Rozdział I

6 1 0
                                    

Ogień. Był wszędzie. Szatańska pożoga, która pożerała wszystko na swojej drodze, nie oszczędzając niczego ani nikogo. Domy płonęły, ludzie krzyczeli z niedowierzania, przerażenia, a wreszcie, z bólu. Wszystkie próby ratunku były bezcelowe. Kogo nie dosięgły mordercze płomienie, ginął od kul wystrzelanych nie wiadomo przez kogo i nie wiadomo skąd. Te śmiertelne pociski były dowodem na to, że pożar był zaplanowany. Akt okrucieństwa świadczył o tym, że ludzie to najniebezpieczniejsze istoty świata. Są wrogami dla samych siebie. Dla kogoś, kto z zimną krwią wymordował niewinnych ludzi, nie istnieją takie słowa jak współczucie, moralność, żal. Zamiast nich występują takie jak bezduszność, bezwzględność i szaleństwo. Kiedy płomienie pochłonęły całą wioskę wraz z jej mieszkańcami, oprawcy wyszli ze swoich kryjówek. Mieli na sobie stroje ognioodporne, ale mimo to i tak odczuwali niemiłosierny żar. Ściągnęli hełmy, a swąd spalonych ciał natychmiast dał o sobie znać. Dym gryzł ich w oczy i utrudniał oddychanie. Najmłodszy z grupy nie wytrzymał. Zgiął się wpół i zwymiotował na ziemię u swoich stóp. Jego towarzysz spojrzał na niego z naganą.

- Mówiłem ci, żebyś tutaj nie przychodził. Jesteś jeszcze młody i nie masz odpowiednich kwalifikacji...co zresztą widać.

- Daj mu spokój Patrick. - Dowódca grupy stanął w obronie młodszego kolegi - Myślisz, że przyszedł tu z własnej woli? Źle się zachowywał podczas służby i szef ukarał go w taki właśnie sposób. Takie widoki na sam początek...cóż, nie dziwę się, że młodemu puściły nerwy. Nawet mnie jest niedobrze od tego smrodu. Czy oni nie wiedzą...lub raczej nie wiedzieli, co to kąpiel?

- Nieistotne. Najważniejsze, że mamy to, po co przyszliśmy. Bo mamy prawda?

Dowódca wyszczerzył zęby w paskudnym uśmiechu i wskazał ręką na bezkształtną masę przywiązaną do pobliskiego drzewa.

- Oczywiście, że mamy. Kiedy ty sobie strzelałeś, my złapaliśmy dziewczynę jeszcze przed tym wybuchowym widowiskiem. Jest nieprzytomna, ale żywa. Myślę, że będzie z nami współpracować. Zwłaszcza po tym, jak zobaczyła co stało się z tymi ohydztwami podobnymi do niej.

- A czy...- Patrick poruszył się niespokojnie, a maska odważnego mężczyzny, którą na siebie przybrał, na chwilę zniknęła, zastąpiona przez strach i niepewność.- No wiesz, czy oni na pewno nie żyją? Te ich moce...

- "Te ich moce" nie są potężniejsze niż nasz ogień. Więc nie trząś portkami ze strachu, tylko pomóż mi zanieść tę młodą maszkarę do Ośrodka. A ty - zwrócił się do młodzieńca, który pomimo upiornie bladej twarzy dzielnie trzymał się na nogach - Ty poniesiesz nasz ekwipunek. Tylko uważaj na fiolki z tym płynem. Chyba nie chcesz przez przypadek wybuchnąć, co?

- Tak jest, dowódco! To znaczy nie. Nie chcę wybuch...

- Nie kompromituj się już. Do roboty! Szef na nas czeka!

Zawstydzony chłopak zasalutował i pobiegł wykonać polecenie dowódcy. Dwaj pozostali mężczyźni podeszli do drzewa i wspólnymi siłami podnieśli nieprzytomną dziewczynę. Pewnym krokiem szli przed siebie myśląc o czekającej na nich kolacji. Szybko zapomnieli o pozostawionych za sobą zgliszczach spalonej wioski. Krzyki żywcem palonych ludzi zostały zagłuszone przez ich własne myśli, a wyrzuty sumienia, które dosięgłyby każdego normalnego człowieka, w ogóle się nie pojawiły.

                                                                                  ***

Nie czuję już rozpaczy ani przytłaczającego żalu, który nieustannie towarzyszył mi na początku niewoli. Zostałam całkowicie wyprana z emocji i głębszych uczuć. Aktualnie jestem tylko wściekła. Na siebie, na moich oprawców, na nieżyjącą już rodzinę. Wiem, że to niesprawiedliwe gniewać się na zmarłych. Przecież to nie ich wina, że nie żyją. A jednak, kiedy wypłakałam już wszystkie łzy, pozostała jedynie złość. Dobrze wiedzieli jaka jestem i czym to grozi. Czemu nie nauczyli mnie więcej? Dlaczego nie pokazali jak radzić sobie z tym wszystkim? Owszem, czasami opowiadali mi historię, ale jak one miały mnie przygotować na...na mnie samą? Może jednak ta wściekłość nie była taka zła, bo to właśnie ona pomogła podjąć mi decyzję. Ucieknę z tego miejsca, bo nie mam ochoty umierać. Przynajmniej nie taką śmiercią, jaką dla mnie przygotowali. Nie pozwolę żeby ich tortury mnie wykończyły. Jestem przecież magiczna, czuję jak magia wypełnia całe moje ciało. Zawsze uważałam moje zdolności za przekleństwo, bo to właśnie przez nie znalazłam się w takiej, a nie innej sytuacji. Jednak teraz magia może okazać się zbawieniem, kluczem do wolności. Muszę się tylko skupić, co w obecnej chwili nie jest akurat takie trudne. Lubię myśleć, od tygodni, a może miesięcy, jest to jedyna rzecz, która trzyma mnie przy życiu, bo inaczej zanudziłabym się na śmierć. W tym miejscu jedynie wyobraźnia ma jakieś kolory. Wyblakłe, co prawda, ale kolory.Tutaj wszystko jest szare. Szare długie łańcuchy, które w żelaznym uścisku, trzymają moje dłonie, szary materac, który łaskawie dali mi do spania, szara zakurzona podłoga, szare obszarpane ściany... Nie ma okien, przez które mogłabym wyglądać na świat, a masywne drzwi zajmujące połowę ściany, są tak obrzydliwe brudne, że aż mdli mnie na ich widok. Jest co prawda niewielkie lustro, ale rzadko kiedy do niego podchodzę. Nie lubię siebie oglądać. Już pewnie zszarzałam pod wpływem tego miejsca. Właśnie dlatego moje (o ironio!) srebrno- szare oczy przez większość czasu są zamknięte. Całe dnie spędzam na błądzeniu po świecie, który kocham całym sercem, ale który już nigdy nie powróci. A to wszystko przez tę przeklętą magię! Gdyby nie ona, moi przyjaciele dalej by żyli, a ja byłabym szczęśliwa i nieświadoma prawdy. Muszę się jednak wziąć w garść. Nie pozwolę żeby ich ofiara poszła na marne. Zginęli z mojego powodu, a ja muszę pomścić ich śmierć. Muszę stać się sobą. Prawdziwą sobą. Bardziej brutalną i bezwzględną. Nie lubię siebie takiej, boję się swoich myśli, które stają się przerażające i pełne mroku, a ja nie jestem w stanie panować nad kierunkiem, w który pędzą. Wiem jednak, że nie ma innego wyjścia. Jeśli chcę przeżyć muszę to zrobić.

Zacisnęłam, więc powieki, pilnując by bolesne wspomnienia tym razem mnąnie zawładnęły i pozwoliłam działać drzemiącej we mnie magii. Poczułam jak mojeciało przechodzi delikatny dreszczyk, a zmysły wyostrzają się. Zadrżałam, gdypoczułam bolesny ucisk w żołądku, ale już nie bałam się jak za pierwszym razem,tylko ze spokojem czekałam aż przemiana dobiegnie końca. Wyczułam, że mojeciało zmienia swoją zewnętrzną powłokę. Już nie byłam zwykłą, słabą iwychudzoną dziewczyną. Byłam wojowniczką. Wstałam i po raz pierwszy o kilku dnispojrzałam w lustro. Jak zawsze widok siebie po przemianie wywoływał u mnieszok. Moja skóra nie była taka jak u zwykłych ludzi. Miała turkusowy odcień, aja sama jaśniałam lekką błękitną poświatą. Nad mocno zaznaczonymi kośćmipoliczkowymi błyszczały w ciemności, teraz już całkiem srebrne oczy. Źrenicebyły mocno rozszerzone. W moich oczach można było dostrzec opanowanie ideterminacje. Moje uszy były lekko spiczaste i wystawały nieco spoza burzypopielatych włosów, które falami spływały na moje odkryte ramiona. Miałam nasobie jedynie lekką tunikę, ale nie było mi zimno. Moje nowe ciało było dużobardziej wytrzymałe i niska temperatura nie robiła na mnie wrażenia. Jednaknajdziwniejsze w moim wyglądzie nie były spiczaste uszy, czy lekko skośne oczy,ale... skrzydła. Tak, miałam skrzydła. I powiem śmiało, że można mi ichzazdrościć. Były iście anielskie. Jednak nie byłam aniołem. Tak całkiemszczerze to nie mam pojęcia kim, a może lepiej czym, jestem.Słyszałam, jak strażnicy mówili coś o dawno wymarłym gatunku magicznych ibardzo potężnych stworzeń... Jeśli o mnie chodzi, to czuję się jak najbardziejżywa. Ale oni o tym nie wiedzą. Zapewne myślą, że swoimi okropnymi torturamiwypędzili ze mnie całą magię... że jedyne czego teraz pragnę to śmierć. Wzasadzie mają racje. Bo pragnę śmierci. Ich śmierci. Ale trzeba działać zrozmysłem. Wiem, że mam na tyle siły, aby zabić co najmniej kilku strażników,ale to mi zdecydowanie nie wystarczy. Jeśli zemsta, to na poważnie. W pojedynkęna pewno nie zdołam zniszczyć tego miejsca. Wiem, że z masakry, którą namzgotowali nie ocalał nikt, oprócz mnie. Jedak dziadek opowiadał mi o innychpodobnych do mnie, żyjących daleko od jakiejkolwiek cywilizacji. Mam zamiar ichposzukać , a potem...cóż, potem będzie ciekawie. Uśmiechnęłam się drapieżnie imogę przysiąc, że moje ostre zęby zabłyszczały w mroku.    

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 02, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

PrzeistoczenieWhere stories live. Discover now