Trzewiki

2.2K 236 122
                                    

Ludzie mówią, że kiedy dziecko zostaje powite, to szemrane łzy spływają po jego młodziutkiej twarzyczce, a wśród niego raduje się grupka ludzi będąca jego rodziną.

Kiedy to dziecko umiera, człowieczy opłakują je wniebogłosy, zaś ono... się uśmiecha.

I to ja się znalazłem w tej grupce ludzi. Pustymi oczyma wpatrywałem się w rażącą biel zwiewnej sukienki i w czarne trzewiki spoczywające na małych stopach. A na tym odzieniu... Całun o barwie czerwonej, na jakim spoczywały średniej wielkości czarne kropki.
Wśród leżącej tam postaci, były kwiaty. Dużo kwiatów.

Bukiet białych róż trzymały drobne dłonie,  z których już na zawsze odeszło ciepło, zaś obok nich znalazły się także lilie i chryzantemy.

Włosy miała ciemne i ułożone po bokach, oczy zamknięte, a usta sine i spękane. Nie było widać na nich choćby malusieńkiej plamki krwi.

Leżała tam, jakby dopiero co zapadła w sen.
A ja stałem nieruchomo, nie dopuszczając do siebie myśli, które miałyby wywołać u mnie łzy.

Nie potrafiłem wtedy płakać. Nie wtedy, kiedy kobieta w tej trumience wyglądała tak spokojnie i pięknie. Tak... przeraźliwie pięknie. 

Dlaczego... akurat teraz gwiazdy mi ją odebrały?

Dlaczego usilnie próbowały mi odebrać ten promyk, który rozświetlał każdego dnia mój pozbawiony sensu żywot?

Dlaczego nie wyglądają one na zawstydzone dokonanym przez siebie czynem? 

Dlaczego topią mnie one w agonii i bezustannie ze mnie drwią?

Dlaczego... Nie wzięły ze sobą też mnie?

Czułem się tak pusty, tak wyssany z emocji, tak pragnący zniknąć z tego świata i dołączyć do mojej kochanej.

Spojrzałem na czyste od chmur niebo i rażące promienie słońca, które oświetlały jej bladą, bez wyrazu twarz. Do moich uszu dobiegł szloch wydobywający się z gardła jej matki. Łzy rzęsiście spływały po jej obliczu, oczy miała zmęczone i czerwone. Moje serce gwałtownie zadrżało, kiedy kobieta padła na kolana zrozpaczona.

To wszystko moja wina.
Co ze mnie za superbohater, skoro nie potrafiłem nawet uchronić mojej najdroższej od niebezpieczeństwa?

— Sabine... — wyszeptał do żony Pan Dupain, otaczając ją swoim ramieniem.

— Córe-czko — wydukała załamana, wyciągając ręce ku trumnie, którą zamykał jeden z mężczyzn. — Nie, nie zamykajcie jej! Błagam! Co jeśli będzie jej tam zimno? Co jeśli jeszcze nie jest za późno? 

— Sabine — powtórzył drżącym głosem. Wyglądał w istocie na spokojnego, lecz tak naprawdę widać było, iż próbował ukryć wszechogarniający go ból. — Proszę...

Roztrzęsiona obdarzyła mnie zamglonym, nienawistnym spojrzeniem, po czym podeszła do mnie na chwiejących się nogach. Niedługo po tym, uniosła rękę naprzeciw mojej osoby i zamachnęła się. Zamknąłem oczy, przygotowując się na mocne uderzenie, jakie nigdy nie nadeszło. Uniosłem ze zdziwieniem powieki, aby ujrzeć ogarniętą frustracją matkę pogrążoną w widocznym padole łez. 

— Obiecałeś nam, że ją uszczęśliwisz! Obiecałeś! — wrzasnęła zapłakana. — Oddaj mi moją córkę! Moją uśmiechniętą Marinette!

— Przepraszam... Tak bardzo mi przykro — wydusiłem.

— Zabiłeś ją! Zabiłeś moje dziecko! — wytknęła mnie oskarżycielsko palcem. — A tak ci ufałam! 

— Sabine, przestań — skarcił ją mąż. — Jesteśmy na pogrzebie. Wiem, że jesteś wściekła, ale ta złość nam jej nie zwróci...

Czarnowłosa raz ostatni otaksowała mnie wzrokiem, uprzednio zwracając się ku Alyi, która rzucała w tamtej chwili do grobu trzy białe róże. Szatynka od samego początku była obejmowana przez swojego narzeczonego, ubolewając z nim ogromną stratę i ukazując, jak głębokie było ich rozgoryczenie. 

Gdybym był bardziej uważny, gdybym tylko mógł cofnąć czas, gdybym tylko... mógł przywrócić jej życie, nie raniąc przy tym innego istnienia. A teraz przeze mnie cały Paryż wydaje z siebie lament po usłyszeniu o odejściu swojej słynnej i odważnej superbohaterki o mocy cudowniejszej od wszelakich innych.

Poczułem na policzku jedynie słodkawą kroplę deszczówki, ukierunkowując ponownie moje oczy na niegdyś wesołe, niebieskie sklepienie nieba, teraz ciemne i podzielające te same uczucia, co moje serce. 

I właśnie wtedy postanowiłem, że będę tu trwać jako męczennik z ciężarem grzechu dopuszczenia do śmierci mojej damy szczęścia.

Damy szczęścia, którą zabił pan pecha. 

______________________________________________________

Witam w shocie o Miraculous.

Tak pokrótce, polecam to czytać słuchając muzyki, którą dodaję na górze.

A, no i to jeszcze nie jest koniec tego shota, pozostały mi dwie części - wstawię je w swoim czasie, coś tam mam już ubazgrane, potrzeba mi tylko chwili wytchnienia, weny, pięknego soundtracku i bycia po egzaminie. 

Jeśli ci się podobało, to napisz komentarz i daj gwiazdkę. To pierwsze bardzo mnie motywuje do działania. Amen.

Maiaren

Zamieć | Miraculous One-Shot ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz