prawie prawdziwa magia

713 131 72
                                    

od razu chcę zaznaczyć, że nie jest to opowiadanie typu slash i nie, tutaj fred i george nie są gejami. Łączy ich miłość czysto braterska i niech tak pozostanie, amen. shot na konkurs @SpectraShade (nie chce się oznaczyć, pomocy!).

---------------------------

        Mały dzwoneczek zadzwonił nad drzwiami, gdy dwoje rudowłosych bliźniaków przekroczyło próg małego sklepu papierniczego, wnosząc ze sobą zimny podmuch zimowego powietrza. Kilka samotnych płatków śniegu spadło na posadzkę, topiąc się niemal natychmiast. Młoda ekspedientka podniosła głowę znad modowego czasopisma, a jej twarz rozjaśnił uśmiech, gdy zobaczyła kogo gości.

        — ...sumie mogliśmy im pomóc, no nie? — spytał dziarsko pierwszy bliźniak i otrzepał włosy ze śniegu. Rozejrzał się po sklepie, a jego wzrok spoczął na blond-włosej piękności, stacjonującej za ladą.

        — O, cześć, Sophie! — zawołał drugi z bliźniaków. Uniósł dłoń nad głowę i pomachał nią energicznie.

        — Hej, Fred, George — Uśmiechnęła się Sophie i zatrzasnęła gazetę. Oparła się o ladę i spojrzała na nich wyczekująco.

        Fred spojrzał w stronę lady i dojrzał czasopismo, którym wcześniej się raczyła. Było to zwykłe, mugolskie pismo o modzie. Na okładce było kilka ciemnowłosych dziewcząt, a pod nieruszającym się lecz kolorowym zdjęciem widniał napis „Z Kamerą Wśród Kardashianów¹ bije rekordy popularności!", który zdołał odczytać do góry nogami.

        George oparł się jednym ramieniem o ladę, bardzo blisko Sophie i uśmiechnął się tak szeroko, jakby dostał nową Błyskawicę na święta.

        — Pokazać ci kilka sztuczek z kartami? — spytał, wyciągając zza pazuchy talię magicznych kart.

        — Jaasne, Fred! — zachichotała i zakryła ręką usta.

        Mina Georga nieco zrzedła, ale nie aż tak, by nie powiedzieć zupełnie zuchwałym głosem:

        — Jestem George. To jest Fred — Wskazał ręką na drugiego z bliźniaków, który uśmiechnął się trochę kwaśno i wrócił do oglądania różnokolorowych temperówek do ołówków. — Jest zazdrosny — szepnął konspiracyjnie George, zakrywając ręką usta. To w zamierzeniu miało być śmieszne dla nich wszystkich, ale Fred nawet się nie uśmiechnął.

        „Tak, ale nie o Sophie. O ciebie, kretynie" — pomyślał z wściekłością i przeszedł kilka kroków w bok, by przyjrzeć się mugolskim gazetom. Jedną z nich było owe modowe czasopismo okupowane przez Sophie i takie, które niedawno tata przyniósł do domu by „dowiedzieć się czegoś więcej o mugolach". Zdzierstwo. Fred ukląkł przed stojakiem i wziął do ręki miesięcznik zatytułowany „Cuda motoryzacji". Otworzył na losowej stronie i ujrzał duży, czarny motocykl oraz siedzącego na nim umięśnionego jegomościa z rękawem tatuaży. Fred zamknął czasopismo i podźwignął się na nogi. Obejrzał się przez ramię akurat w chwili, gdy Sophie zachichotała głupio i wykrzyknęła:

        — To prawie prawdziwa magia, George! — Z uwielbieniem w jasnych oczach przyglądała się dłoniom drugiego z bliźniaków, który tasował karty tak, że podskakiwały w rytmie walca.

        George położył karty na stolik i obejrzał się przez ramię na Freda z wyrazem triumfu na piegowatej twarzy. Fred tylko wzruszył ramionami i zmierzył ich znudzonym wzrokiem. Podszedł wolno do lady i oparł się o nią, by widzieć dokładnie, co takiego fascynującego jest w czarodziejskich zdolnościach Georga. Westchnął ciężko i zgarnął karty do rąk. Zaczął je rozkładać, zmieniać i podrygiwać tak, że robiły fikołki w powietrzu i układały się w schludne, karciane domki.

