Prolog

8 0 0
                                    

Stałam na korytarzu i rozmawiałam z moimi koleżankami, kiedy zobaczyłam jak mój chłopak – Sean, znowu znęca się nad jakimś słabszym. Wzięłam głęboki oddech i, przeprosiwszy na chwile dziewczyny, podeszłam do niego.

- Zostaw go! – warknęłam i odepchnęłam chłopaka od jakiegoś pryszczatego kujona.

- Och, kochanie nie wtrącaj się – powiedział z perfidnym uśmieszkiem i chciał wrócić do swojego wcześniejszego zajęcia, ale zastąpiłam mu drogę.

- Sean, powiedziałam ci coś na ten temat – powiedziałam z powagą w głosie. – Jeszcze raz się nad kimś poznęcasz, a ja to zobaczę, to z nami koniec.

- Alice nie zostawisz mnie – powiedział pewnym siebie głosem. – Nie odważysz się.

- A chcesz się przekonać – powiedziałam z wrednym półuśmieszkiem i na cały głos powiedziałam: - Sean, zrywam z tobą!

Na korytarzu zapanowała cisza jak makiem zasiał. Kiedy dotarło do niego co powiedziałam, z jego ust zszedł uśmiech, a w oczach pojawił się gniew.

- Co powiedziałaś? – warknął wściekły.

- Zrywam z tobą, mam ci to przeliterować? – odparłam obojętnie. – Mam dość zadawania się z taki dupkiem jak ty.

- Odszczekaj to! – krzyknął, a na jego skroni pojawiła się już nabrzmiała żyła.

- A co, ja pies? – zapytałam z półuśmieszkiem, a chwilę potem moja głowa została przestawiona przy pomocy uderzenia, jakie zgotował mi chłopak. Z mojej wargi poleciała krew. Dotknęłam tego miejsca i zaczęłam chichotać, ale był to śmiech pozbawiony wesołości.

- Zaczynam się zastanawiać, co ja w tobie widziałam – powiedziałam i popatrzyłam na niego wyzywająco. – Jesteś nic nie wartym gnojkiem, który znęca się nad słabszymi, bo boi się kogoś swoich rozmiarów.

- Ty szmato – warknął, a ja się roześmiałam mu prosto w twarz.

- Wybacz, ale to nie ja jestem głupim szczeniakiem – warknęłam, a zaraz potem poczułam silną pięść wpakowaną w mój brzuch, a potem ponownie w twarz. Zgięłam się w pół, ale po chwili podniosłam się do pionu i wytarłam wierzchem dłoni spływającą z ust krew.

- Nie masz już żadnych przyjaciół – rzucił z uśmieszkiem wyższych sfer. Zachichotałam, ale po chwili poczułam ostre ukłucie w okolicach brzucha.

- Tylko ci się tak wydaje – odparłam, a potem chwyciłam za szyję nieznanego mi chłopaka za którego się wstawiłam. – Pewnie się zdziwisz, ale to jest mój nowy kolega Mat.

Kiedy to powiedziałam popatrzyłam na niego i błagałam wzrokiem, żeby przytaknął.

- T-tak, jestem jej nowym znajomym – odparł niepewnie chłopak, a ja posłałam mu uśmiech ulgi.

- A i chłopcy, jeżeli nadal będziecie chcieli mojej pomocy, to nie ma sprawy, ale nie zabierajcie ze sobą tego dupka obok – poinstruowałam kolegów z szkolnej drużyny koszykarskiej. Oni nieznacznie pokiwali głowami, tak żeby Sean tego nie widział, a ja uśmiechnęłam się szeroko mimo bólu na twarzy. – Żegnaj więc, mój BYŁY chłopaku!

Specjalnie zaakcentowałam słowo „były", żeby go bardziej wkurzyć. Złapałam mojego nowego nie-znajomego pod rękę i szłam z nim z dumnie podniesioną głową aż do zakrętu. Tam puściłam go, a sama oparłam się o ścianę.

- Jak masz naprawdę na imię? – zapytałam chłopaka.

- Cole – odpowiedział, a ja popatrzyłam na niego.

- Cole, jestem ci wdzięczna, że pomogłeś mi tu dotrzeć oraz nie przyznałeś się, że mnie nie znasz – powiedziałam z wdzięcznością w głosie, a on popatrzył na mnie zdziwiony.

- To ja raczej powinienem podziękować tobie, że wstawiłaś się za mną – rzucił z lekkim rumieńcem na twarzy, a ja posłałam mu mój najszczerszy uśmiech.

- Dobra, uciekaj zanim znowu spróbuje cię dopaść – rzuciłam, a jego już nie było. Wzięłam głęboki oddech i odepchnęłam się od ściany. Zaczęłam zmierzać w stronę łazienki. Szłam po woli, kiedy z gabinetu dziekana wyszedł mężczyzna, którego znałam tylko z jednego miejsca – komisariatu. Przełknęłam ślinę i chciałam iść dalej, jak gdybym w ogóle go nie zauważyła. Jak na złość, on mnie zobaczył.

- Alice Morter –powiedział, a ja odetchnęłam głęboko i przywołałam na usta niewinny uśmiech.

- Tak, panie władzo? – zapytałam i musiałam oprzeć się o ścianę, bo w moim polu widzenia pojawiły się plamy czerni.

- Jedziesz ze mną na komisariat. Teraz – powiedział poważnie, a spojrzenie, jakim mnie obdarzył wyrażało niemały gniew.

- Oczywiście, tylko zabio... - nie dokończyłam, bo upadłam na ziemię tracąc przytomność.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Sep 27, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

BrillianWhere stories live. Discover now