Rozdział 1

12 1 0
                                    

Los Angeles, 26 stycznia 2017

Wyszedłem z samolotu i po odebraniu bagaży skierowałem się do wyjścia terminalu. LAX przyjmowało o tej porze dnia mniejszą ilość pasażerów, więc szybko dotarłem na parking, gdzie czekała już taksówka.
Do Millennium Biltmore Hotel przy Grand Avenue. – Kierowca skinął głową i niezwłocznie ruszył z miejsca i zaczął przeciskać się między innymi samochodami, próbując dowieść mnie na miejsce w jak najkrótszym czasie. Był chłodny poranek, a prognozy nie wskazywały na poprawę pogody przez najbliższy tydzień. Mgła tłumiła promienie wschodzącego słońca. Przemierzając taksówką przez centrum, zachwycałem się widokiem nowoczesnych drapaczy chmur i wielu innych wspaniałych budowli. 

Kiedy byłem jeszcze dzieckiem, często odwiedzałem znajdujące się w pobliżu domu Stonehenge. Okręgu zbudowanego w odległej przeszłości z wielkich głazów. Ułożone były na sobie tak, że badacze twierdzą, że niegdyś budowla służyła jako kalendarz lub świątynia, a niektórzy uważają, że nawet jako grobowiec. Pewnego późnego wieczoru udałem się tam całkiem sam. Usiadłem pod jednym z ogromnych głazów i podziwiałem krajobraz, w mrocznej ciemności wyglądający tajemniczo i złowrogo. Często chodziłem tam by pobyć sam ze sobą, by przemyśleć pewne sprawy, które dla małego chłopca są sprawami życia lub śmierci.

Cała okolica miała w sobie coś magicznego. Gdy spojrzałem w górę zobaczyłem niezliczone ilości migoczących gwiazd. Tej nocy niebo było nieskazitelnie czyste. Księżyc w pełni rozjaśniał całą okolicę. Nagle poczułem mocny, zimny powiew wiatru. Spojrzałem na zegarek znajdujący się na moim lewym nadgarstku. Dostałem go na komunię od rodziców. Wybiła północ. Uznałem, że powinienem już wracać do domu, ale po chwili wydarzyło się coś nieprawdopodobnego. Wielkie głazy stały się jakby półprzezroczyste. Można było zobaczyć co się za nimi znajduje, lecz ciągle były widoczne. Zerwał się zimny, mrożący krew w żyłach wiatr. Niebo niebo ponad mną rozjarzyło się na czerwono, a kamienny krąg przysłoniła gęsta mgła. Przerażony zacząłem uciekać i schowałem się za oddalonym o kilkadziesiąt metrów dalej drzewem, skąd mogłem obserwować dziwne anomalie. Mgła utrzymywała się przez dłuższą chwilę. Nagle z rozświetlonego nieba w sam środek anomalii uderzyła błyskawica z hukiem przecinając grobową ciszę. Zjawisko zniknęło tak szybko jak się pojawiło. Nadal ogarniał mnie paraliżujący strach, lecz mimo to czułem nieodpartą pokusę by wrócić tam i zobaczyć co się tak właściwie stało. Podszedłem bliżej i, jak się okazało, w miejscu uderzenia pioruna na zwęglonym kawałku drewna leżał stary i zardzewiały klucz. Był on dość nietypowy, gdyż był nieco większy od zwykłych kluczy, takich jak do naszego domu i zdobił go czarny, połyskujący w świetle księżyca kamień. Na kamieniu wyryte były inskrypcje w nieznanym mi języku. Nigdy w życiu nie widziałem niczego podobnego. Schowałem go do kieszeni i pobiegłem do domu, nadal się trzęsąc ze strachu i ekscytacji.

Mieszkałem wraz z rodzicami i młodszą siostrą Ann na przedmieściach Amesbury. Często padał deszcz, więc panowały idealne warunki dla ogrodników, takich jak moja mama. Ogród był jej świątynią i królestwem. Ceniła go ponad wszystko (Oczywiście za wyjątkiem rodziny). Sąsiedzi zawsze zazdrościli owoców jej pracy i często proponowali jej pracę w swoich ogrodach, ale ona ani myślała aby przyjąć jakąkolwiek propozycję. Krążyły legendy, że tysiące lat temu, jeszcze przed narodzeniem Chrystusa, ludzie odkryli magiczną substancję, w którą zamienia się woda z rzeki Avon gdy nad nocnym niebem pojawi się czerwony księżyc i nabierze się ją do srebrnego naczynia. Miała ona mieć niezwykłe właściwości lecznicze oraz przyspieszać wzrost roślin, które przez nią podlewane wyrastały większe i piękniejsze od wszystkich innych. Lecz każdy medal ma dwie strony. Mówiono również, że potrafiła zabijać, a gdy w 1886 roku ówczesny burmistrz wybrał się na nocny spacer po Bonnymead Park, i rzekomo spragniony napił się wody z rzeki podczas „czerwonego księżyca", zmarł z niewiadomych przyczyn, miejscową ludność ogarnął strach i panika. Ojciec, zawsze zaprzeczał tym pogłoskom i twierdził, że był to po prostu zawał serca, a z racji na jego podeszły wiek nie było to nic niezwykłego. Po drugie, nikt nie widział nigdy tego czerwonego księżyca, więc ta historia jest wyssana z palca. Jako iż ojciec był policjantem, był zarówno osobą bardzo wiarygodną i dobrze poinformowaną. Okoliczni mieszkańcy żartowali, że w przeszłości ziemia w naszym ogrodzie była podlewana tą właśnie wodą, bo nawet w trakcie suszy i bez nawadniania, rośliny nie usychały.

