Skrzypodupienie

491 6 1
                                    

Skrzyp. Skrzyp. Chrupi mi czy skrzypi? A może skrzypczy. Przydało by się troszkę naoliwić. Czy cuś. Nie naoliwić. Będę tłusty, ale będzie mi dalej skrzyczyć skrzypić chrupić. Przez e. Skrzypieć. I prze “a” chrupać a nie chrupić… chrup chrup. Skrzypieć nie lubię. Bo skrzypienie to starości objaw trzeszczący. Chrupać nie mogę, bo nie mieści się to w mojej drewnianej rzeczywistości. Nawet jak byłem jeszcze drzewem, to nie chrupałem. I chyba nie skrzpiałem, chociaż nie jestem tego taki pewien. Teraz trzeszczę. Trzeszczę niemożliwie. Rozsycham się I trzeszczę sam z siebie. W szczególności jak się zmienia temperatura. Nieświadomie to robię I boję się, że pomyślą o mojej starości. A jak pomyślą że jestem stary, to zechcą mnie zapoznać z piecem. Psiakość. Wtedy będę pykał I strzelał w ostatnich odruchach pzeddymnych. Przedwęgielnych odruchach. Zamienię się w dym I popiół. I kawałki zwgęglonki. Nie mówi się “zwęglonki” tylko kawałki “węgla”… jak tak będę mówił, to jeszcze pomyślą, żem filozof. I zasiadywać będą na mnie jak na tronie inspiracji. Że niby takie “natchnienie” przynoszę. A ja wolę sobie stać. W rogu albo koło stołu. I cieszyć się nieskrzypieniem. Ale jak będę się mógł cieszyć nieskrzypieniem, gdy grube dupsko jakieś zasiądzie na mnie przy obiedzie I kręcić się będzie po moim siedzisku jak gówno w przeręblu? Dlaczego w ogóle mówi się “jak gówno w przeręblu” a nie “jak dupa na krześle”? Bo dupa siedzi… aha… ale to zależy jaka dupa. I nie mówię o urodzie lecz częstotliwości ruchów. Bywają dupy spokojne. Usiądzie taka na siedzisku moim wyszywanym I nic. Nie rusza się. Przytwierdzi się dupowatą twarzą do mojej płaskości I nic. Taka dupa to dobra dupa. Taka nie antykrzesłowa dupa. Ale są też I te kręćne. Kręcące się. Kręcą się jak śrubokręt… albo kręcona śruba… bo tak naprawde też nie wiem, czy dupa “się kręci” czy “ją kręcą”. Albo ją kręci… tylko co? Dotyk mojej płaskości? Uczucie duporozluźnienia? NIe lubię takich dupów. Bo naruszają moją stabilność. Naruszają moją nietrzeszczalność. I może właśnie przez takie krętodupy nabawiłem się tego trzeszczenia, chrupowania. Rozsychanie się pewne jest. Temperaturą spowodowane. Ale inne trzeszczenia na złączach? Na pewno nie od korników. POliturowany jestem z rodu. Dobrze zakonserwowany. Poza tym jak było parę korników w przerwie politurowej koło moich nóg… to jak taka dupokręta dupa rzucać się zaczęła, to nie tylko obtarła mi pokrycie, ale I korniki wzięły nogo za pas. Nie moje nogi, tylko swoje. Jakby wzięły moje nogi.. To żadna dupa nie miałaby już szans. Ale zaraz… ja też nie miał bym szans… tylko strzelałbym I pykał przed zwęgleniem całopalnym. Cholerna inkwizycja antysiedziskowa. Antykrzesłowa powiedziałbym nawet. Ale nie mogę powiedzieć, bo to zabrzmiałoby znowu jak trzeszczeleszczenie… trzeszcznie. Tacy jak ja nie mówią. Tylko najpierw cierpią… od dup… później z odpadającej politury dziury pokornicze się pojawiają… I coraz bardziej się trzeszczy trzeszczeniem zapraszając następne wydźwięki życia… pykanie w piecu.

Stary już jestem I nawet jak nie chcę to zatrzeszczę. Klej stolarski dawno mi już zgnił I powypadał spomiędzy połączeń. Słoje też wydają się w mej drzewnej naturze rozchodzić się… rozstawać ze sobą… tworząc szpary… Przestałem już tyle miejsc, przestałem już tyle obiadów, kolacji, nasiadówek, posiedzeń a nawet zabaw małżeńskich gdzie trzeszczenie wydawało się ludziom dobrym znakiem… I w końcu dotarłem do momentu, gdy zaczynam rozchodzić się ba boki I trzeszczeć sam z siebie. Robi mi się słabo. Coraz częściej słabną mi nogi I pozycja stabilna. Coraz bardziej kiwam się I rozkiwuje. Tak jakbym dygotał… I nikt nie rozumie, że zbliża się mój koniec… I może niesiadanie tylko I odświeżenie politury pozwoliłoby mi przeżyć jeszcze troszkę… ale… zwyczajny jestem. Niezabytkowy. Nie bogaty I nie artystyczny. Niewyjątkowy lecz dupozwyczajny. Drewniany. Zrobiony przez zwyczajnego a nie niezwyczajnego. Jedyna moja niezwyczajność, to to, że między dupami, skrzypieniem I przestawianiem z kąta w kąt pomyślę… Ale to na nic. Bo zawsze na końcu właściciel dupy powie- coś mi tu kurwa trzeszczy!

Postoję jeszcze chwilę. Może jeszcze jedna dupa… może dwie… I popykam w piecyku. Co mi tam. Nie ma rzeczy niezniszczalnych. Nie ma nieśmiertelności. Nawet dla mebla.

Wojciech Glanc

28-04-2013

Berlin

SkrzypodupienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz