Rozdział 1

3.5K 223 36
                                    


Cześć wszystkim. Pierwszy raz piszę opowiadanie tego typu także bądźcie łagodni dla mnie #_# Komentujcie, oceniajcie, wyświetlajcie. Troszkę się denerwuję. Miłego czytania! ^.^

Znowu noc. Cztery ściany obserwujące mnie w każdym momencie mojego życia. Znowu strumień łez spływający po moich policzkach. Znowu przyjemny chłód obejmujący moje ciało. Stoję na parapecie spoglądając w dół. Moje małe nóżki na krawędzi. Całe okryte siniakami i wciąż splamione krwią. Moja za duża koszulka falująca pod wpływem wiatru. Moje ręce całe pokryte bandażami. Jakże piękne światło księżyca, znów mi towarzyszy w tą chwile załamania. Śnieżnobiałe płatki śniegu opadające na moje poranione ciało podkreślają, również nieskazitelnie czysty kolor włosów.

"Skocz" - głos w mojej głowie rozbrzmiał odbijając się echem.

Łzy zaczęły wypływać bardziej intensywnie. Wargi zacisnęły się powodując nieprzerwany strumień krwi, podkreślający szkarłatnie czerwone oczy. Były puste, skrywające ból i cierpienie.

Stałem tak chwile wpatrując się w niewidoczną przestrzeń i zawahałem się schodząc z ramy okna spowrotem do swojego pokoju. Znowu nie dałem rady...

Szykowała się kolejna nieprzespana noc.

Kiedy łzy przestały wyciekać z oczu, wstałem z mojego ogromnego łóżka. Mogłyby pomieścić się w nim z trzy osoby. Spojrzałem na zegarek. Dochodziła piąta. Za oknem dało się dostrzec pierwsze promienie wschodzącego słońca. Trzeba było wstać i się ogarnąć do szkoły. Z każdym krokiem w stronę łazienki odczuwałem ciągły ból spowodowany wciąż odczuwalnymi ranami. Wszedłem powoli, cicho zamykając za sobą drzwi na klucz. Pomieszczenie było nieduże. Miało jakoś 3 x 2 metry wielkości. Od razu, po prawej stronie drzwi stała kabina prysznicowa, wchodząc głębiej znajdowała się umywalka, a nad nią ogromne lustro oraz trochę dalej sedes, także po prawej stronie. Po lewej była wielka szafa, a tuż za nią pralka. Łazienka była na poddaszu więc sufit był przekrzywiony. Było w nim wielkie okno. Często wychodziłem przez nie i siedziałem na dachu, głucho wpatrując się w rozciągającą się przede mną przestrzeń.

Szybkim krokiem wskoczyłem pod prysznic wcześniej pozbywając się swoich ubrań. Po dokładnym wyszorowaniu ciała i zmyciu starannie krwi, wyszedłem i wytarłem jeszcze ciepłe, nagie ciało. Zabandażowałem nogi i podszedłem do umywalki. Czerwoną szczoteczką, zakupioną zaledwie dwa dni temu, wyszorowałem dokładnie ząbki po czym wróciłem do pokoju by sie ubrać. Z bólem wciągnąłem na siebie czarne rurki i wyjąłem ulubioną koszulkę. Była biała, a na środku miała motyla ociekającego krwią. Była za duża, ale lubiłem takie koszulki, więc prawie wszystkie były o rozmiar lub dwa większe. Pod spodem ubrałem czarny dopasowany podkoszulek na długi rękaw by nikt nie dostrzegł poranionych rąk.

Poskładałem kartki papieru, które były rozrzucone na biurku i schowałem do teczki. Była to moja praca domowa, zawsze wykraczająca poza standardy. Lubiłem się uczyć i poznawać nowe rzeczy, wiedzieć więcej.

Była zima i chłód wszędzie ukazywał swoją obecność. Kochałem chłód, on chodź na chwilę pozwalał mi odciąć się od bólu promieniującego z moich kończyn i.. umysłu. Ubrałem białe trampki za kostke z czerwonymi sznurówkami doskonale kontrastujące z moją koszulką. Koło godziny 6 jak zwykle wyszedłem z domu by tylko 'ich' nie spotkać. Złapałem za plecak i cichutko wyszedłem z domu prosto w ramiona mojego najdroższego chłodu.

Do szkoły miałem na dziewiątą, więc postanowiłem pospacerować sobie po mieście. Szedłem powoli, rozglądając się na wszystkie strony. Było pusto, nie licząc pojedyńczych osób, które widziałem raz na 5-10 minut. Miasto wyglądało na martwe. Dopiero po 7.30 miasto ożywało, by po 23 znów oddać ostatnie tchnienie. Skierowałem się do parku, gdzie już czekała na mnie dobrze znana ławka. Stała ona pod ogromnym dębem, którego konary ją broniły przed wszelkiego rodzaju opadami. Wszędzie było pełno krzewów okrytych białym puchem, ziemia również przybrała kolor bieli, jedynie obszar spod dębu był nietknięty. Powolnym krokiem zbliżyłem się do ławki. Przejechałem ręką po całej jej długości okrążając ją i usiadłem. Moje zmysły były bardzo wyczulone. Nie wiedziałem czemu, ale też nikomu o tym nie mówiłem. Pozwalały mi lepiej poznawać otaczający mnie świat. Zamknąłem oczy i napełniłem płuca do granic możliwości przez nozdrza, co udostępniło mi ogromną paletę zapachów. Poczułem dąb za moimi plecami. Lekki zapach przedwczesnych przebiśniegów, chłód mieszający się z zapachem krzewów dający zapach czegoś na wzór mięty.

Szklana PsychikaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz