1

1K 60 7
                                    

Gray

Moje życie nigdy nie było nazbyt ciekawe;
nigdy nie działo się w nim nic nadzwyczajnego: wartego, by o tym opowiedzieć. I cóż, nie byłoby was tu moi drodzy, gdyby nie pewien różowowłosy chłopiec o szerokim uśmiechu. Chłopiec, który przewrócił moje życie do góry nogami...

Brzmi banalnie, prawda?

****

- ...Natsu, mój drogi? Czy mógłbyś mi łaskawie wytłumaczyć co ty najlepszego wyczyniasz?

Był zimowy poranek; jednak nie jeden z tych pociesznych, pełnych puszystego śniegu, wrzasków młodych saneczkowiczów i białych jegomości z marchewą zamiast nosa, widocznych na każdym kroku.
Raczej jeden z tych ponurych i dobijających, kiedy zamiast po śniegu łazisz po szarej, nieapetycznie papce, i kiedy to nawet uskrzydlony koleś z reklamy Red Bulla nie ma siły wyleźć z łóżka.
W jeden z takich właśnie dni zdarzyło się coś, co nigdy,
nigdy nie powinno było się wydarzyć...
A może jednak?

- Palę skurwysyna - odparł spokojnie Natsu Dragneel: moje największe życiowe utrapienie.
Skończony idiota, na którego jestem skazany już od początku swojej szkolnej kariery, który - mimo, że też zdaje się nie darzyć mnie zbytnią sympatią - z jakiegoś powodu bez przerwy za mną łazi.
Albo to ja łażę za nim.
Właściwie, to trudno powiedzieć.
Tak czy siak; mimo całej mojej niechęci do jego osoby i faktu, że podejmuje on w życiu wątpliwie mądre decyzje, musicie wiedzieć, że staram się wierzyć iż jest człowiekiem mającym choć trochę oleju w głowie.
A przynajmniej starałem się do dziś.
Do dziś, kiedy autentycznie kradnąc trzymetrowy obraz patrona - wiszący zawsze dumnie w holu - i rzucając go w ogień rozpalony na szkolnym boisku, przerósł moje najśmielsze oczekiwania.

- Mówiłem Ci, że w końcu to zrobię. I nie zamierzam nigdy tego żałować.
- Natsu, ty-
- Przepraszam, co to wszystko ma do cholery znaczyć? - Suzuki-sensei wyrosła nagle za moimi plecami.
- Czy to jest...- spytała cicho, z niedowierzaniem podchodząc do płonącego płótna, na którym - mimo, że było w stanie już nie do odratowania - widniał jeszcze wciąż rozpoznawalny wizerunek.
Nastąpiła okrutna cisza, gdy nauczycielka, stojąc plecami do nas, przez parę dobrych minut spoglądała nań pusto.
- Nie mogę nawet na was patrzeć. Co trzeba mieć w głowie...- powiedziała po dłuższej chwili, wciąż odwrócona tyłem. Trudno powiedzieć, czy w jej głosie słychać było raczej złość czy żal.
- Jak się pewnie domyślacie pójdziecie teraz do gabinetu dyrektora, w trybie natychmiastowym. Jestem pewna, że sami traficie bez problemu...

Co z tego, że nie mam z tym absolutnie nic wspólnego - bez słowa poszedłem w krok za Natsu w stronę budynku. Przysięgam, Suzuki była w takim stanie, że próbując się wybronić skończyłbym znacznie gorzej niż na dywaniku u dyra.
Prawdopodobnie jako garść popiołu.

Szliśmy więc obaj w ciszy, wlokąc się na to nieszczęsne trzecie piętro.
Który to już raz mam przez niego kłopoty? Nieważne, nie zliczę. Czy ten koleś naprawdę nie mógłby raz w życiu odpuścić? Zawsze wszystko musi robić po swojemu, a jak już sobie coś wymyśli, to za nic nie da sobie tego wybić z głowy. I ja potem za to wszystko też obrywam. Ja pieprzę, i godziłem się na to przez te wszystkie lata!
Ale miarka się przebrała...

Kiedy jednak już miałem coś powiedzieć, on stanął na środku schodów i odwrócił się w moją stronę, z jakimś dziwnym, niepokojąco czułym uśmiechem na twarzy.
- Gray?
- Czego?
Nie odpowiedział, a przynajmniej nie tak, jak powinien odpowiedzieć zwyczajny kolega ze szkolnej ławy. Ja z kolei stałem jak wryty, gdy jego usta przywarły do moich; na chwilę znacznie dłuższą, by była mowa o pomyłce.
I zupełnie nie rozumiałem: dlaczego się nie ruszę? Dlaczego go nie odepchnę, dlaczego nie dam mu najzwyczajniej w twarz?
Dlaczego nie czuję złości? Dlaczego nie czuję wstydu?

Dlaczego czuję się tak, jakby ciepła dłoń ogrzewała moje serce?
Dlaczego czuję się...
Szczęśliwy.

i hate (love) You - Gratsu fanficTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang