Prolog.

5 2 0
                                    

Czułam jak metalowa igła wbiła mi się w żyłę. Nacisnęłam tłoczek, a przeźroczysta substancja wypływała powoli ze strzykawki. Czułam, jak lekko się rozluźniam, mimo lekkiego pieczenia. Czułam, że nie oddychałam miarowo. Dławiłam się swoim oddechem, trzymając się nerwowo kołdry. Wpatrzona w ramie patrzyłam, jak resztki morfiny znikają w mgnieniu oka. Wyciągnęłam narzędzie i przykleiłam plaster na rękę.

Położyłam się i przykryłam pierzem. Czułam, jak płuca odpuszczają, w głowie pojawia się szum, który przypomina ten, dla którego biorę tą magiczną substancje. Szyja mi się rozluźnia, ręce, klatka piersiowa, brzuch, nogi i nawet palce u stóp. Czuję się jakbym była w oazie szczęścia, którego mi brakuje. Popatrzyłam na podłogę, gdzie walało się tysiące śmieci, butelki, naczynia, paczki tabletek i fiolki po magicznym specyfiku. Podczas efektu nie myślałam o tym, jakby to było złe. "Artystyczny nieład", jakby to powiedziała moja matka. Nie lubię, gdy zwraca mi uwagę.

Powoli mój wzrok zaczął być wciągany w piękną krainę. Zaczęłam widzieć drewniane deski, piękną, niebieską wodę i jego. Mężczyznę, który zawsze opierał się o jedną z barierek molo, i dokarmiał mewy. Teraz patrzył gdzieś w dalekie miejsce na horyzoncie. Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam znajome mi miejsce. Coney Island. Mimo, iż fizycznie byłam na drugim końcu świata, duchowo znałam to miejsce bardziej, niż swoją starą, zmarnowaną kamienicę w środku Warszawy. Spojrzałam w niebieskie niebo, i piękne słońce, przez co przymknęłam oczy. Chłopak stojący parę metrów ode mnie, uśmiechnął się pogodnie i przywołał mnie do siebie gestem ręki. Krok za krokiem, a ja słyszałam skrzypienie drewnianych desek pod moimi stopami. Podeszłam do niego i także oparłam się o barierkę. Szum wody sprawiał, że czułam się jak w raju. Objął mnie ramieniem. Poczułam ciepło, nie fizyczne. Kochałam to.

Nie myślałam o problemach, jakie czekają mnie po gorszej stronie życia. Narazie byłam tutaj, jak w każdą noc i każdy weekend. On też tu był w tych porach. Rozumieliśmy się bez słów... Dosłownie. Nikt nie poruszał ustami, a mowa była słyszalna. Czułam, że między nami istniała jakaś więź.

Spędziłam z nim pare godzin, wpatrując się w niebieski świat, rozmawiając o przyziemnych sprawach. Nagle poczułam, że przestaję się dobrze czuć. Cofnęłam się trzy kroki, za czwartym spadłam, za mną była przepaść, której wcześniej nie widziałam. Nagle obudziłam się w łóżku szpitalnym, przywiązana rękami i nogami. W innym, gorszym świecie.

Zaczęłam się szarpać. Rozejrzałam się panicznie po pokoju, który nie był tym moim, jednak on był mi znajomy. Uspokoiłam się. Wylądowałam w psychiatryku. Źle powiedziałam, że się uspokoiłam. Niepokój złapał mnie zaraz po tym.
Nie będzie morfiny.
Nie będę w moim świecie.
Nie ma już dla mnie sensu.
Nie ma szans na spotkanie miłości.

Has llegado al final de las partes publicadas.

⏰ Última actualización: Aug 18, 2017 ⏰

¡Añade esta historia a tu biblioteca para recibir notificaciones sobre nuevas partes!

Na Końcu Mola.Donde viven las historias. Descúbrelo ahora