Rozdział I

3 0 0
                                    


Rozdział I "The Show Must Go On"

~*~

Lukrecija po raz ostatni poprawiła tkwiące na nosie okulary w czarnych oprawkach i weszła do klasy. Odkąd opuściła to pomieszczenie dwa miesiące wcześniej, nic się nie zmieniło. Ściany nadal miały okropny żółty kolor, przywodzący na myśl zawartość muszli klozetowej, podłoga wciąż była wyłożona tymi samymi kafelkami o barwie rdzy, ławki po siedem w trzech rzędach, tablica, nadal czarna jak smoła, nosiła ślady wieloletniego użytkowania w postaci kilku głębszych rys i dwóch wgnieceń, a biurko z przodu sali miało wycięte na blacie koślawe serduszko z inicjałami "B.T+M.C".

Jeśli chodzi o układ siedzenia uległ niewielkim zmianom. Beth i Mercedes przesiadły się z trzeciej do czwartej ławki pod ścianą, Victor i Tristan wepchnęli się na ich stare miejsce, a Mike z Sue ślinili się w sąsiedztwie stojącego na parapecie kaktusa. Snatana siedziała sama w pierwszej ławce po środku, co chwilę sprawdzając, czy podręcznik i zeszyt leżą idealnie równiutko, raz po raz strzepując z włosów papierowe kulki, które regularnie wystrzeliwała jej w głowę, siedząca w przedostatniej ławce pod oknem, najlepsza przyjaciółka Lukreciji, Jo Green.

Rosjanka okręciła głową na ten widok i śmiejąc się pod nosem podeszła do dziewczyny, która uściskawszy ją, z psotnym uśmiechem wręczyła jej słomkę i kilka własnoręcznie zgniecionych pocisków.

- Nie, dzięki - odparła, machając ręką. - Wiem, że lubisz jej dokuczać, ale ja nie mam zamiaru wpaść w pierwszy dzień szkoły, tylko, dlatego, że kujonka poderwała twojego byłego.

- To nie o to chodzi! - pisnęła koleżanka, potrząsając głową tak energicznie, że blond warkocz, związany frotką z koralikami uderzył Lubichevę prosto w nos. - Ona po prostu mnie wkurza!

- Wkurza cię, i to specjalnie, ponieważ kiedy się zeszli zaczęłaś znowu interesować się Nicolasem - odparowała, strzepując kilka jasnych włosów z twarzy na ziemię.

Jo tylko prychnęła i powróciła do poprzedniego zajęcia, którym było uprzykrzanie życie Santanie.

- Och dajże spokój - burknęła Lukra, wyrywając jej z ust rurkę, zawinęła ją na palcu i rzuciła z powrotem na drewniany blat.

Green, zmarszczyła brwi i piorunując ją spojrzeniem ciemnych oczu pokazała jej język i odwróciła się w drugą stronę, obrażona na cały świat. Rosjanka westchnęła ciężko i zaczęła zakręcać swoje kasztanowe kosmki wokół ołówka.

Jeśli wzięłaby udział na najbardziej irytującą licealistkę, co sugeruję jej od dłuższego czasu, niewątpliwie zajęłaby miejsce w pierwszej piątce - pomyślała.

Pomalowane na jaskrawy odcień czerwonego, o którym rodzice nastolatki zapewne nic nie wiedzieli, paznokcie Jo zaczęły bębnić o ławkę w wybitnie wkurzającym rytmie muzyczki z reklamy płynu do kąpieli.

W pierwszej trójce - poprawiła się, udając, że nic nie słyszy.

Do bębnienia dołączyło stukanie obcasikiem czarnych bucików.

Niewątpliwie rozniosłaby konkurencję w drobny pył - zadecydowała. - Przy takiej częstotliwości naszych kłótni ta przyjaźń nie potrwa długo. Znaczy, kiedyś też się kłóciłyśmy, ale dla żartów. Co się z nią dzieje? Lub raczej, co się dzieje z nami?

- No dobra, już dobra, przepraszam, okej? - mruknęła, przewracając oczami i wcale nie czując się winna.

- I dobrze - odwarknęła blondynka.

- Ale chyba trochę przesadzasz, wiesz? - dodała, rzucając spojrzenie klasowej prymusce, która wyraźnie uradowana z zatrzymanej przez nią złośliwości, posłała jej pełen wdzięczności uśmiech. - Przecież ty i Nick już ze sobą nie chodzicie. Jakie to ma teraz znaczenie?

- Nie lubię, gdy ktoś dotyka moje rzeczy - oznajmiła Jo takim tonem, jak pięciolatka, która uparła się, ż nie podzieli się łopatką z dziećmi z piaskownicy. - A ty, co byś zrobiła na moim miejscu?

- Nie wiem - szatynka wzruszyła ramionami. - Nigdy nie miałam chłopaka.

- No właśnie, więc się nie wypowiadaj - ucięła "Szalona Ex" i wbiła wzrok w nauczycielkę muzyki, która nie wiadomo, kiedy zjawiła się w sali.

Lukrecija nie mając nic innego do roboty zrobiła to samo, uznając tą burzliwą wymianę zdań za zakończoną. Pani Agnes Berry była wcieleniem dobroci i łagodności (przez większość czasu). Miała długie do pasa, czarne włosy, które zazwyczaj zaplatała w wymyślne fryzury, oliwkową cerę, zielone oczy, spiczasty nos i wydatne, uszminkowane wargi, ułożone w uśmiech. I choć nauczycielka była miła, to również bardzo wymagająca. To zapewne było powodem, dla którego kazała wszystkim przez wakacje nauczyć się jakiejkolwiek piosenki i zapowiedziała przed chwilą, że właśnie teraz będą ją prezentować.

Wielu uczniów, w szczególności chłopców, zamarło w przerażeniu. Lukrecija, uśmiechając się dyskretnie z łatwością mogła się domyślić, że albo na śmierć o tym zapomnieli lub nie wzięli zadania na poważnie.

Więc jednak posiadanie na telefonie wersji instrumental ma sens. I śpiewanie pod prysznicem. I śpiewanie za każdym razem, kiedy nikogo nie ma w domu. I wtedy, kiedy w parku nie mam okularów i nie widzę, że ktoś się gapi...

- Ktoś na ochotnika? - głos Berry wyrwał piętnastolatkę z zamyślenia.

Lukrecija nie chciała się zgłosić.

Ręka Lukreciji sama wystrzeliła w górę.

- No dobrze, Lubicheva - zgodziła się kobieta, przywołując ją ruchem dłoni. - Co prawda liczyłam na kogoś, kto w zeszłym roku zawalił semestr, ale niech będzie.

Cholera - pomyślała Lukrecija, czując na sobie obrażone spojrzenia reszty klasy.

Osoby, które wyrywały się do zaliczeń zazwyczaj miały przyszytą z miejsca łatkę lizusa. Rosjanka nie miała zamiaru nim być. O nie!

Robię to, żeby mogli zyskać na czasie - przekonywała samą siebie, wstając z miejsca. - Właśnie tak. A z resztą... The show must go on!

~*~

Ta lala na górze, to Lukrecija Lubicheva.

Mam nadzieję, że się spodobało!

Jeśli tak, to następne rozdziały będą dłuższe!


You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 29, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

We all have changedWhere stories live. Discover now