ROZDZIAŁ I DEJA VU TO CZASEM SPORE NIEDOPOWIEDZENIE cz.I

393 53 245
                                    

Budzik emitował piosenkę mojego ulubionego zespołu, kiedy nacisnęłam wyłącznik i zakryłam głowę poduszką. Nienawidziłam wstawania o szóstej rano. Kto w ogóle wymyślił tak szatańską godzinę na kończenie swoich słodkich snów? Wiedziałam jednak, że czekał mnie pierwszy dzień szkoły, więc nie mogłam zostać w łóżku ani chwili dłużej.

Wstałam i, lekko się zataczając, dobrnęłam do szafy. Wyjęłam wcześniej przygotowaną granatową sukienkę, którą zakładałam na szkolne uroczystości. Włożyłam ją na siebie, a na stopy wsunęłam moje ulubione i jedyne trampki. Wiedziałam, że to nie najlepsze połączenie, ale taka już byłam. Miało być wygodnie, o więcej nie chciałam się martwić.

Sprawdziłam swój wygląd w lustrze. Rano moje włosy zawsze przypominały plątaninę kołtunów. Chwyciłam szczotkę i z uporem zaczęłam je rozczesywać, schodząc po schodach. Ucieszyłam się, że nie natknę się na mamę - o tej porze zazwyczaj smacznie spała. Pracę zaczynała dopiero po południu. Przypomniałam sobie naszą wczorajszą kłótnię i natychmiast tego pożałowałam. Zdawałam sobie sprawę, że będę musiała się z tym później zmierzyć. Ale potem to na szczęście nie synonim teraz.

Szczerze powiedziawszy, nie pamiętałam, jak wróciłam poprzedniego dnia do domu. W gruncie rzeczy ważne, że wróciłam. Wydawało mi się, że zrobiłam autobusem rundkę po mieście i dojechałam na ten sam przystanek, na którym wsiadłam. Co innego mogłabym zrobić?

Chwyciłam małą, czarną torebkę, po czym wrzuciłam do niej telefon i notatnik. Pomaszerowałam do łazienki, na koniec do kuchni. Jedyne, co zdążyłam wykombinować w pięć minut, to rozlać mleko i zjeść pół kanapki. Zerknąwszy na zegarek, wydałam z siebie niezidentyfikowany dźwięk. Wybiegłam z domu i skierowałam się w stronę najbliższego przystanku. Rzuciłam się do zamykających się drzwi autobusu, ale przez pośpiech wpadłam na kogoś. Pomodliłam się w duchu, żeby tylko ten ktoś nie okazał się biednym staruszkiem.

Jednak kiedy uniosłam wzrok, skrzywiłam się. Nagły przypływ ciepła owionął moje policzki. Spoglądały na mnie ciemne niczym najgłębszy mrok oczy, przeszywające na wskroś, należące do blondwłosego nastolatka.

- Przepraszam - wydukałam i wyminęłam go. Kątem oka zauważyłam jego krzywy uśmieszek.

Przepychając się przez tłum, próbowałam uciszyć dręczące mnie, dziwne myśli. Nieznajomy wydawał się taki... znajomy? Nie potrafiłam pozbyć się tego wrażenia. Czyżbym już go spotkała? Tego wyglądu raczej nie dało się zapomnieć...

Zobaczyłam przyjazną twarz i od razu uśmiechnęłam się pod nosem. Nie ma jak widok najlepszego przyjaciela, Kristiana Chambera o poranku! Siedział sam, a koło niego kłóciła się dwójka chłopców z tornistrami na plecach, na oko dwunastoletnich. Kręcone, ciemnoblond włosy zasłoniły mu oczy, kiedy się pochylił, ale ja i tak doskonale wiedziałam, że są niebieskie. Przeszłam koło dzieci i usiadłam na wolnym miejscu.

- Co ty tu robisz o tej godzinie? - zapytałam go.

Wzruszył ramionami wymijająco i posłał mi swój miły uśmiech.

- Kilka rzeczy - odparł.

- A dokładniej? - Parsknęłam śmiechem. - Nie bądź taki tajemniczy, bo wyjdzie ci to bokiem.

- Jadę z mamą i bratem na zakupy, łosiu. - Wskazał na nich, siedzących dwa siedzenia przed nami. - I rozmawiam z tobą o twoich kłopotach rodzinnych - dodał.

Uśmiech momentalnie spełzł z mojej twarzy i rozbił się o brudną podłogę. Kristian zawsze potrafił przejrzeć mnie na wylot i dostrzec, kiedy coś zjadało mnie od środka.

- Nie chcę o tym gadać - odrzekłam.

Uniósł brwi.

- Dobrze wiesz, że problem nie zniknie. Dopadnie cię wtedy, kiedy nie będziesz na to przygotowana.

"Czemu zawsze musiał być taki rozsądny?", pomyślałam.

- Może masz rację. - Przygryzłam wargę, uciekając przy tym wzrokiem. - Ale nie mam siły, żeby się z tym teraz uporać.

