Światło

635 84 29
                                    

Nikt nie widział. Nikt nie wiedział. Nikt nie zrozumiał.
A jednak tamtego dnia coś się stało.
Tamtego dnia dla Erena zapaliło się światło. Światło jaśniejsze niż inne, jaśniejsze niż gwiazdy i nie tak odległe.
Światło miało imię.
Levi.

***

Eren siedział przy stole, a Mikasa namawiała go, aby coś zjadł.

- Eren, jutro wyprawa za mur, musisz mieć siłę - przekonywała.

Wyprawa za mur. Kolejna. Wiedział o tym i właśnie dlatego nie potrafił się zmusić do przełknięcia niczego. Martwił się, a to zawsze odbierało mu apetyt.

Mikasa westchnęła ciężko i rozejrzała się po pomieszczeniu, poszukując wzrokiem kogoś kto mógłby pomóc jej w przekonaniu Erena.
Niestety, Ymir raczej nie zechciałby tracić czasu, a Jean raczej by tylko przeszkadzał. No, był jeszcze siedzący przy drugim końcu stołu Levi, ale Mikasa nie miała zamiaru się do niego odezwać. Wciąż była wściekła za pobicie Erena w sądzie. Tłumaczono jej, oczywiście, że było to konieczne, lecz uraza pozostała.
Tymczasem ten... ten... kapral siedział sobie i spokojnie pił kawę, jakby nie miał ważniejszych rzeczy do załatwienia. I ten dziwny sposób trzymania filiżanki...

Levi, podobnie jak Eren, myślał o jutrzejszym dniu. Dawniej zawsze cieszył się na wieść o wyprawie. Była to odskocznia od nudnej rutyny, a przy tym okazja do zabijania tytanów.  Teraz jednak był maksymalnie skupiony, a w myślach po raz setny analizował plan wyprawy. Jutrzejszego dnia nie mógł pozwolić sobie na błąd.  Nie teraz, gdy miał coś do stracenia.
Eren. Byli razem od tygodnia. Nie mieli dużo czasu dla siebie. Nie tutaj, gdzie Hanji przeprowadzała na Erenie zwariowane eksperymenty, gdzie nie mógł się ruszyć z powodu matkującej Mikasy i gdzie kapral ciągle był do czegoś potrzebny.
Nie tutaj, gdzie musieliby się ukrywać.
Nikt by nie zrozumiał.

Levi spojrzał na Erena. Bachor wyglądał blado i wpatrywał się w pustkę. Levi chciałby się teraz do niego odezwać, porozmawiać, lecz nie w obecności świadków. Był przecież surowym kapralem Levim.

Zawsze gdy Eren na niego patrzył, Levi odnosił wrażenie, że chłopak wszystko o nim wie, że rozumie emocje, które kapral ukrywa i... i nie brzydzi się nim. To było dziwne. Nienormalne. Levi nie lubił wspominać przeszłości. Zawsze gdy to robił czuł się brudny, skażony. Dlatego też zagadką było czemu Eren wciąż patrzy na niego jak na bohatera.
Eren. To z jego powodu jutro wszystko musiało pójść zgodnie z planem.

***

Ranek.
Zapach kawy.
Pośpiech.
To już dzisiaj.
Sierść konia.
To już dzisiaj.
Mur.
To już dzisiaj.

Zwiadowcy wyjechali za mur. Było niemal bezwietrznie, a słońce dopiero co wzeszło. Eren czuł na twarzy ciepłe promienie. Odszukał wzrokiem kaprala i uśmiechnął się widząc jego chłodne spojrzenie.

Szybka jazda.
Zmiany kierunków w zależności od obecności tytanów.
Jadący z przodu Levi.
Słońce grzejące coraz mocniej.
Woń końskiej sierści.
Skrzydła Wolności.

Jechali już chyba godzinę, a przynajmniej tak się Erenowi wydawało. Co jakiś czas nad głowami przelatywał im jakiś ptak, a chłopak nieodmiennie się nimi zachwycał.
Na razie wszystko było w pożądku. Z resztą do grupy Erena zostali przydzieleni najlepsi.

Jednak Levi był niespokojny. Eren wyraźnie to widział, mimo że kapral siedział do niego tyłem. Chociaż nikt inny nie potrafiłby tego dostrzeć, Levi był spięty, a jego ruchy były szybsze, precyzyjniejsze.

Szybka jazda.
Ćwiergot ptaka.
Wiatr w uszach.
Jadący z przodu Levi.
Słońce grzejące coraz mocniej.
Niepokój.
Woń końskiej sierści.
Skrzydła Wolności.

W miarę jak jechali niepokój coraz bardziej się nasilał. Od bardzo długiego czasu nie mieli rzadnych sygnałów od innych zwiadowców. Było to dziwne. Nikt o tym nie mówił, ale i tak wszyscy myśleli o tym samym. Jedynie Levi rzucił jakąś uwagę w stylu: ,,Oni tam śpią, czy co?".
Jechali dalej przed siebie. Wszyscy spoceni z gorąca. Dookoła nie było prawie żadnych drzew, które mogłyby zapewnić im cień.

W tym momencie Eren kątem oka zauważył jakiś ruch. Z lewej strony nadbiegał tytan.
- Levi! Tytan z lewej! - zawołał.
Kapral obejrzał się i zaklął.
- Nadchodzą z prawej! - wykrzyknął Armin prawie w tym samym momencie.
Strach.
- Chcą nas złapać w potrzask, czy co? - zastanowiła się Hanji. - To ciekawe.
- Dobra, jedziemy naprzód! - Levi popędził konia. - Szybko!

Galop.
Zapach końskiego potu.
Słońce.
Strach.

- Z przodu też są!

Nie. To nie może się dziać.

- Otoczyli nas!

Czas. Potrzebujemy czasu.

- Musimy walczyć, inaczej zginiemy!

Walczyć... Jak?
Równina bez drzew, bez budynków.
Cała masa tytanów przeciwko ich grupce.
Ten upał...

- Eren, zmień się w tytana!
- Zrób to, Eren!
- Rozwal ich!

Nie proście mnie o to. Nie panuję nad formą tytana.

Tytani z każdą chwilą zacieśnieniali krąg. Byli coraz bliżej. Nie było czasu.

Walka rozpoczęta.

Wszyscy Zwiadowcy, prócz Erena, wyskoczyli z siodeł i walczyli. Była to desperacka próba ocalenia życia.
Levi właśnie rozciął kark jednemu z tytanów. Eren rozejrzał się w panice i spojrzał wprost w zimne oczy kaprala.
Zrozumiał.
Nie miał innego wyjścia.
Ugryzł się w dłoń...

Walka.
Za wielu ich.
Śmierć Jeana.
Krew.
Ból.
Śmierć Hanji.
Krzyki.
Za wielu ich.
Chaos.
Za wielu...
Śmierć Armina.
Śmierć Mikasy.
Ból.
Śmierć...
Śmierć...
Śmierć...

Levi.

***

Promienie słońca jasno oświetlały równinę. Wszędzie leżały martwe ciała ludzi i tytnów. W bezchmurne niebo unosił się dym. Oderwane kończyny, krew na trawie, porozrzucana broń.
Wszyscy martwi.
Prawie wszyscy.

Nad jednym z ciał pochyla się chłopiec. Ma on ciemne włosy, zielone oczy, czerwone pręgi na skórze... I płacze. Ściska dłoń zmarłego, czarnowłosego mężczyzny. Gładzi go po twarzy. Przytula do piersi.
Ten chłopiec czuje zimno, mimo upału. Ten chłopiec widzi ciemność, mimo dnia. Ten chłopiec cierpi.

Ból nie do zniesienia.
Niemy krzyk.
Cisza.

***

Nikt nie widział. Nikt nie wiedział. Nikt nie zrozumiał.
A jednak tamtego dnia coś się stało.
Tamtego dnia dla Erena zgasło światło. Światło jaśniejsze niż inne, jaśniejsze niż gwiazdy i nie tak odległe.
Nastała ciemność.
Ciemność nie miała imienia.

Światło [Ereri - One shot]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz