Kiedy byłam mała, ojciec opowiedział mi o przeznaczeniu. Niezbyt go wtedy rozumiałam. Mówił, że nic nie jest w stanie go zmienić. Że od początku jest zaplanowany przez Boga. 50 lat późnej dam sobie rękę uciąć, że mój tata chyba się z Nim kumplował.

- Co, Rose, denerwujesz się? - zapytał mnie Andrew, kolega z fachu. Popatrzyłam na niego morderczym wzrokiem.
- Cóż, biorąc pod uwagę to, że za 5 dni zostaniemy wysłani na jakieś wypiździejewo o którym sam bóg zapomniał, to, hmm, raczej tak. - mogłam sobie pozwolić na taką odpowiedź, ponieważ byliśmy sami. Generalnie wiem, że koleś od dawna zerka na mnie nie tylko po przyjacielsku, to jednak już 3 lata temu podpisałam umowę, a jeden z punktów mówił: "żadnych związków i miłości bo tego nie ma w kosmosie!!!". Może nie użyli dokładnie tych słów, ale mieli to na myśli, wiem to.
- Oh, nie tak wulgarnie.
- To twoje "oh" zabrzmiało zbyt zalotnie.
- Nie mam czasu na nic więcej, kotku. - powiedział ten dureń i wyszedł. Tak po prostu. A niech spada na... Marsa. Taki nasz żarcik. Byłby nawet śmieszny gdyby nie to, że faktycznie nasza ekipa za niecały tydzień wylatuje.

Nigdy nie byłam taka jak inne dziewczynki w moim wieku, podczas gdy moje rówieśniczki ubierały się za różowe księżniczki, ja wolałam wziąć replikę blastera Hana Solo i w myślach je ubijać. Denerwowały mnie niesamowicie. A ponieważ rodzice posłali mnie do liceum żeńskiego, takie dziuńki miałam na co dzień przez 3 lata. A ludzie się potem dziwią, że gimbusy się tak zabawiają. Gdyby mieli przed oczyma przyszłość taką jak moja średnia wieku zachodzenia w ciąże wynosiłaby 15 lat. Ale nie dramatyzuję, może dzięki temu wyszłam na ludzi? Ah, wzięło mnie na wspominki, pora wracać do domu. Wzięłam ze stołu papiery, które musiałam dokończyć jeszcze w domu. Tak nas kontrolują i sprawdzają, czy aby na pewno nie zrobimy masakry w kosmosie, że nie dają się wyspać i odprężyć. Kij im w oko, jutro dokończę.

Moim ulubionym oświetleniem w domu było światło od lodówki, zapalone niemal cały czas. Już jakiś miesiąc temu zaczęło do mnie docierać, że być może jem te parówki ze spożywczaka obok po raz ostatni. I za każdym razem smakują lepiej. Jakby je tu przemycić w skafandrze, kto wie, może krwiożerczym obcym zasmakują i nas oszczędzą? Walić obcych, kocham ziemskie żarcie. Kocham życie! Cholera, zaczęłam doceniać tą monotonię tuż przed przejażdżką 50/50 bez powrotu. Super.

Andrew Perez: ty nie przy lodowce?
Oho, zaczyna się. Kochany fejs.
Rose Harrison: Ty z dużej, głąbie.
AP: Uspokój się, bo pokażę nasze wiadomości przydupasowi. I ci się nie oddam jak wrócimy.
RH: To nie przypadkiem kobiety się oddają? Coś sugerujesz może?
AP: Tego się przekonasz za jakieś 10 lat.
RH: 8 i jeden miesiąc. Ale ty wiesz że mam chłopaka?
AP: Nie potrafiłabyś żyć z kimkolwiek mając obok siebie takie ciacho jak ja, nie kłam.
RH: Kłamców nie puszczają w kosmos.
AP: Jak ci się udało ich oszukać na testach psychologicznych?

Dość tego, szkoda mi nerwów na tego faceta. Jest przystojny i dowcipny, jednak kandydat na moje dzieci z niego marny. Coś bardziej na jednorazową przygodę. Cholera, taki typowy bad boy, jak z tych opowiadań na Wattpadzie które czytałam za gówniarza. Nigdy ich nie lubiłam. Tak czy siak, wracając, tak, mam chłopaka. Michael jest miły, opiekuńczy, hojnie obdarzony przez naturę... byłoby jak w bajce, gdyby nie to że od 7 lat leży w piachu. Zginął w wypadku i mimo, że pogodziłam się z jego śmiercią już dawno, nigdy go nie zapomnę. Po jego pogrzebie obiecywałam sobie, że już nigdy z nikim nie będę i że jak spotkamy się w niebie, nic nas nie rozłączy. Mm, ten cały wyjazd bardzo pogłębił moją wiarę. Coraz częściej znajduje ukojenie i spokój w modlitwie. Chyba faktycznie mi na mózg padło.

Andrew Perez: Nie obrażaj się, astronautko od siedmiu boleści.
Rose Harrison: A spierdalaj.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 24, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Po prostu leć Where stories live. Discover now