I

3.2K 201 155
                                    

Ciel

Głośny ryk szkolnego dzwonka rozszedł się po mojej głowie, wybudzając mnie z zamyślenia. Oderwałem wzrok z podłogi. Powoli wstałem z krzesła, wzdychając i szybko się prostując. Spojrzałem na nie. Mój kąt w którym siedziałem był małym, malutkim plusem w całym tym syfie, zwanym szkołą. Miejsce po lewej stronie przy oknie, w ostatniej ławce było według mnie najlepszym z klasy. Nie szczególnie interesowałem się lekcją, więc mój wzrok zazwyczaj tkwił w czyjejś twarzy klnąc na niego w duchu, albo wygarniając wszystko co o nim myślę. Normalnie nie powiedziałbym tego nikomu. Nie chcę psuć sobie zdrowia na życzenie przez kilka wyzwisk. Siniaki, guzy, krwotoki to rzeczy, których akurat najmniej potrzebuję w tej chwili... Chociaż mimo siedzenia cicho zdarza mi się czuć czyjąś pięść na twarzy.

Idioci. Banda skretyniałych idiotów. Nienawidzę was, nienawidzę was kurwa wszystkich. Gardzę wami.

Moja klasa z oprócz dziewczyn, które zawsze szeptały na mój widok, kilku niewyróżniających się i nie wadzących nikomu osób składa się też z wrednych karków. Większość z nich liczy sobie ponad sto osiemdziesiąt pięć centymetrów. Wszyscy uprzykrzają mi życie na każdy możliwy sposób.

Patrząc na klasę od razu się wyróżniam. Jestem niższy, węższy w barach i chudszy niż każdy z tych kretynów.

Codziennie słyszę, że jestem pedałem. Nie tylko przez wygląd, przyczynił się do tego też pewien chłopak z gimnazjum, któremu podpadłem. W skrócie: powiedział wszystkim, że wkładałem mu łapę w spodnie, a po lekcjach proponowałem seks za kasę. Jestem gejem, to prawda, ale nigdy w życiu nie tknąłbym kogoś takiego, jak tamten człowiek. Ani za pieniądze, ani za nic innego. Nie jestem pewien, czy właściwie ktokolwiek chciałby mieć z nim jakiś bliższy kontakt. Charakter miał, do prawdy, paskudny, nie wspominając już o wyglądzie.

W szatni zacząłem zakładać kurtkę, patrząc na zachmurzone niebo. Wszelkie, wczesnomajowe uroki zniknęły, zostawiając tylko zdenerwowanie na twarzach ludzi, spowodowane zbyt wielkim, jak na ten rok niezdecydowaniem pogody.

- Orientuj się, Phantomhive! - Poczułem, że dostaję czymś w głowę.

Papierowa kulka.

- Co? Jesteś głuchy? - Podszedł do mnie Math i oparł się o szafkę, wlepiając we mnie wzrok. - No dalej. - Po chwili trącił mnie z otwartej ręki w tył głowy. - Odezwij się, laleczko. - Zaśmiał się krótko i pstryknął mnie w nos.

Nie odpowiem. Nie odpowiem. Nie odpowiem.

- Pierdol się. - Wyrwało się z moich ust.

Złapał mnie mocno za włosy i brutalnie przycisnął do ściany.

- Coś ty, kurwa, powiedział? - Pochylił się nad moją twarzą, tak, że czułem jego okropny oddech, który wręcz szczypał mnie w oczy.

- Jedzie ci z gęby, odsuń się.

I tak zaraz mnie uderzy. Nie ważne, co powiem.

- Hej, Math! Idziesz z nami na piwo?! - Krzyknął jeden z grupki chłopaków stojących już przy wyjściu.

- Jeszcze się z tobą policzę. - Wysyczał mi w twarz i jeszcze raz uderzył głową, tym razem znów w szafkę. - Pedał.- wysyczał odchodząc i splunął na podłogę.

Podniosłem torbę z podłogi i spojrzałem przez przeszklone drzwi. Drobny, prawie niewyczuwalny deszczyk przeradzał się w głośną ulewę. Ruszyłem pewnym krokiem przed siebie.

Szedłem ulicą praktycznie sam. Wszystkie zbłąkane, uczniowskie dusze zdążyły trafić bezpiecznie do domu, chroniąc się przed przemoczeniem. Ja również mogłem przyspieszyć i uniknąć bycia mokrym, jednak jakże melancholijny nastrój, do którego oprócz wydarzenia ze szkoły przyczyniła się również ulewa, nie pozwolił mi zostawić złych myśli w spokoju i zdecydował za mnie, że zostanę dziś obrazem czystej rozpaczy. Siniak, który pokazał się krótko po wyjściu ze szkoły nie był inny, pulsując irytująco na mojej skórze. Razem z zimnymi kroplami sunącymi po moim ciele postanowili stworzyć piękne, iście dobijające człowieka trio.

Odłam niebaOnde histórias criam vida. Descubra agora