Prolog

2.1K 74 23
                                    

- I co my teraz zrobimy? - załkała niewysoka kobieta o brązowych włosach i zielonych oczach.

- Nic się nie martw, mamusiu. Damy sobie jakoś radę - próbowałam ją pocieszyć.

- Bo jak nie my to kto? - uśmiechnęła się bez cienia wesołości.

Popatrzyłam na nią dziwnie, nie do końca rozumiejąc te słowa. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to zdanie stanie się naszym mottem i powtarzać będziemy je czasami nawet kilka razy dziennie.

Przyglądałam się jak prasowała mi czarną sukieneczkę w granatowe kwiatki. Robiła to starannie i powoli, jakby w ten sposób mogła skupić na czynności wszystkie swoje myśli. Próbowała być dzielna i nie płakać. Od tygodnia próbowałam robić wszystko, żeby ją jakoś pocieszyć, a sama pogrążałam się w smutku nocami, gdy mama już spała. Nie chciałam, żeby przejmowała się jeszcze mną.

- Proszę kochanie - podała mi ubranie. - Pomóc ci?

- Nie jestem już taka mała, mam przecież jedenaście lat - odpowiedziałam, kręcąc głową. - Od teraz będę ci we wszystkim pomagać, nawet w szukaniu pracy.

- Moja duża dziewczynka - znowu spróbowała się uśmiechnąć. - Przebierz się szybko, muszę zrobić ci jeszcze ładną fryzurę.

Pokiwałam głową i pobiegłam do mojego pokoju. W ekspresowym tempie zrzuciłam z siebie spódniczkę i koszulkę i ubrałam sukienkę. Usiadłam przy mojej małej toaletce i przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze. Zdobyłam się na szeroki uśmiech dla mamy i rozczesałam włosy. Wzięłam do ręki szczotkę i frotki i poszłam z powrotem do salonu.

Mama właśnie kończyła się malować. Miała już upięte schludnie włosy i ubrana była w czarną, prostą sukienkę z krótkim rękawem. Poczekałam aż będzie miała czas. Po chwili podałam jej przyniesione rzeczy i usiadłam spokojnie na taborecie. Kobieta szybko uwinęła się z moimi niesfornymi kosmykami i już po pięciu minutach byłyśmy w drodze na pogrzeb.

- Stephen był wspaniałym człowiekiem - wygłaszał przemówienie jakiś mężczyzna, który przyjaźnił się kiedyś z tatą. - Był kochającym mężem i ojcem, niezastąpionym przyjacielem i jednym z najszybszych na wyścigach...

Przestałam słuchać. Nie mogłam znieść formy przeszłej w tych zdaniach. „Był" przez cały czas dźwięczało mi w uszach i obijało się echem po głowie. Nagle podszedł do nas jakiś mężczyzna. Ubrany był w garnitur, ale nie jakiś tani, kupiony na wyprzedaży, gdzie często chodziłam z mamą. Przebijała się przez niego aura wydanej góry pieniędzy. Co ciekawe, nieznajomy miał skośne oczy, nigdy takich nie widziałam.

- Mamo - pociągnęłam rodzicielkę za sukienkę - ktoś chyba chce z tobą pogadać.

Myślałam, że to kolejny przyjaciel taty z wyścigów i chce złożyć nam kondolencje, których już tyle w ostatnim czasie słyszałyśmy. Bardzo się jednak pomyliłam.

- Witam panią - odezwał się nieznajomy. - Bardzo mi przykro z powodu pani ogromnej straty. Byłem szefem Stephena, lecz nie było mi dane, poznać go osobiście, wszystko przekazywane było poprzez pośredników. Obiło mi się jednak o uszy, że nie ma pani pracy, przez co będzie się pani teraz żyło jeszcze gorzej, jakby ostatni tydzień nie był wystarczająco zły. Z tego powodu mam dla pani propozycję. Otwieram niewielką firmę w Tokio i będę potrzebował sprzątaczki. Wiem, że to niezbyt wdzięczna praca, jednak lepsza taka niż żadna. Oto moja wizytówka, proszę do mnie zadzwonić, a wtedy omówimy szczegóły współpracy. Jeśli nie będzie pani zainteresowana ofertą, to również proszę o kontakt. Przepraszam za zamieszanie, pogrzeb nie jest miejscem do takich rozmów. Żegnam panią i jeszcze raz proszę o kontakt.

Tokio Drift - Inna HistoriaWhere stories live. Discover now