0.

30 4 4
                                    


27 Listopad (Bismarck-Dakota Północna) Liceum im.Abrahama Lincolna godz. 8.10

-Może masz dzisiaj wolny wieczór? -zapytałem,opierając się o framugę drzwi,Beth uśmiechnęła się.
-Musisz chwilę poczekać, sprawdzę w grafiku-odpowiedziała dziewczyna,wyciągając z torby maleńki kalendarzyk
-Cóż uprzejmie cię informuje jestem zajęta-oświadczyła po chwili,podnosząc na mnie wzrok
-Ech...szkoda-westchnąłem zrezygnowany-Chciałem dzisiaj...a z resztą nie ważne
-Miałem nadzieję że uda mi się wyciągnąć Beth na kręgle do kręgielnii starego Sam'a
-To...ja...będę się zbierał-dodałem po chwili,spuszczając wzrok i ruszając w kierunku schodów
-Meg zaczekaj-zatrzymał mnie głos dziewczyny,w momencie,przystanąłem,odwracając się.
-Gluptasie...Przecież ja żartuję-Beth wybuchnęla śmiechem,widząc zapewne wyraz mojej twarzy
-O ty klamczucho!-krzyknąłem,podbiegajac do niej i zaczynając łaskotać,nagle poczułem jak ktoś łapie mnie od tylu za ramiona i mocno potrząsa.

-Meg!Meg!-głośny głos wychowawczyni, brutalnie przerwał sen Meg'a.Chlopak podskoczył na krześle,podrywajac się z ławki na której zasnął, czemu towarzyszyło kilka wrednych chichotów,nieprzytomny rozejrzał się na około,natrafiajac na pogardliwe spojrzenia uczniów z jego klasy.

-Meg co się z tobą dzieje?-zapytała kobieta stojąc obok chłopaka
-Inni nauczyciele również skarżą się na to że zasypiasz na lekcjach
-Przepraszam-wyjąkał chłopak, przecierając oczy.

-To już się nigdy nie powtórzy pani profesor-dodał poprawiajac się na krześle
-No ja myślę, rozumiem mój drogi że jest Ci ciężko,ale musisz się skupić na nauce,niedługo egzaminy-pouczyła go nauczycielka wracając za swoje biórko.

-Dobrze kontynuujmy-westchnęła odwracając się do tablicy,ale mimo jej ostrzeżenia Meg wcale nie zamierzał jej słuchać.Jego myśli zaprzątało zupełnie co innego,mianowicie miał dzisiaj iść do domu Beth,pierwszy raz od ponad dwóch tygodni.Obiecał Panu Parker'owi pomoc przy rozpakowywaniu towaru do sklepu,chłopak wbił wzrok w okno po jego lewej stronie.

Pogoda jak zwykle nie zachwycała,wiecznie zachmurzone niebo Bismarck'u nie napawalo optymizmem,wiatr hulał w gałęziach dużych dębów stojaych przed budynkiem miejskiego liceum.

-Meg zaczekaj!-To Beth krzyczała do mnie abym się zatrzymał,na wf-ie nie była dobra w bieganiu i teraz też jej zbytnio nie szło. Ostatkiem sił dobiegła do mnie łapiąc za ramię.

-O matko....dlaczego...ty...tak...pędzisz? -zapytała dyszśc jak stara lokomotywa.
-Idę całkiem normalnie nie wiem o co ci chodzi?-zaśmiałem się przytrzymujac nastolatkę aby się nie przewróciła.
-Posłuchaj...mam do ciebie sprawe...-zaczeła dziewczyna,kiedy jej oddech się unormował.
-A więc slucham-mruknąłem z uśmiechem, ruszjąc w stronę dębów czyli stałego miejsca przesiadywania szkolnej młodzieży.
-Czy mógłbyś pomoc mi dzisiaj z fizyki?-zapytała Beth patrząc na mnie prosząco.
-A co znowu się pani na ciebie uwzięła? -zasmialem się kopiąc mały kamyczek,ktory napatoczył mi sie pod nogi.Beth popatrzyła na mnie karcąco
-Sam dobrze wiesz że ta baba mnie nie lubi-odpowiedziała znirzając głos
-Oczywiście że wiem-westchnąłem przewracając oczami-Może dzisiaj u ciebie?-zapytałem uśmiechając
-W porządku.Dzięki!Jesteś cudowny-krzyknela Beth,ku mojemu zdziwieniu,cmokajac w policzek.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 01, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

The DiariesWhere stories live. Discover now