Ostatnia rozmowa

588 78 15
                                    

- Halo? - w suchawce rozlega się doskonale znajomy głos, a pod nim uginają się kolana. Przemożną chęć rozpłakania się dusi dużym łykiem szkockiej. - ...Charles? To ty?

- Witaj, Eriku. Dawnośmy się nie słyszeli, co? - ta okropna, a zarazem fascynująca mieszanka goryczy, złości i alkoholu nigdy mu się nie znudzi. Będzie nią oddychał do końca życia. Dobrze, że zaraz je zakończy, bo dłużej by tego wszystkiego nie zniósł.

- Dlaczego do mnie dzwonisz? - jeśli tylko po to, żeby wytykać mu błędy i robić wyrzuty, to on jednak woli się rozłączyć. Co noc rozważa każde możliwe "co by było gdyby..?" i wie, że wszystko spieprzył. Nie potrzebuje kogoś, kogo słowa zabolą jeszcze bardziej niż wyrzuty natarczywego sumienia.

- Z tego samego powodu, dla którego ty odbierasz - przy Eriku dawny spokój ducha wraca do Charlesa. A przynajmniej jego część. - Wiesz, tęsknię. Za światem, za sensem życia, za dostrzeganiem czegokolwiek poza butelką whisky. Za naszą drużyną. Za Raven, za Alexem, za Angel, za wszystkimi. Za tobą też. I za prawdziwym życiem, z którego mogłem korzystać.

- Charles, wszystko gra? - Erik powinien go zbyć albo po prostu się rozłączyć - w końcu są teraz po przeciwnych stronach barykady - ale nie może. Niepokoi go ton, jakim Charles się do niego odezwał. Oczywiście nie chodzi tu o nienawiść (ona jest zupełnie uzasadniona) czy żal (on jest jeszcze bardziej uzasadniony). To coś, czego nie ma w żadnej znanej mu części Charlesa, a zdążył poznać ich dość sporo. To coś, co on sam zna aż nazbyt dobrze. To coś, co balansuje ludźmi na granicy rozpaczy i szaleństwa, powoli przechylając nimi w stronę śmierci.

- Szczerze w to wątpię, mój drogi.

- Czy ty jesteś pijany?

- Whether I'm drunk or dead, I really ain't too sure - śpiewa Charles gdzieś pomiędzy kolejnymi pociągnięciami z butelki najdroższej whisky, jaką znalazł w domu. Aż dziw bierze, że nigdy wcześniej się do niej nie dobrał... - Wiesz, Erik, gwiazdy dzisiaj są naprawdę piękne. Miliardy błyszczących punkcików. Mógłbym patrzeć na nie godzinami.

Erik nie wie, co bardziej go dziwi. Charles chyba zawsze będzie dla niego zagadką.

- Ale zawsze najpiękniejszy jest księżyc. Nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiem, bo szczerze go nienawidzę. Tak bardzo stara się wyróżnić na tle równie pięknych rzeczy. Stara się dowieść, że jest większy, bardziej jaśniejący, bardziej godny szacunku, lepszy. Nie lubię tego jego wywyższania się. Ale jednocześnie nie mogę oderwać od niego wzroku. Kiedy na niego patrzę, reszta przestaje istnieć. Gasną wszystkie gwiazdy, nieważne jak bardzo staram się je dostrzec. Są poniżane przez księżyc, a ja mu na to pozwalam. Widzę, jak cierpią w jego fałszywym blasku, ale nic z tym nie robię, po prostu wpatruję się dalej. Jestem złym człowiekiem.

- Charles, jesteś najlepszym człowiekiem, jakiego dane mi było poznać. A to są tylko gwiazdy, przestań się tym tak przejmować i idź spać, proszę.

- Dużo się zmieniło, odkąd mnie zostawiłeś. Niestety muszę cię zmartwić, już nie jestem tą samą osobą. A tu nie chodzi tylko o gwiazdy, ale ty nie zrozumiesz - Charles pociąga cicho nosem, a pierwsza łza spływa po jego policzku. - Ty nigdy nie rozumiałeś.

