicznych. Skrzywiłam się, czując nieznośnie pulsującą w sercu zazdrość i skręciłam w kierunku domu Państwa Lorenzo. Schowałam słuchawki, zbliżając się do ich domostwa. 

Ta jedna rodzina należała do mniej irytujących i nie zwracali uwagi na to, że Bennie pochodzi z biedoty, pozwalali swojemu synowi zadawać się z nim bez uprzedzeń, za co byłam bardzo wdzięczna, bo chociaż u nich mój brat mógł zaznać odrobinę spokoju.

Zapukałam do dwuskrzydłowych drzwi ze szklaną wstawką po obu stronach i cofnęłam się delikatnie, by nie uraczyć porządnych ludzi gorszącym zapachem alkoholu. Po chwili w drzwiach stanęła Julia Lorenzo. Piękna, wysoka i szczupła kobieta o złotobrązowych oczach, z których biły ciepło i dobroć.

— Dzień dobry Mia, miło cię widzieć — rzuciła, uśmiechając się szeroko.

— Dzień dobry — odparłam, zmuszając się do odwzajemnienia uśmiechu. — Mnie również jest miło panią widzieć. Mam nadzieję, że Bennie nie sprawił żadnego kłopotu, przepraszam, że przychodzę po niego tak późno, ale mama musiała zostać dłużej w pracy.

— Nic nie szkodzi, kochanie. Bennie był jak zwykle bardzo grzeczny — powiedziała i odsunęła się od drzwi, dając mi przestrzeń, bym weszła do środka. — Masz ochotę na kolację? Co prawda już skończyliśmy, ale jeśli jesteś głodna, to z przyjemnością odgrzeję lasagne — kontynuowała, a ja poczułam się urażona. Wiedziałam, że Julia nie miała złych intencji, a mimo wszystko jej propozycja w jakiś sposób uraziła moją dumę. To, że pochodziliśmy z biedoty i margines społecznego nie oznaczało, że chodziliśmy głodni. — Mój mąż twierdzi, że robię najlepszą lasagne, jaką kiedykolwiek jadł, może tobie również posmakuje? — Uśmiechnęła się szerzej, unosząc delikatnie brwi.

— Dziękuję Pani Lorenzo, niestety nie jadam mięsa — odparłam, zmuszając się do kolejnego uśmiechu, który niemal mnie bolał. — Bennie! — zawołałam, wychylając się lekko w głąb domu. Starałam się zignorować błyszczące marmury na podłodze i wszechobecny przepych, od którego zachciało mi się wymiotować.

Zaraz mały pojawił się obok kobiety z szerokim uśmiechem i od razu pognał w moją stronę, wpadając w moje nogi, które mocno objął. Pogłaskałam chłopca po czarnych, miękkich włosach i pochyliłam się, by ucałować go w czoło.

— Mia! — pisnął z ekscytacją w głosie. — Jadłem taką pyszną lasagne... — przeciągnął z niekrytym zachwytem w głosie, a ja zacisnęłam szczękę.

— Świetnie, cieszę się, że ci smakowało — rzuciłam, a potem podniosłam się na równe nogi, spoglądając na blondynkę. — Dziękuję za opiekę nad bratem, do zobaczenia! — mruknęłam i chwyciłam za małą rączkę brata, ciągnąc go w stronę przystanku autobusowego.

Mały przez całą drogę nie przestawał wychwalać pieprzonego posiłku, a im dłużej o tym opowiadał, tym bardziej zaczął doskwierać mi głód. Bez przerwy słyszałam, jak fantastycznie jest w domu Państwa Lorenzo, jakie mają świetne zabawki i piękny dom. Mały jarał się najprawdopodobniej wszystkim, co było z nimi związane, a ja... w końcu nie wytrzymałam. Wyciągnęłam słuchawki z kieszeni, włożyłam je do uszu i włączyłam muzykę.

 Bennie nadal mówił, ale ja już go nie słyszałam. Jego głos był teraz przytłumiony, ledwo słyszalny przez głośne dźwięki mojej ulubionej piosenki. Szliśmy dalej, on krok za krokiem przy mnie, ale ja byłam już w swoim świecie.

I wtedy to się stało.

Pojawiło się oślepiające światło, ryk silnika, a potem przeraźliwy dźwięk uderzenia i unoszący się wysoko dym. Zatrzymałam się gwałtownie i wyrwałam słuchawki z uszu. Serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Spojrzałam w stronę, gdzie jeszcze przed chwilą był mój brat. Leżał teraz na ulicy, nieruchomy, a wokół niego zaczęła zbierać się sporych rozmiarów kałuża krwi. Sparaliżowało mnie na tyle, że nie byłam w stanie nawet myśleć.

Z drogiego, sportowego samochodu wytoczył się wysoki mężczyzna w śnieżnobiałej koszuli i z trudem, bardzo pokracznie dopadł do maleńkiego ciała leżącego kawałek od jego samochodu. Pochylił się, ale omal nie upadł, więc położył dłoń na rozgrzanym asfalcie, tak bliski zderzenia z ziemią. Dotknął Benniego i zatoczył się w bok, opadając bokiem na ziemię. 

Był tak pijany, że nie mógł zapanować nad własnym ciałem.

I po chwili rzeczywistość uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą. Pobiegłam do braciszka, krzycząc tak głośno, że rozbolało mnie gardło, ale wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Krew rozlewała się na asfalcie, a ja nie mogłam zrobić nic, żeby mu pomóc. 

Samochód nagle ruszył z miejsca i zaczął oddalać się z piskiem opon, znikając w mroku... zostawiając mnie samą przy umierającym braciszku. Upadłam na kolana obok Benniego, łzy spływały mi po policzkach. Wszystko wokół zamieniało się w chaos, a ja nie mogłam przestać myśleć o tym, że gdybym tylko nie założyła tych przeklętych słuchawek, może mogłabym coś zrobić. Może mogłabym temu zapobiec.

Złapałam za komórkę, ale ta wyślizgnęła mi się z rąk, wpadając w gęstą maź wokół drobnego ciałka. Świat w tej jednej chwili przestał dla mnie istnieć, a ja posypałam się jak pęknięte szkło, z hukiem uderzając o samo dno.




It's ComplicatedWhere stories live. Discover now