Prolog

12 0 0
                                    


Należę do pechowych osób, naprawdę.

Zapowiedzią mojej życiowej porażki był już fakt, że urodziłam się w piątek trzynastego. Wychowałam się w szczęśliwej rodzinie, gdzieś do czwartego roku życia, aż mój pożal się Boże tatulek odszedł od nas. Było to jeszcze do wytrzymania. Mama jakoś sobie poradziła.

Jednak jak miałam dziesięć lat, miał miejsce wypadek samochodowy, w którym życie straciła moja mama – Stella. Po pogrzebie zamieszkałam u jej najlepszej przyjaciółki. Miała ona męża, ale dzieci nie posiadali.

Wiedliśmy w miarę spokojne życie, udając perfekcyjną rodzinkę, którą nie byliśmy nawet w dwóch procentach. Na każdym kroku porównywałam Amy do mamy, również na wykonywaniu prostych czynności, jak chociażby robienie naleśników. Nie podobało mi się to, jak trzyma drewnianą łyżkę, czy jak wylewa ciasto na patelnie. Za każdym razem głośno to komentowałam, strzelałam przysłowiowego focha i szłam do swojego pokoju.

Byłam naprawdę ciężkim przypadkiem do wychowywania. Nie potrafiłam pójść w niektórych sprawach na ugodę ani zamknąć się, kiedy powinnam. Po skończeniu trzynastu lat zapaliłam pierwszego papierosa popijając go piwem, które nie było ostatnim. W nałóg wpadłam niedługo potem, razem z moim przywiązaniem do nieodpowiedniego towarzystwa. W związku z tym zaczęły się wieczorne imprezy, nauka poszła na bok, a ja coraz rzadziej chodziłam trzeźwa. Prawie codziennie budziłam się z tak ogromnym kacem, że przesypiałam następne kilka godzin, podczas których powinnam być na zajęciach w szkole.

Mój pierwszy chłopak okazał się ćpunem – co za pech. Drugi natomiast stracił nogę w wypadku. Trzeci miał raka. Do tej pory nie znalazłam żadnego porządnego faceta. Byłam singielką, ale nie potrafiłam przestać kochać ostatniego z nich.

To wszystko spowodowało, że oblałam rok. Miałam kuratora i dopiero, gdy sąd postraszył mnie domem dziecka obudziłam się z tego amoku.

Całe wakacje spędziłam w szkółce letniej. Opłaciło się, bo przepuścili mnie do następnej klasy. Znacznie mniej imprezowałam, lecz nadal nie potrafiłam rzucić palenia. To był mój sposób na odreagowanie.

Zmieniłam swój stosunek do ludzi, którzy mnie przygarnęli. Z biegiem czasu byłam im wdzięczna, że postanowili mnie zaadoptować, choć nie musieli tego robić. W końcu zrozumiałam, że czasu już się nie cofnie. Nic przywróci życia mamie ani nie zwróci mi ojca, który nawet do mnie nie napisał przez te szesnaście lat od jego odejścia.

Jak mówiłam, jestem pechowa. Nazywam się Lexie Hollis Norwood i w końcu moje życie zaczęło nabierać sensu.

Zacznijmy od nowaWhere stories live. Discover now