Rozdział 1

78 4 0
                                    

Jak każdego ranka wstałam o 6 rano.Taki już mam nawyk.Poprawiłam ręką niesforne rude loki i przetarłam zmęczone oczy.Byłam naprawdę zmęczona.Nikt nie jest w stanie się wyspać,gdy wraca o 4 nad ranem do domu,bo przyjaciele ją wyciągnęli z domu na całą noc.Dziwię się,że w ogóle mogę ustać na nogach.Przeciągnęłam się niczym kot prostując kości zesztywniałe od leżenia i podreptałam powolnym krokiem w stronę łazienki.Po drodze zabrałam też moje ubranie na dziś.Akurat dziś była niedziela,więc dziś miałam dzień dla siebie bez kogokolwiek u boku.Przyjaciele zawsze rozumieli ten mój już nawyk i dawali mi wtedy spokój.Pod nogami prześmignął mi gdzieś mój mały braciszek,który jak się okazało gonił biednego psa i próbował złapać jego ogon.Nie zwracając dłużej uwagi na tą śmieszną scenę weszłam do łazienki.Oczywiście zamknęłam drzwi,bo wolę nie kusić losu.Akurat u Rick'a jest teraz jego niesamowicie zabawny kolega,którego wprost uwielbiam,a on uwielbia mnie denerwować i nie chcę,żeby przypadkiem mi do łazienki wlazł akurat,gdy będzie to najgorszy z momentów.

Na ciało nałożyłam pachnącą różami konsystencję.Po chwili spłukałam ją całą.Jeszcze krótką chwilę cieszyłam się ciepłą wodą,którą uwielbiam,ale jak mówiłam trwało to krótko za sprawą idioty zwanego moim bratem nie mogłam dłużej tam stać.

-Katy!Wychodź tam już.-krzyczał mój brat zirytowany.-Siedzisz tam już pół godziny.

Już mi go szkoda się robi...

-Wcale nie!-zaprzeczyłam,a on jęknął jakby miał umrzeć zaraz.-Już dobrze,wychodzę za chwilę.-zlitowałam się nad nim.

-Dziękuję.-odpowiedział.

Słyszałam tylko jak odchodzi od drzwi.Pewnie idzie do pokoju.Ja natomiast zaczęłam się ubierać,żeby nie denerwować go więcej.Było teraz ciepłe lato (nawet gorące!),więc ubrałam jedną z moich ulubionych sukienek.Była nią biała ,zwiewna sukienka.Długością całkiem mi odpowiadała,bo była do kolan lub nawet trochę dłuższa zależy jak kto na to patrzy.Założyłam białe balerinki na nogi i wyszłam z łazienki.Minęłam zniecierpliwionego brata pod drzwiami łazienki i zeszłam na dół.Bezszelestnie schodziłam ze schodów.Byłam teraz jak tygrys.Byłam tygrysem...

-Słyszę cię.-nagle powiedziała moja matka.

Już przestałam się skradać po jedną z bułeczek i zeszłam normalnie po schodach.Moja mama miała jak zwykle niesamowity słuch lub niesamowitą pamięć,bo za każdym razem w niedzielę,gdy ona robi babeczki ja próbuję jedną podebrać,ale do dziś mi się jeszcze nie udało jak nikomu zresztą...

Podeszłam do mojej ukochanej mamy,która zawsze pachniała fiołkami.Nie wiem czy używa perfum czy tylko mi się tak nos psuje.Uścisnęłam ją czule a ona na pewno się uśmiechnęła.

-Dziś też się nie udało?-zapytał tata podchodząc do mnie.

-Niestety.-zrobiłam smutną minę.

-Taka jest umowa,córciu.Jeśli komukolwiek z was uda mi się podebrać babeczkę to będzie jego.-przypomniała mi.-Rick i Danny słyszę tam was.-spojrzała na nich.

-Twojej mamy nie da się zaskoczyć,Katy.-powiedział Danny.

-Tato,mamo idziemy na miasto.Wrócimy przed kolacją.-poinformował Rick chwytając kurtkę.

-Do widzenia!-pożegnał się Danny i już ich nie było.

-Ja też idę.Pa.-uściskałam ich na pożegnanie.

Złapałam moją dżinsową kurteczkę,bo wolałam na wszelki wypadek ją wziąć.Z półki na górze wyciągnęłam mój ,"niedzielny sprzęt'' i szybko pobiegłam patrząc czy nikogo nie ma wokół do lasu.Dla nas,wampirów szybko to znaczy niewidocznym dla innych co jest samą prawdą.Trzymałam mocno w rękach mój szkicownik i biegłam głęboko w las.Omijałam wszystkie gałęzie,bo wolę nie mieć żadnej w oku.Niby się zagoi,ale jednak boli.Wiem,bo kiedyś mi się zdarzyło.Nie polecam żadnemu wampirowi.W ogóle nikomu tego nie polecam.Minęłam jakieś zwierzaki,które był chyba królikami i po dosłownie chwili byłam już w moim miejscu.Zatrzymałam się przed ogromnym dębem,który miał już swoje lata i swoje przeżył.Wspięłam się na najniższą gałąź.Powoli wspinałam się coraz wyżej i dotarłam do mojej ulubionej gałęzi.Zawsze jest tam wygodnie i jest miejsce tylko dla mnie i dla nikogo innego.Gdy już mogłam usiąść wciągnęłam powietrze nosem i wypuściłam.Tak właśnie pachniał las.Cudownie.Wiem,że zachowuję się jak wilkołak,ale nic na to nie poradzę.Jestem w połowie wampirem w połowie wilkołakiem.Oczywiście takich jak ja jest więcej,ale nie są dobrze odbierani przez społeczeństwo wampirów jak i wilkołaków.Nie dziwię im się.Ciągle między nami trwa niezauważalny konflikt dla innych.Niby go nie ma,ale widać jak traktują siebie nawzajem a nas traktują najgorzej.Niestety taka jest rzeczywistość i nie można jej zmienić.Obie rasy nie chcą nawet z nami przebywać,więc powstały szkoły dla takich jak ja-mieszańców.Tych gorszych.To smutne i to nawet bardzo,ale nikt tego nie zmieni.Przestając już myśleć o smutnych rzeczach zaczęłam rysować...



Na górze macie zdjęcie głównej bohaterki ^^ 

Szkarłatne oczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz