Nienawidzę Cię

1.2K 122 71
                                    

     Harleen Quinzel uwielbiała swoją pracę. Była psychiatrą w Arkham Asylum. Często zostawała po godzinach i rzadko kiedy brała urlop. Ten dzień był jej pierwszym wolnym od bardzo, bardzo dawna. Popołudnie tego pięknego, słonecznego dnia spędziła w galerii handlowej razem ze starą znajomą ze studiów. Kupiła mnóstwo ciuchów, które teraz  wnosiła po marmurowych schodach na ostatnie piętro kamienicy. Kiedy tylko weszła do mieszkania, od razu rzucił jej się w oczy telefon, który zostawiła na stoliku przy drzwiach. Miała go zabrać ze sobą, gdy wychodziła, ale w pośpiechu kompletnie o nim zapomniała. Odblokowała wyświetlacz i zobaczyła 20 nieodebranych połączeń od szefa. Postanowiła oddzwonić natychmiast.

     - Doktor Quinzel? - usłyszała zaniepokojony głos dyrektora Arkham. - Już myślałam, że coś się pani stało.

     - Tak, to ja. Przepraszam, zapomniałam zabrać z domu telefon - wyjaśniła pośpiesznie.

     - Rozumiem. Pani pacjent uciekł.

     - Kto? - zapytała, chociaż dobrze wiedziała, że tylko jeden człowiek jest na tyle zdolny, by uciec z pilnie strzeżonego Arkham.

     - Joker - odparł grobowym głosem. - Nie znaleźliśmy w pani gabinecie notatek z waszych sesji.

     - Wzięłam je do domu, żeby wieczorem pomyśleć trochę nad dalszą terapią - wyjaśniła.

     - Wydaje mi się, że na razie nie będzie potrzeba, przynajmniej do czasu aż go nie złapiemy. Wiem, że jest to pani wolny dzień, ale czy mógłbym prosić, żeby przywiozła nam pani te notatki? Być może są w nich informacje, które przydadzą się w poszukiwaniach.

     - Oczywiście, nie ma problemu. Zaraz będę - rzuciła i rozłączyła się.

     Zostawiła zakupy w holu, złapała teczkę z dokumentacją i wybiegła z mieszkania. Już po chwili siedziała w samochodzie, jadąc w kierunku Arkham Asylum.


     - Dziękuję pani bardzo - powiedział dyrektor placówki, gdy wręczyła mu dokumenty. - Dobrze, panno Quinzel. To pani wolny dzień, więc może już pani wracać do domu.

     - A nie mogłabym zostać i jakoś pomóc? - zaproponowała Harleen. - Nie mam nic ciekawego do robienia w domu i będę się śmiertelnie nudzić - dodała z błagalnym uśmiechem.

     Dyrektor zamyślił się na chwilę i westchnął.

     - No dobrze, niech będzie.

     Na początek zlecono jej zrobienie obchodu. Od rana wszyscy byli zabiegani przez ucieczkę Jokera i nikt się tym do tej pory nie zajął. Harleen z życzliwym uśmiechem na twarzy sprawdzała jak miewają się kolejni pacjenci. Kiedy przechodziła obok dawnej celi Jokera, przebiegł ją dziwny dreszcz. Zignorowała go i udała się do swojego gabinetu, by wykonać tzw. papierkową robotę.

     Kiedy wróciła do domu, było już długo po zachodzie słońca. Dziś również została po godzinach, mimo że oficjalnie miała wolne. Zrzuciła z nóg niewygodne szpilki i na bosaka przeszła do łazienki. Nalała do wanny gorącej wody i dodała do niej trochę truskawkowego płynu do kąpieli. Rozebrała się i zanurzyła w przyjemnie ciepłej cieczy o zapachu tych czerwonych owoców. Po długiej, odprężającej kąpieli z bąbelkami postanowiła coś zjeść. Nałożyła na siebie krótki, różowy szlafrok i wyszła z łazienki. Zauważyła, że w kuchni świeci się światło.

     - Pewnie przez przypadek zapaliłam je rano - pomyślała i weszła do pomieszczenia.

     Zatrzymała się w pół kroku, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Na środku jej kuchni stał Joker ubrany w elegancki garnitur i jak gdyby nigdy nic szukał czegoś po szafkach. Słysząc jej kroki, odwrócił się i uśmiechnął, mówiąc:

     - Harley, słońce, naprawdę nie masz w tym domu żadnego alkoholu?!

     Przerażona dziewczyna przylgnęła do ściany za sobą i nerwowo przełknęła ślinę. Nim się obejrzała, Joker stał tuż przed nią, zatykając jej usta dłonią. Miał na niej wytatuowany szeroki uśmiech, więc wyglądało to tak, jakby to blondynka w tej chwili się do niego szczerzyła. Aż sam się uśmiechnął, po raz kolejny uświadamiając sobie, jak świetnym pomysłem było zrobienie tego tatuażu.

     - Shhh... Nie krzycz, kochanie - szepnął, patrząc jej głęboko w oczy. - Nie chcesz chyba obudzić sąsiadów. Jest już dość późno - uśmiechnął się złośliwie. - I nie radziłbym ci też dzwonić po Batmana, policję czy ludzi z Arkham. Inaczej będę musiał pozbawić cię tej ślicznej buźki, a tego bym nie chciał - pokręcił głową i uśmiechnął się ironicznie, delikatnie głaszcząc ją po policzku.

     Po chwili zabrał dłoń, pozwalając jej mówić.

     - Skąd ty się tu... - nie zdążyła dokończyć pytania, bo przerwał jej, przykładając palec do jej ust.

   - Kotku, jestem Joker - uśmiechnął się łobuzersko i oddalił się na kilka kroków - To naprawdę niedorzeczne, że nie masz w tym domu żadnego alkoholu. Jednak dobrze, że się przygotowałem i przyniosłem ze sobą wino.

     Dziewczyna zmarszczyła czoło, nie rozumiejąc:

     - Na co się przygotowałeś?

     - Kochanie, musimy uczcić mój powrót na wolność! A teraz idź się jakoś ładnie ubierz - szepnął jej do ucha, znów się zbliżając. - Podoba mi się ta czerwona sukienka, którą dziś kupiłaś. Wyglądasz w niej obłędnie - wyszczerzył się.

     - Śledziłeś mnie!? - prawie krzyknęła.

     - Och, nie nazwałbym tego - pokazał w powietrzu cudzysłów - "śledzeniem".

     - Nienawidzę cię - powiedziała przez zęby.

     - Kotku, naprawdę słabo Ci idzie kłamanie - oparł ręce po obu stronach jej głowy i przeszył ją wzrokiem.

     - Tylko, że to była prawda - odparła dumnie.

     - Czyżby? - szepnął jej tuż przy ustach.

     Po chwili pocałował ją. Długo i namiętnie. A ona nie tylko go nie odepchnęła, ale też oddała pocałunek. Kiedy się od siebie odsunęli, ten uśmiechnął się tylko pobłażliwie i patrząc jej głęboko w oczy, wyszeptał:

     - A nie mówiłem, skarbie? Ty mnie nie "nienawidzisz". Ty mnie kochasz.

Nienawidzę Cię [ Harley x Joker ]Where stories live. Discover now