Niezapominajka

1.1K 162 105
                                    

Pierwszy kwiat Will wykaszlał siedząc w domku, podczas przeglądu plików pacjentów. Blondyn z przerażeniem spojrzał na zaciśniętą dłoń, w której to spoczywał drobny, błękitny kwiatek. Obejrzałszy go dokładnie, jeszcze tego samego wieczoru Solace wyszukał  w książce pożyczonej od Mirandy jego nazwę. 

Niezapominajka, "Proszę, nie zapomnij o mnie", symbol dążenia do delikatnego uczucia został brutalnie zdeptany przez uzdrowiciela.

Skrycie bał się zapomnienia. Odejścia, wymazania z pamięci, kiedy to nikt nie wspomni jego skromnej osoby. A najbardziej bał się odsunięcia on niego

Następne dni wydawały się katorgą, torturami w których jego katem miał być subtelny aromat niezapominajek, unoszący się z Willowych ust. Niemal czuł, jak korzenie kwiatu powoli zaciskają się wokół jego żeber, brutalnie wydzierając oddech z piersi.

Płatkami wymiotował dwa razy dziennie, rano i wieczorem. Nauczył się, by zaraz po wstaniu czy powrocie ze szpitala iść do łazienki by spędzić tam samotną, nużącą godzinę. Czas pełen łez i bólu wykasływania kwiatów niemiłosiernie drapiących gardło. 

Miesiąc od pojawienia się pierwszej niezapominajki, synowi Apolla zdarzył się wypadek.

Po bitwie o sztandar, po największym ruchu w szpitalu, po tym jak wszyscy pacjenci opuścili już główną salę, chłopiec poczuł znajomy ucisk w gardle. Zawroty głowy zmusiły go do przytrzymania się metalowej szafki, gdy z ustami wypełnionymi po brzegi poprzez turkusowe płatki począł się dusić. 

— Will! — uszu dobiegł znajomy głos, a kilka sekund później zamiast chłodnego metalu wspierał go Austin — Musisz to wypluć — powiedział, na pozór spokojnie, jednak drżenie głosu zdradzało wszystko. Blondyn pobladł na twarzy, ni ze strachu, ni z braku oddechu — Will, proszę — brat dodał już ciszej, a Solace ostatecznie i nieodwracalnie skapitulował. Kaszląc i dławiąc się wypluł na podłogę mnóstwo kwiatów. Delikatny błękit drażnił niebieskie tęczówki a słodki zapach doprowadzał do niemalże furii. Denerwowało go, że kwiaty mają zdradziecki kolor jego własnych oczu. 

— Przepraszam — wycharczał, z trudem łapiąc oddech, pod czas gdy łzy spływały po jego opalonej twarzy. Jedyne co odczuwał w tym momencie to wstyd palący od środka. Rwący, niby kara za obarczanie innych własnymi wspomnieniami. Przypomnienie że świadkiem chwili słabości stał się jego własny brat— Jestem taki żałosny.

Ciepła dłoń otarła samotną łzę. 

— Will, nie jesteś żałosny — odparł, z trudem siląc się na swobodny ton — Jesteś jedną z najsilniejszych osób jakie znam. Przejdziesz przez to. 

Solace wpatrywał się teraz w Austina z mieszaniną ulgi i zwątpienia. 

— Nie mów nikomu — poprosił w końcu. Obaj siedzieli w otoczeniu niebieskich płatków. Grupowy kilka z nich zgniótł w palcach, z zadowoleniem patrząc, jak te puszczają sok.

— Nie powiem — obiecał — To Nico, prawda?

Nastała chwila ciszy. Żaden z nich nie śmiał się odezwać. W końcu, ku zaskoczeniu muzyka, to Will przerwał kurtynę milczenia.

— Domyśl się.

Austin dźwignął się na nogi.

— Powinniśmy tu posprzątać — wyciągnął w stronę blondyna dłoń, którą ten z ulgą przyjął — Twój sekret jest bezpieczny ze mną, bracie — zadeklarował. Obaj chłopcy nie odzywali się już do siebie tego wieczora ani słowem. Również w milczeniu udali się do siódemki. 

Wedle internetu, do którego Willowi jako jednemu z nielicznych przyznano dostęp, miał dwa wyjścia, jedno gorsze od drugiego. Pierwszym z nich był bolesny rozwój choroby. Skutek: śmierć. Drugim okazała się operacja, mająca usunąć korzenie z klatki piersiowej. Skutek: Wyzdrowienie, oraz niemożność ponownego zakochania się.

Przełknął nerwowo ślinę, a korzenie oplatające jego płuca zacisnęły się jeszcze mocniej, niczym imadło pozbawiając go na moment tchu. Zakrył złotą czuprynę niebieskim kocem, jakby chcąc się w ten sposób schować przed światem. Obie opcje wydawały się złe. Blondyn nie chciał umierać, nie teraz i nie w taki sposób. Miał przed sobą całe życie, karierę lekarza, studia. Czy sytuacja naprawdę wymagała od niego porzucenia marzeń? Zostawała jeszcze operacja, tylko czy Will naprawdę byłby w stanie znieść codzienność nie wypełnioną Nico di Angelo? 

Myśli o tym, jak Nico dziś wygląda, jaki Nico ma nastrój czy chociażby prozaiczne "Czy Nico zjadł dziś śniadanie?" miałyby od tego czasu nie wypełniać umysłu uzdrowiciela? Nie umiał  wyobrazić sobie takiego obrotu spraw. 

Rozwój choroby miał trwać dwa miesiące, czyli aż do momentu, gdy organizm nosiciela poddawał się. Może, gdyby Nico obdarzył go uczuciem, paskudne kwiaty zalegające w jego ciele raz i na zawsze by znikły? Z drugiej strony Will zbyt kochał syna Hadesa, by w tak brutalny sposób narzucać mu miłość. Ten chłopiec doświadczył już wystarczająco wiele bólu. Zdecydowanie zbyt dużo, jak na tak młody wiek.  

Nie, jak zawsze pozostawała mu samotna walka. Miał jeszcze ponad miesiąc, tak wiele czasu. Na pewno uda mu się wymyślić rozwiązanie, a póki co miał zamiar cierpieć w milczeniu. Był tylko nędznym uzdrowicielem, nieprzydatnym w walce. Nico zasługiwał na kogoś lepszego. 

Z jękiem frustracji wtulił nos w poduszkę. Czy miłość naprawdę musiała przybrać delikatną postać niezapominajek?



"Fioletowe hiacynty", czyli kolejna rzecz, jaką znalazłam w brudnopisie.

Hanahaki au to coś co kocham, ok?

Fioletowe hiacynty [Solangelo]Where stories live. Discover now