Odcinek 1

25 5 9
                                    

 Ten dzień po prostu nie mógł rozpocząć się dobrze. Nawet nie chodziło o zbyt ciężki, pod którego ciężarem ugiąłby się niejeden kulturysta. Budzik, który rano nie zadzwonił tez nie robił już różnicy. I nawet okropny zapach przypalonego śniadania na nic nie wpływał.
 Bo dzisiaj był pierwszy dzień szkoły.
 To połączenie najgorszych uczuć na świecie - zazdrości o młodsze rodzeństwo, skrzywienie po wyczuciu alkoholu, poczucie, że zaraz stanie się coś okropnego, złamane serce w walentynki. I wiele, wiele innych, bo w życiu dzieje się masa okropnych rzeczy.
 Okropnych jak zmuszanie osób w wieku od trzynastu do szesnastu lat do tłoczenia się w wąskich, śmierdzących środkiem czyszczącym korytarzach, gdy za oknem słońce świeci tak mocno, jakby, na ironię, chciało wynagrodzić deszczowe lato.
 Idealnie spędzony czas, nie ma co.
 Na szczęście, nie tylko jej to przeszkadzało. Szybko po wejściu do zamaszystego gmachu zauważyła znajome czarne włosy wykręcone we wszystkie możliwe strony świata. Prawdę mówiąc, zauważył je chyba każdy, szczególnie małe, płochliwe pierwszaki, które nie znały ich z zeszłego roku.
 - Hej - Maja powitała właściciela włosów, ale ten nie raczyła odpowiedzieć. Delikatnie popukała go w ramię.
 - A! - Włoch lekko podskoczyła, ale nie było można nazwać tego odgłosu krzykiem, bo wśród innych, odbijających się od ścian budynku, nikt go nie usłyszał. - Nie strasz, laska - rzucił, udając perfekcyjnym aktorstwem urazę, po czym uśmiechnął się i przybił piętkę koleżance
 - Jak na razie.. jesteśmy tylko my. - poinformował ją i rzucił ze śmiechem znaczące spojrzenie. Jednak ona nie zwróciła uwagi na kolegę z klasy, lecz na plątające się wszędzie nowe twarze.      
 - Masakra, co? - zapytała Maja mając na myśli cały rozgardiasz.
 - Weź lepiej nic nie mów - Oskar pokręcił z dezaprobatą głową jakby tracąc humor. Też nie przepadał za wrześniem, a raczej za wszystkim co wiązało się ze szkołą. - Jeszcze dziesięć minut. - mruknął patrząc na zegarek, po czym potrącił go jakiś dryblas, co nie zdarzało się często, bowiem Włoch został obdarzony koszykarskim wzrostem.
 - A potem tylko siedem zajebistych lekcji - Maja uśmiechnęła się sarkastycznie i opadła na ziemię chowając twarz w dłoniach podobnie jak reszta uczniów. Oskar, nie wiedząc co robić, wyjął z plecaka swoje ulubione zawiniątko, czyli bruschettę, i podał ją przyjaciółce. Ot, taka mała tradycja od pierwszej klasy.
 Mimo tego, humor wcale im się nie poprawił, bo nadeszła reszta ich klasy - chłopcy z wygolonymi do połowy czaszkami z wytapetowanymi od stóp do głów laskami. Nawet sprzątaczki po cichu wycofywały swoje mopy, gdy ci się zbliżali.

 Zapowiada się pozytywny rok.

