1.

414 55 7
                                    

Maj srebrzył się tawulcem, który w tym roku postanowił kwitnąć na potęgę. Białe płatki wprost kapały. Termometry z bólem przekraczały trzydziestkę.

Z każdym dniem ludzie zostawiali w domu więcej ubrań i zabierali ze sobą więcej wody. Na ulicach pojawiały się cycki.

Rozmowy dzieliły się równo i sprawiedliwie na "no tak kachanieńka, taka piękna pogada, ciekawe jak się utrzyma" i "stary, kurwa, ale pizga słońcem".

Niemowlaki ziewały szeroko, bierne i szczęśliwe z wózeczka pod i dwunożnego napędu za plecami.

Piłki, rowery, łopatki i co kto w domu miał opływały zainteresowaniem. Kawałki gałęzi i podejrzanego drewna zyskiwały szalenie ważne funkcje szabli, kałasznikowów i magicznych różdżek. Place zabaw buchały kanonadą dźwięków.

Sprzedawcy lodów sumiennie zarabiali na emeryturę.

Gracze zasłaniali okna przed raniącym monitory słońcem.

Cała Polska zieleniła się i kwitła, oddychając majem pełną piersią.

Alergicy sięgali po leki.

Feliks leży na kamiennym stole pingpongowym. W zielonych oczach odbija się bezchmurne niebo i falujące na niebie gałęzie dzikiej mirabelki. Czy jakkolwiek nazywają się rosnące wszędzie drzewa, które połowę lata ciskają pod nogi zabawnie pękające kolorowe owocki z lepkim sokiem.

Gilbert opiera się o stół kawałek dalej i nie przeznacza ani kawałka swojego zainteresowania na coś poza Feliksem. Mechanicznie skubie mlecza, pozostałość po dziecięcym wianku.

Uśmiecha się złośliwie i barwi nos blondyna żółtym pyłem. Donośne kichnięcie płoszy zbłąkaną grupkę wróbli. Feliks podnosi się niechętnie do pionu, przecierając knykciami oczy i marszcząc uroczo brudny nosek. Gdzieś w oddali koty drą się przeraźliwie o hierarchię w blokowych piwnicach.

Odsuwają się od siebie po leniwym pocałunku, a przechodzącej opodal babuleńce rzednie mina, gdy schemat "długie włosy = dziewczyna" ze zgrzytem odmawia posłuszeństwa. Gilbert pokazuje jej środkowy palec za plecami swojego chłopaka.

Słońce rozjaśnia problemy, a Gilbert uśmiecha się łagodnie. Czuje, jakby jego serce składało się z topniejącego karmelu. Wyjątkowo szczęśliwego topniejącego karmelu. Półuśmiech Feliksa rozpuszcza mu kręgosłup.

Nienaturalnie czerwone tęczówki błyszczą inaczej niż zwykle, nieskażone fioletowymi plamkami.

Czysta czerwień o kilka lichych centymetrów oddalona od jaśniejącej zieleni, świeżego koloru młodej trawy.

Gilbert myśli, że zielony musi być kolorem miłości, chociaż to nie ma większego sensu. Nad nimi jaskrawe niebo-...

- Hej, Gi! Nasze oczy to jebana sygnalizacja świetlna!

Gilbert zabiera rękę z miękkich blond włosów, odczuwając silną potrzebę popełnienia facepalma.


Romantyczność do sztambucha (Hetalia)Where stories live. Discover now