- Erm.. naprawdę miło było znowu cię usłyszeć Charles, ale jest już późno. Myślę, że powinniśmy się już pożegnać - Erik najchętniej nigdy nie kończyłby tej rozmowy. Marzył o niej, odkąd opuścili Kubę. Myślał o niej od przebudzenia do ponownego zaśnięcia, a w snach zawsze jawiło mu się Xavier Mansion z wielkimi, zielonymi ogrodami i rozgrywaną w nich partią szachów. Żył nadzieją, że jeszcze kiedyś porozmawiają. A teraz, kiedy nareszcie dostał to, czego pragnął, tchórzy. Nie ma na tyle odwagi i zaufania do samego siebie, żeby powiedzieć cokolwiek więcej niż kilka oschłych zdań. Czuje, że wystarczy kilka chwil i z łzami wypłyną wszystkie głęboko skrywane i pielęgnowane żale.

- Nie! - donośny krzyk Charlesa niesie się po całym domu. - Proszę, zostań jeszcze na chwilę.

- Przykro mi, ale naprawdę muszę już koń-

- Proszę cię, nie zostaw-wiaj mnie - głos mu się załamuje, kiedy desperacko próbuje wziąć oddech i nie rozpłakać się na dobre. - Erik, b-błagam cię, nie rób tego. Nie zostawiaj mnie, nie teraz, nie znowu! Ja już tego dłużej nie wytrzymam Erik, to za d-dużo! Nie mogę, nie potrafię sobie z tym poradzić, nie b-bez ciebie. To tak cholernie boli!

Ciałem Charlesa wstrząsają kolejne fale płaczu, a Erik nie może nic z tym zrobić. Czuje okropny wstręt do samego siebie, gdy słyszy w słuchawce żałosne zawodzenie złamanego serca, a nie może chociażby przytulić jego posiadacza.

- Dlaczego t-tak się stało? Czym sobie zawiniłem, że mnie zostawiłeś? Potrzebuję cię, Erik. Potrzebuję najmniejszego dotyku, spojrzenia! Brak ciebie jest jak powoli zaciskająca się ręka na moim gardle. Muszę cię zobaczyć, inaczej zwariuję do końca! Stracę rozum, jeśli jeszcze raz przyśni mi jeden z tych cholernych koszmarów, a ciebie nie będzie obok! Erik, ja.. nie, nie nie mogę bez ciebie wytrzymać. Ja bez ciebie umieram! Dlaczego muszę cię tak cholernie kochać?

Nie jest w stanie nic więcej powiedzieć, dławi się własnymi łzami, własnym smutkiem. Czy to właśnie tak przyszło mu umrzeć? Jako żałosny, słaby, bezwartościowy nikt? Jako łaknący niemożliwej miłości nędznik?

- Charles, ja.. - głos zamiera Erikowi w gardle, a w oczach błyszczą łzy. Ale to nie zwykłe łzy smutku - takimi nie płakał, odkąd stracił matkę. To specjalny rodzaj łez, zarezerwowany tylko i wyłącznie dla Charlesa Francisa Xaviera. Nimi Erik wyraża wszystkie uczucia, jakimi go darzy. Nimi odsłania swoją wielokrotnie zranioną duszę, którą potrafi uleczyć jedynie Charles. Nimi ofiarowuje swoje naznaczone blizami cierpień serce, które boi się delikatnego dotyku Charlesa, jednocześnie pragnąc go ponad wszystko we wszechświecie. - Nie wiem, co powiedzieć, Charles.. tak cholernie za tobą tęsknię i...

- Erik, zawsze będziesz moim księżycem.

Gdzieś w oddali słychać delikatny chrupot.

- Charles?

Ostatnia rozmowaWhere stories live. Discover now