Nagle moje rozmyślania przerwał mi kierowca.
- Jesteśmy na miejscu proszę pana. - Wręczyłem mu banknot, nie spojrzałem nawet jaki to był nominał, i wysiadłem zatrzaskując za sobą drzwi taksówki. Spojrzałem na budynek przed sobą i moją ponowną zadumę przerwał członek organizacji PN (Paranormal Nature).
- Panie Logan! Cieszę się że pan dotarł na czas. Jestem Benedict Clare . Pan Kazuaki czeka na pana w pokoju 333 na trzecim piętrze. Proszę za mną.
Pokój 333? Trzecie piętro? Albo ten Japończyk ma jakiegoś bzika na punkcie trójek, albo trafiło mu się ciekawe biuro.

Wszedłem do budynku przez automatyczne, z przyozdobioną srebrnymi grawerami ramą, drzwi. O tej godzinie hotel budził się do życia i pierwsi goście meldowali się przy recepcji, a inni pakowali już swoje walizki do samochodów, o których mogłem tylko pomarzyć, ale to mogło się niedługo zmienić.
Clare poprowadził mnie do windy, a gdy drzwi się zasunęły, rzekł - Musi pan przychodzić z bardzo ważną sprawą, skoro sam Yukimuro Kazuaki zgodził się na osobistą wizytę. Zwykle wyręcza się swoimi podwładnymi - Facet był ode mnie o głowę wyższy i lepiej zbudowany, a gdy to mówił, wyglądał jakby patrzył na mnie z zazdrością. - Niewielu zainteresowanych miało okazję rozmawiać w cztery oczy z szefem. Nawet znaczna część członków naszej organizacji nie widziała go nigdy na oczy. Powinien pan się czuć zaszczycony.
Nie wiedziałem czy mam być z tego powodu zadowolony, czy nie, ale jedno jest pewne: ogarniał mnie coraz większy lęk. Lęk już nie przed samym celem wizyty, lecz człowiekiem, z którym miałem się spotkać. Gdy winda dojechała na trzecie piętro, wziąłem głęboki wdech, lecz gdy otworzyły się drzwi, nie byłem w stanie opróżnić płuc.

Stałem na początku korytarza, oświetlonego jasnopurpurowym światłem. Na ścianach wisiały portrety znanych osób , takich jak Abraham Lincoln, J.F. Kennedy, Marilyn Monroe, czy Michael Jackson. Każdy oprawiony był w posrebrzaną ramę. Podłoga wyłożona była marmurowymi płytami, a cały sufit pokrywała wielka tafla lustra. Gdy w końcu wypuściłem powietrze i wziąłem ponownie głęboki oddech, gdyż przez dłuższą chwilę go wstrzymałem, moje płuca wypełniło ciepłe, ale bardzo suche powietrze. Natychmiast musiałem się czegoś napić. Na szczęście kilka kroków ode mnie stała butla z wodą, którą można było napełnić sobie kubek. Wszystkie drzwi prowadzące do różnych pomieszczeń wyglądały tak samo: grube, w kolorze ciemnego orzecha i na każdych wisiała tabliczka z widniejącym nazwiskiem osoby, do której, najwyraźniej gabinet, należał. Mijaliśmy kolejne gabinety, 331, 332 i w końcu gabinet numer 333. Znajdował się na wprost na samym końcu korytarza. Tylko te drzwi miały wyraźne, srebrne zdobienia oraz nie miały tabliczki z nazwiskiem.
Benedict stanął przed nimi, położył rękę na klamce. Wyglądał jakby się zawahał, lecz ostatecznie nacisnął ją, a drzwi bezszelestnie się otworzyły.

W niewielkim pomieszczeniu stało dwóch mężczyzn uzbrojonych w pistolety maszynowe, na których widok od razu zamarłem w bezruchu i wytrzeszczyłem oczy.
- Spokojnie, panie Logan. Oni są tu po to, by nas chronić. Nic panu nie zrobią, dopóki pan nie zrobi nikomu krzywdy. - Clare zaśmiał się cicho i zapukał do kolejnych drzwi znajdujących się tuż za ochroniarzami. Nagle można było usłyszeć cichy i łagodny głos wydobywający się z małego głośniczka znajdującego się obok drzwi.
- Shi Clare, O-iri kudasai.
- Proszę za mną - Rzekł Clare i otworzył drzwi, za którymi znajdował się człowiek, który przez ostatni rok zapewniał mnie, że jeśli klucz, który znalazłem jeszcze jako dziecko, jest tym, za co pan Kazuaki go uważa, to w zamian otrzymam pokaźną sumę piętnastu milionów dolarów. Co mam więc do stracenia? Dodatkowo poinformowano mnie, że nie jestem jedyną osobą, która była świadkiem takiego paranormalnego zjawiska, lecz tylko ja znalazłem na miejscu jego wystąpienia jakiś przedmiot.

Krwawa TajemnicaWhere stories live. Discover now