***

 - Wygrałem zakład. - blondyn od razu przeszedł do rzeczy. Bez słowa podali sobie ręce z niższym chłopakiem, który, zagryzając wargi, niechętnie pokiwał głową.
 - No racja. Myślałem, że w końcu dostaną jakiś budżet.
Rozmawiali o typowej rzeczy do rozmawiania w ich wieku, czyli o kolorze ścian. A raczej jego braku, bowiem odkąd pamiętali, czyli od początku pierwszej klasy, farba na korytarzach w całej szkole była zdrapana.
 Janek nie odpowiedział, tylko skierował się w stronę tablicy ogłoszeń wiszącej przy wejściu do pokoju nauczycielskiego. Był już przyzwyczajony, ze w jej okolicy nie będzie tłumu, bo był jedyną osobą, która te informacje czytała.
 - Jest nowa nauczycielka od matmy - oznajmił swojemu koledze, jednak ten nie skory był odpowiedzieć. - Treningi przenieśli na poniedziałki. - dodał, wpatrując się w Krzyśka. Zamachał mu ręką przed twarzą. - Ej, stary!
Kumpel popatrzył na niego ostrym wzrokiem ,,plis, zamknij się, a jak tego nie zrobisz, to potem już nie dasz rady".
 - To może żarcik? - Janek dobrze znał ten wzrok Krzyśka, więc tylko się zaśmiał. - Jak matematyk wyłącza światło? - otworzył usta normalnie jak Stachurski opowiadający swojego życiowego suchara, jednak gdy nie zyskał uwagi kolegi rzucił: - Przed nawias. Ba dum tss - udał w powietrzu, że uderza w talerze perkusji.
 - Czego ty ode mnie wymagasz, Janek - mruknął Krzysiek. - Jest pierwszy dzień szkoły, a ty gadasz o czym? O szkole! - wzniósł ręce do nieba, a raczej do dachu, udając błaganie.
Janek zmarszczył brwi i popatrzył na kumpla ze zwiątpionym uśmiechem.
 - Nie uciekniesz od tego - zaśmiał się i obróciwszy się od tablicy chciał ruszyć i stawić czoła temu dniu. Bardzo chciał ale coś, a raczej ktoś mu na to nie pozwolił. tym kimś była dziewczyna stojąca tuz przed nim.
 - Oj, przepraszam - szepnęła cicho i kucnęła by pozbierać rozrzucone książki. Chłopcy natychmiast rzucili się jej pomóc.
 - Sorry, ja na ciebie wpadłem. - odparł Janek i uśmiechnął się łagodnie. Popatrzyła na niech chwilę zdezorientowana po czym spuściła głowę i chciała wstać, lecz znów upuściła zeszyt.
 - Masz, trzymaj. - Janek podał jej gruby zeszyt, z którego wystawało parę kartek oraz książkę Steinbecka. - Świetna książka! - przyznał szczerze patrząc na tytuł. - Czytałaś też pierwszą część?
 Brunetka w tejże kolejności za jąkała się, przytaknęła głową i cała zaczerwieniona odeszła spod tablicy. Krzysiek również się nie odezwał, ale to nikogo nie zdziwiło, bowiem on nigdy nie odzywał się przy innych. Wyłączając oczywiście Janka.
 - Nieśmiała jakaś, czy co? - mruknął Janek, gdy dziewczyna zniknęła za horyzontem (czyt. za schodami).
 - Prawdopodobne. Nieśmiałość występuje już u trzech na dziesięć osób w wieku szkolnym według ubiegłorocznych badań magazynu Awans. - usłyszeli za plecami głos. Należał on do niskiego chłopaka w okularach o czarnych oprawkach ubranego i białą koszulę i brązową kamizelkę.
 - Ty za to nieśmiały nie jesteś - założył Janek. Nie chciał być niemiły, ale dopiero po chwili wyczuł jad w swojej wypowiedzi.
 - Owszem, ty za to jesteś bardzo nierozgarnięty. - odparł spokojnie chłopak wpatrując się w swoje buty. Były na rzepy. - Dziewczyna Nina, która przed chwila odeszła do klasy matematycznej, zapewne nie chciała wchodzić z tobą w interakcję behawioralną .
 Janek wpatrywał się w niego chwilę oczekując, że ktoś wreszcie wyjdzie i wyjaśni mu, że to tylko głupi żart, taki na pierwszego (a raczej drugiego) września.
 Ale nie - niski knypek dalej stał na miejscu i wgapiał się w buty, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział co. Janka, nie wiedzieć czemu, denerwowało, że nie patrzył się na niego. To jakiś tik, czy coś? Zmrużył oczy i otworzył buzię jakby coś go olśniło.
 - Skąd wiesz, że nazywa się Nina? - zapytał podejrzliwie.
 - Mam nadludzkie zdolności. - odparł lakonicznie i jakby nazbyt wyraźnie. - A teraz, szanowni koledzy, muszę was opuścić, albowiem grozi mi spóźnienie, co jest w tej placówce zabronione. - wytłumaczywszy to zatkał sobie uszy palcami i z naprężonymi mięśniami ruszył w stronę schodów. Wyglądało to nie tyle co dziwnie, ale śmiesznie.
 Po chwili zabrzmiał dzwonek i jak na zawołanie korytarz zaczął pustoszeć. Nie ma się co dziwić - nikt nie chce podpaść belfrom już pierwszego dnia. No, nikt oprócz Janka i Krzyśka, którzy jednak byli pewni, że Żółtkowska, ich matematyczka, i tak nie przyjdzie na czas.
 - Dziwny ten koleś. - mruknął Janek. - Ale nie dziwniejszy niż twoja socjofobia. - zaśmiał się i szturchnął Krzyśka w ramię.
 - Nic na to nie poradzę. - usprawiedliwił się brunet ze śmiechem wznosząc obronnie ręce. - Ciesz się, że do ciebie się w ogóle odzywam!

***

Schodów było tyle co do czterdziestej pierwszej cyfry liczby Pi, czyli 2. Drzwi na górny korytarz oczywiście otwierały się do wewnątrz, co nie zostało przemyślane przez architekta budującego placówkę dla dzieci. Przecież taki ciężar może kogoś zepchnąć przez poręcz! Pokręcił ze zdumieniem głową. Pierwszy dzień w nowej szkole i już tyle niedogodności. Na szczęście dyrektorka, profesor Muszyńska, dała mu do siebie kontakt, by pisał o wszystkich problemach. W myślach już słyszał treść elektronicznego listu do niej gdy nagle coś przerwało mu dziesięciometrową trasę do sali. Coś, a raczej ktoś w barwnej sukience z motywami kultury iberyjskiej.
 - Oj, przepraszam - pisnęła istota w sukience i uśmiechnęła się przepraszająco. Oczywiście popatrzyła mu w oczy co nie zostało dobrze przez niego odebrane.
 - Jestem Linka - dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze szerzej, o ile było to możliwe.
 Zmrużył oczy i od razu sięgnął do kieszeni szortów po swoją kauczukową piłeczkę. Zawsze ją ze sobą nosił na wypadek gdyby ktoś, z nieznanego mu powodu, postanowił zestresować go podając swoje imię i okazując chęć poznania się. Czy może być coś gorszego?!
 - Nazywam się Hadrian i właśnie łamię regulamin tej placówki. - odparł najwyraźniej jak mógł i wyminąwszy dziewczynę wszedł do pobliskiej sali.
 Linka popatrzyła na niego zdziwiona, czego oczywiście nie zauważył.
 - ,,Cóż za ciekawy chłopak. Pierwszy, którego tu poznałam." - westchnęła. Rozejrzała się po korytarzu i dopiero po chwili przypomniała sobie, że musi jeszcze wejść do klasy.
 Nic bardziej nie mogło pogorszyć tego dnia, jak przycięcie sobie palca przyciężkimi, już nie tylko według Hadriana, drzwiami.

Tak, ten rok na pewno będzie pozytywny!

____________________________________________
Jeżeli tu dotarłeś, to życzę Ci, żeby Twój najbliższy dzień był niesamowity! Dziękuję, że poświęciłeś czas, żeby tu zajrzeć. Do zobaczenia w środę! (nie zapomnij tu wrócić ;) ).
PolishBee


Klub SuperbohaterówWhere stories live. Discover now