        — Niesamowite — mruknęła Sophie i ponownie zakryła palcami usta, wyglądając przy tym jak wyjątkowo wyrośnięta, porcelanowa lalka.

        — Taa, cudowne — zgodził się niechętnie Fred i odepchnął się rękami od lady. — George, idziemy, Harry i Ron pewnie już się uporali z tymi brukselkami...

        — Idziecie już? Jaka szkoda! — Sophie zmarszczyła brwi i przyłożyła dłoń do serca.

        — Taak — przeciągnął Grorge i uśmiechnął się. — właśnie Fred, nie możemy zostać jeszcze...

        — Dom, obiad, mama — powiedział Fred bardziej niż zwykle dorosłym i nie znoszącym sprzeciwu głosem.

        — No, ale Fred! — wykrzyknęła z oburzeniem Sophie i jeszcze bardziej zmarszczyła brwi. — Nie możecie jeszcze...

        — Nie, nie możemy! — warknął Fred i tupiąc zimowymi butami wymaszerował ze sklepu.

        Tego było za wiele! Jego własny, rodzony bliźniak wolał jakąś tępą mugolkę zamiast niego, Freda Weasleya, współtwórcę Magicznych Dowcipów Weasleyów! Ale nawet Fred nie mógł zaprzeczyć, że oddałby wszystkie magiczne gadżety do robienia dowcipów za brata. Nie było nawet gadania. George też by pewnie tak zrobił. A jakże!

        Fred tupał mocno wzbijając spod butów tumany śniegowego puchu. Zmierzał szybko w stronę Nory i był już niemal w połowie drogi, gdy zdyszany George dogonił go wreszcie i siląc się na wesoły ton wykrzyknął:

        — Fred, co ci jest... — Zaczął dziarsko i z humorem, ale końcówka była już jękliwa i cicha, jakby ktoś nie do końca go nakręcił.

        — Co?! Co mi jest?! — wrzasnął Fred i odwrócił się nagle, a George niemal wpadł na niego. — Słuchaj, ja nie wiem! Ta... Ta... Ta zdzira jest niby lepsza ode mnie, co?!

        — Merlinie, to o to ci chodzi... — znowu zabrzmiał jak nienakręcona do porządku zabawka, bo przycichł, gdy Fred posłał mu spojrzenie pełne pogardy i ostre jak sztylet.

        — Nie! Wiesz-wiesz co jest tą jej „prawie prawdziwą magią"?! My nią jesteśmy! W Hogwarcie nie było zbyt dużo bliźniaków, no nie? To prawdziwy cud, że jesteśmy razem, a nie tylko ty albo tylko ja! Ja rozumiem, możesz się spotykać z kim chcesz, ale... — Jego głos załamał się nagle.

        Zapadła długa, dzwoniąca w uszach cisza, podczas której Fred i George mierzyli się bezlitosnymi spojrzeniami. Gdyby takie spojrzenie mogłoby zabijać już wtedy leżeliby martwi na tej drodze i nikt nie wiedziałby, co się właściwie stało.

        I naraz, kompletnie niespodziewanie, rzucili się na siebie i rycząc ze śmiechu przytulili się tak, jakby nie widzieli się co najmniej miesiąc.

        — Boże, czy ja na serio, ja serio jestem taki głupi? — spytał przez łzy śmiechu Fred i odsunął się trochę od brata.

        — Nie — odparł George i patrząc twardym jak kamień wzrokiem na swojego bliźniaka dodał: — Bo wiesz. To nie jest „prawie prawdziwa magia" — Zrobił nacisk na „prawie" i kontynuował: — To jest prawdziwa magia.

---------------------

¹tak, wiem, że to wyszło dużo później, ale to akurat tak mi pasowało.

i oto jest! pierwszy fan-shot (dominika to wymyślacz nazw, ok) mojego autorstwa! oklaski!

prawie prawdziwa magiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz