|HanJoo|

62 14 5
                                    

Wpatrywał się tępym wzrokiem w puste, białe ściany. Wszystko wokół było takie czyste i nowe, nikt przed nim tutaj nie wchodził, nikt nie znał tych pokoi, nie wiedział, dokąd prowadzą długie, wąskie korytarze. No może z wyjątkiem projektanta i ekipy budowlanej. Ale co z tego, skoro prawdopodobnie i tak wszyscy nie żyją.

Czuł się jak pan wielkiego zamku, w końcu cała ogromna posiadłość należała tylko do niego. Każdy ozdobnie wyrzeźbiony balkon, pojedyncza deska w drewnianej podłodze, pozłacane barierki przy schodach, a nawet te błyszczące kryształy w żyrandolach, zdobiących pokoje w dolnej partii domu. Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Być może dlatego, że wcale nie czuł się szczęśliwy?

Dlaczego? Miał tutaj wszystko, czego zwykły człowiek może tylko bezmyślnie pragnąć, ludzie oddaliby wszystko za te drogocenne rzeczy, a nawet za samo spojrzenie na tę posiadłość i jej właściciela. Hansol miał to na wyłączność, tylko dla siebie, pomimo tego wciąż czuł się niespełniony. 

Wędrował cicho korytarzami, rozglądał się w koło jakby czegoś szukał. Widział drogie sofy, materiały, kilka już zawieszonych obrazów, reszta leżała na podłodze w jednym z salonów, jakby czekając. Czekając aż Bjoo wybierze któryś z nich, by zawiesić go w przygotowanym dla niego miejscu. On zawsze wszystko miał z góry zaplanowane. Ten dom był ich marzeniem, marzeniem które udało im się spełnić. Hansol czuł się tak, jakby właśnie oglądał ich wspólną prace, ich gniazdko gdzie mogliby być sobą, sami. Zawsze chciał ukryć się z nim przed światem, a teraz mieli na to perfekcyjne lokum. Niczego by im nie zabrakło.

Wciąż zamyślony, zszedł po drewnianych schodach do piwnicy, która tak naprawdę była zapełniona winami, ułożonymi według rocznika. Chłopak uśmiechnął się przelotnie na sam widok i podszedł do jednego z setki regałów. Zabrał z półki jedno z czerwonych, słodkich win i przyglądał mu się uważnie. Było sprowadzone przez Byunga prosto z Portugalii, specjalnie dla Hansola na ich trzecią rocznice związku. Może nie było ono jednym z najdroższych, ale na pewno najpyszniejszych i najważniejszych. Pamiętał jak usiedli razem przy kominku w skromnym domu Hansola, akurat pod nieobecność jego mamy, która za prośbą młodszego z nich, udała się na babską imprezę do swojej znajomej, wcześniej zostawiając chłopcom przepyszne przekąski.

 Ta kobieta nigdy nie przestanie zadziwiać Sola, pomogła mu za każdym razem, kiedy miał problem z wybraniem prezentu czy potrawy dla swojego króliczka, bo tak właśnie nazywał Byungjoo. Zaś starszy nazywany był kotkiem. Okropnie wkurzał się na tego dzieciaka, kiedy tak go określał, ale racją było to, że Hansol mruczał jak mały kociak, kiedy tylko był dotykany przez Joo w ten przyjemny, czuły sposób.

Różowowłosy otworzył butelkę, co zajęło mu dłuższą chwilę, a przyjemna woń owiała jego twarz i przywoływała kolejne wspomnienia.
Na przykład, gdy w tę trzecią rocznicę obiecali sobie, że już zawsze będą razem. Byli wtedy pod wpływem alkoholu, ale oboje wiedzieli, co mówią. Zaraz po tym przespali się już któryś raz z kolei, ale to nie zmieniało faktu, że ta czynność była jedną z przyjemniejszych.
W tamtym momencie Hansol wrócił myślami nieco wstecz i zobrazował sobie ich pierwszy raz, kiedy był całkowicie przerażony i spanikowany, do tego stopnia, że ugryzł swoją wargę stanowczo zbyt mocno, bo zaczął pić własną krew. Śmiał się wtedy, że Byung zaraz prześpi się z wampirem, na co tamten zareagował równie głośnym śmiechem i idealnym pocałunkiem, zasysając się na zakrwawionych ustach starszego od siebie chłopca. Oboje w tamtym momencie byli wampirami.

 Powiedział o tej jednej sytuacji Hojoonowi, a ten stwierdził bezsprzecznie, że mogliby mówić o sobie jak o bohaterach „Zmierzchu", co rozśmieszyło Hansola, bo ani on ani jego ukochany, nie przepadali za tą sagą.

Zabrał wino i udał się leniwie do wielkiej jadalni, zabierając diamentowy kieliszek z widniejącym grawerem „till death do us part'', poczym usiadł przy długim jasno-brązowym stole.
Przelał czerwony napój do kieliszka, tak, że sięgał on jego połowy i kołysząc naczyniem, wpatrywał się w miejsce naprzeciwko niego.
Byung zawsze chciał zjeść z nim kolacje w ich własnej jadalni, przy stole który razem wybrali. Han wiedział, że zjedliby kanapki. Tak... Na ich związek nie powinno patrzeć się przez pryzmat pieniędzy odziedziczonych przez Bjoo, bo byli zwykłą parą, której nawet nie chciało się robić tych głupich kanapek, ale przygotowywanie ich było czystą przyjemnością. W końcu robili to razem, a do chleba zawsze dodawali wszystko, co wpadło im w ręce. Musiał przyznać; często wychodziły im paskudne.

Po pomieszczeniu rozniósł się smutny śmiech chłopaka. Wypił resztkę wina, które pozostało w kieliszku i zostawiając go; udał się na zewnątrz.
Wyszedł przed drzwi frontowe i wygodnie usadowił się na małych schodkach, prowadzących do kamiennej ścieżki.
Głowę oparł o swoje dłonie, wpatrując się w zielone, poruszane przez wiatr drzewa. Pomyślał, że będzie chodził tam na spacery z psem, kiedy już go kupi bądź adoptuje. Pies będzie gonił wiewiórki, a Byung znów zdenerwuje się, że Sol spuścił go ze smyczy. To będzie ich mały skarb, a może nawet weźmie dwa pieski? W końcu oboje uwielbiali zwierzęta. 

Chłopak tak bardzo skupił się na swoich planach, że nie zauważył, gdy na podjazd wjechało czarne sportowe auto. Przestraszył się trochę, słysząc trzaskanie drzwiami, ale w mgnieniu oka strach przerodził się w czysty, szeroki uśmiech. 

- Jesteś! – krzyknął i szybko podbiegł do samochodu, jakby czekał na to cały dzień. – Masz wszystko?
- Tak. Jesteś pewien, że chcesz tu zamieszkać? No wiesz... Nie musisz teraz, możesz kiedy... - Hansol zasłonił usta swojego przyjaciela i pokiwał twierdząco głową, zabierając od niego wielki obraz i teczkę z dokumentami.
- Jestem pewien jak niczego innego. Chce tu zamieszkać, przecież to nasze miejsce. – podkreślił wyraźnie drugą część w ostatnim wypowiadanym zdaniu i znów wszedł do ogromnego domu. Postawił zdjęcie na kominku, a teczkę wraz z jej zawartością zaraz obok. Stał wpatrując się z uśmiechem w fotografię, na której był on i Byungjoo. Całowali się, czule i namiętnie zarazem, a jeden z nich uśmiechał się wprost w usta drugiego. Miał wtedy blond włosy, a jego króliczek zaś ciemno-brązowe. Razem komponowali się idealnie. Pasowali do siebie.

Po chwili poczuł jak po jego policzku spływa ciepła, pojedyncza łza. Wytarł ją szybko, ale pojawiały się kolejne i kolejne. Nie chciał, żeby Joo zobaczył jak płacze. Nie mógł teraz tak po prostu się rozpłakać. 

- Będę tutaj na ciebie czekać. Przecież nie umarłeś. Znajdziemy Cię, słyszysz? Ja zawsze będę tutaj na ciebie czekał. – wydusił z siebie, powstrzymując łzy i upadając na kolana. Nie minęło dziesięć sekund, a do salonu wpadł Hojoon, który przyjechał chwile wcześniej. Podbiegł do Hansola i otulił go szczelnie ramionami, przytulając do siebie, kiedy tamten już całkowicie zalał się łzami.
- Płacz. Wytrzymałeś bez tego tak długo... Wypłacz się teraz, a my i tak go znajdziemy. Znajdziemy go i będziecie razem na zawsze, tak jak miało być. 

☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆

Dziękuje bardzo za atencję i ładnie prosze o zostawienie po sobie komentarza czy też gwiazdki (oba również bardzo mile widziane) 

Przyjme wszelkie słowa krytyki i uwagi!

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 28, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Till death do us part |One Shot|Where stories live. Discover now