Rozdział XXIII: Co z ciebie za Bóg?

74 16 1
                                    

~~AZRIEL ORGAXOG~~

Wzrok Caleba doprowadzał mnie do szału. Te pełne współczucia ślepia wgapiały się we mnie i... doprowadzały mnie do szaleństwa.

Caleb coś przede mną ukrywał, stąd ten pełen współczucia wzrok skierowany w moją stronę. Ale jak miałem coś wyciągnąć z niego, skoro prędzej odgryzłby sobie język, niż mi powiedział?

Zaciskam dłonie w pięści i udaję, że wcale nie widzę jego wzroku. Skupiam się na gotującej w garnku zupie, jednak moje myśli ciągle wędrują ku Calebowi, nie Rasielowi, a Calebowi. Pieprzona reinkarnacja matki bogów, zrobiła mi pranie mózgu i zamiast zdobyć sympatię ukochanego, to... myślę o innym? Czy tak czuł się Rasiel, kiedy wdał się w romans ze mną? Tak, byłem jego mężem, ale za sprawką formalności, które w tamtych czasach, były normą. Ślub z rozsądku, nie z miłości. Ta pojawiła się później. Ciężko stwierdzić, kim dla siebie byliśmy tak naprawdę.

A może to było chwilowe? Ulotne uczucie? Może tak naprawdę nic dla siebie nie znaczyliśmy?

Może... Może... Młody książę tylko zauroczył się w Wampirzym Lordzie, a Wampirzy Lord zauroczył się w młodym księciu? I to było tylko i wyłącznie zauroczenie i nigdy tak naprawdę go nie kochałem?

Próbowałem sobie przypomnieć, czy przez te wszystkie tysiąclecia tęskniłem za nim. Kręcę głową, nie przypomnę sobie.

Caleb... On tęsknił, myślę, że nie było dnia, w którym nie tęsknił za nim. Czy chociaż raz było mi blisko do niego? Nie.

Zawsze tłumaczyłem sobie to tym, że muszę być silny i dbać o to, by prawda o Calebie nie została ujawniona. Tylko tyle. Przez ten cały czas... żyłem czyimś pragnieniem? Okłamując wszystkich, nawet samego siebie?

– Co ty robisz? – warknąłem w stronę Caleba, który złapał mnie w tali, kiedy przechodził obok.

– Chciałem tylko przejść – odpowiedział.

– I od razu musiałeś mnie macać? –

– Nie chciałem, żebyś się skrzywdził – oświadczył, a ja dopiero zauważyłem, że niefortunnie położyłem nóż. Gdyby Caleb nie zmacał mnie, pewnie przesunąłbym się, żeby zrobić mu miejsce, kalecząc się nożem. Nic by mi się nie stało, takie śmieszne ostrze nie zrobiłoby żadnej krzywdy, rana zagoiłaby się, nim zdążyłby zarejestrować, że się zraniłem. Jednak Caleb pomyślał o mnie... I jak mam o nim przestać myśleć, skoro nawet o największego wroga dba, jak o przyjaciela?

Westchnąłem głośno, nie komentując jego zachowania.

– Jesteś głodny? – zapytał, pierwsze co chciałem to go wyśmiać za zadawanie takich głupich pytań. Jednak kiedy chwycił ten sam nóż, przed którym mnie chciał chronić, zrozumiałem, jaki rodzaj głodu ma na myśli.

Wpatrywałem się w niego jak zahipnotyzowany, kiedy przejechał ostrzem po wewnętrznej stronie swojej dłoni. Od razu uderzyła mnie słodka woń jego krwi, instynkt kazał mi się rzucić, ale coś mnie powstrzymywało. Caleb stroni od ranienia siebie, by dać mi swoją krew, raczej wybiera stary i sprawdzony sposób – moje zęby.

– Czekasz, aż się wykrwawię? – rzucił kąśliwą uwagę, ale tylko delikatnie. Podszedłem ostrożnie do niego i złapałem jego dłoń w swoją, jednak nie zamierzałem pić krwi z tej rany, ponieważ było to niepraktyczne. Zamiast tego podciągnąłem jego bluzę do góry i wbiłem kły w jego nadgarstek.

– Co ty...? – syknął, kiedy moje kły dotknęły jego bladej skóry.

– Niech ci będzie – powiedział w końcu.

My crimson brideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz