Część 1/2

2.6K 212 39
                                    

Okay, Harry był świadomy, że jest z nim coraz gorzej. Widział, co się z nim dzieje. W końcu doszło do tego, że bał się chodzić wieczorami ulicami Londynu w obawie, że na jakiegoś się natknie. Już kilka razy miał taką sytuacje. To nie było przyjemne.

Szedł spokojnie chodnikiem rozglądając się dookoła. Ulice o tej godzinie były puste jak na Londyn. Żadnych korków, masy przechodniów. Garstka samochodów i kilku ludzi gdzieś się spieszących. Chłopak włożył dłonie do kieszeni bluzy i modlił się w duchu by tylko spokojnie dojść do domu. No jasne, że nie mogło mu się to udać. Gdy spojrzał w boczną uliczkę jego serce na moment stanęło. Jego nogi zrobiły się jak z waty i nie był wstanie zrobić nawet kroku do tyłu. Był tam. Przy śmietniku. Patrzył na niego świecącymi ślepiami. Bruneta przeszły ciarki. Miał wrażenie, że zwierze zaraz się na niego rzuci, a on nie będzie wstanie uciec.Momentalnie oblały go zimne poty, a w gardle poczuł ogromną gule.Gdyby nie to, że ktoś na niego wpadł pewnie stałby tam przez całą noc.

-Sory stary.

Tylko to zdołał usłyszeć zanim rzucił się w ucieczkę. Nie wiedział jak długo biegł. Zatrzymał się dopiero przed swoim blokiem. Trzęsącymi się rękami wdusił kod i zatrzaskując za sobą drzwi od klatki schodowej głośno odetchnął. Krew buzowała w jego żyłach, a adrenalina nadal go trzymała. Pobiegł na drugie piętro nawet nie trudząc się by poczekać na windę. Pokonując po dwa schodki naraz dotarł do mieszkania i dopiero wtedy poczuł się bezpiecznie.Wiedział, że tutaj nic mu nie grozi.

-Tutaj nie wejdą,tutaj nie wejdą...

Powtarzając cicho pod nosem, zamykał drzwi na trzy zamki, które jego siostra uważała za zbędne. Ale on nie. To jego mieszkanie i będzie miał tyle zamków ile będzie chciał. Mógł ich zamontować nawet dziesięć,a jej nic do tego. Przeszedł się po wszystkich pomieszczeniach patrząc czy wszystko jest okay. Okna były pozamykane, żadnych śladów łap czy włamania. Bezpiecznie. Mógł wziąć spokojnie długi prysznic i iść spać. Bez strachu, że w nocy coś rozszarpie mu gardło. Albo ugryzie i zarazi wścieklizną, a on zginie w ogromnych bólach. Sam, zamknięty w swoim mieszkaniu, razem z wszystkimi zasuniętymi zasuwami na drzwiach.

Doszło do tego, że nie chciał już nikogo wpuszczać do mieszkania, a sam wychodził tylko, gdy musiał.W razie konieczności. Zacząć wariować. Jeszcze trochę, a ludzie zaczęliby pokazywać go palcami na ulicy. Z jego domu, zrobił samotnie. Ściany były puste, bez żadnych obrazów czy zdjęć. Meble równo poustawiane bez nawet grama kurzu.Wszystkie bibeloty, które przywiózł z rodzinnego gniazda leżały teraz w dwóch kartonach w pokoju gościnnym. I może spędzałby cały swój czas sam i powoli świrował, ale jego siostra nie pozwoliła na to. Nie chciał jej nawet otwierać drzwi, bo wiedział jak to się skończy. Tym, że będzie mu mówić jak ma żyć i co ma robić. Że ma wyjść na dwór, do ludzi i iść do psychologa.Oczywiście, że jej nie słuchał. Co ona mogła wiedzieć?

Któregoś dnia,gdy brunetka stała przed jego mieszkaniem i waliła w drzwi miał stać się przełom.

-Harry! Otwórz te drzwi do jasnej cholery!

Krzyknęła. Była pewna, że słyszeli ją też jego sąsiedzi. Niemożliwym było żeby nie było tego słychać. Miała potężne płuca już od dzieciństwa, gdy o wszystko się z nim kłóciła.

-Nie. Odejdź. Nie chcę znowu tego słuchać.

Wyszeptał po drugiej stronie.

-Ostrzegam Cię!Masz trzy sekundy żeby otworzyć te drzwi, a jeśli nie...

Zacięła się.

-To co?

Zakpił z niej.

-A, jeśli nie to zadzwonię do mamy i skończy się. Przyjedzie tu i tyle będziesz miał z dorosłego życia panie mądralo!

Mój przyjaciel L(ou)isWhere stories live. Discover now