- Posłuchaj, to, co mi wczoraj napisałaś... - Westchnął, jakby dla niego to też nie był łatwy temat. - To nie jest koniec świata. Na twoim miejscu byłbym szczęśliwy, że mój ojciec żyje.

Szybko zaczerpnęłam powietrza.

- To nie tak. - Popatrzyłam na niego z troską. Dlatego też nie chciałam wikłać się w tę rozmowę - to oczywiste, że słowo „ojciec" już zawsze będzie sprawiać mojemu przyjacielowi ból. Podczas gdy ja byłam wściekła, że mój ojciec żył, zamiast pozostać wśród trupów, on żałował, że nie był na moim miejscu. Rok temu pan Chamber miał wypadek, a karetka przyjechała zbyt późno. Kristian dość szybko się otrząsnął, ale wiedziałam, że ból jeszcze w nim tkwił. - Po prostu... Wiesz, jak nienawidzę zmian. Jestem zwyczajnie zagubiona i tyle. Nie wiem, co mam czuć. Więc czuję za dużo - wyznałam.

Przekrzywił głowę, zastanawiając się.

- Może twoja mama nie chciała sprawiać ci przykrości i dlatego ci nie powiedziała? - przemawiał do mnie delikatnym, przyjaznym tonem, jakby nie chciał mnie spłoszyć albo doprowadzić do zmiany tematu. - Może wolała, żebyś myślała, że był dobrym człowiekiem?

- To nie ma sensu - przerwałam jego wywody. - Nie musiała mnie okłamywać. Poradziłabym sobie z prawdą.

Poczułam, jakby coś zacisnęło mi się na gardle. Zazwyczaj czułam się tak, kiedy zbierało mi się na płacz. "Tylko nie to, Annabelle, nawet nie myśl o mazgajeniu się w miejscu pełnym ludzi!", pomyślałam.

Zacisnęłam usta i na moment przymknęłam oczy.

- Ty to wiesz, ale ona nie - usłyszałam w odpowiedzi.

Podniosłam powieki i znów spojrzałam na Kristiana, wspaniałego brata i przyjaciela. Cokolwiek się działo, mogłam na niego liczyć. Nie wszystko uległo zmianie. Z tą myślą poczułam się odrobinę lepiej.

- Dzięki, że jesteś - mruknęłam, bo na nic więcej nie było mnie stać. Głos zachrypł mi z przejęcia.

- Nie ma za co. - Uśmiechnął się pokrzepiająco. Niemal wyczuwałam ciepło płynące z tego małego gestu. - A ty gdzie się wybierasz tak wcześnie?

Parsknęłam śmiechem, wspominając powód mojego pośpiechu.

- Obiecałam Alex, że pomogę jej wybrać, w co ma się dzisiaj ubrać. Pierwszy dzień nowego roku szkolnego to dla niej idealna okazja do prezentacji nowych kreacji. - Puściłam do niego oko. - Poza tym nie chciałam czekać, aż mama się obudzi.

Zrobił niezadowoloną minę.

- Daj jej szansę - poprosił. - I porozmawiaj z nią później, dobrze?

- Jeśli do tego czasu nie zwariuję - odparłam, a on uniósł brew. - No wiesz, myśl, że mój rodzic może być gdziekolwiek i to nawet gdzieś blisko, doprowadza mnie do szaleństwa.

Pokręcił głową, zapewne rozmyślając o czymś typu: „Zachowujesz się, jakby dinozaury wyszły spod ziemi".

- Jeśli nie zwariujesz do tego czasu, to widzimy się o ósmej przed szkołą. - Jego wzrok utknął w czymś nad moją głową. - Ten dziwny koleś gapi się na ciebie.

Wzdrygnęłam się i powoli obejrzałam przez ramię, mając nadzieję, że nieznajomy nie zauważy tego gestu. Niestety, mój wzrok padł prosto na nieskazitelnie czarne oczy chłopaka, na którego wcześniej wpadłam. Miałam wrażenie, że nie potrafiłam sobie czegoś przypomnieć. Dziwne. Ponownie odwróciłam się do Kristiana, nie mogąc znieść wszystkowiedzącego wyrazu twarzy podejrzanego nastolatka.

- To chyba przez to, że wpadłam na niego, wbiegając do autobusu. - Skrzywiłam się i ściszyłam głos, dodając żartobliwie: - Oby tylko nie okazał się seryjnym mordercą.

Komunikat dotyczący najbliższego przystanku uniósł się z głośników. Bez dłuższej zwłoki mocno uścisnęłam Kristiana.

- Do zobaczenia później! - rzuciłam.

Wypuścił mnie z objęć ze szczerym uśmiechem na twarzy. Przepchnęłam się do drzwi. W chwili, w której miałam przekroczyć próg pojazdu, usłyszałam tajemniczy szept:

- Do zobaczenia.

Rozejrzałam się, ale nikt z otaczających mnie ludzi nie patrzył na mnie. Zmarszczyłam czoło i wyszłam na chodnik. Doszłam do wniosku, że pewnie się przesłyszałam. Moja wybujała wyobraźnia lubiła płatać figle.

Znaki Dusz. Odrodzenie [W TRAKCIE ZMIAN]Where stories live. Discover now