Dłubiąc w Pamięci

793 175 47
                                    


Pobudka. I potem wszystko od początku.

— Zostawiłem tu wczoraj nożyk — burknął.

— Jaki znowu nożyk?

Klara miała na sobie swój ulubiony, żółty sweterek. Oczywiście wstała na długo przed swoim mężem. Trudności ze spaniem, niewygodny materac, lekarstwa — to wszystko zabierało jej poranny sen.

— No taki... nożyk. — Westchnął. — Do modelowania. Położyłem go, żeby wysechł.

Podniósł czajnik, nalał wody, odstawił czajnik. W milczeniu przerywanym jedynie odgłosem bulgotania wyczekiwał na odpowiedź.

— Nic nie widziałam. Zresztą ustaliliśmy, że masz tego pilnować. Potem wszędzie poniewierają się twoje szpargały.

Światełko z czerwonego zmieniło się na zielone. Stanisław odczekał chwilę i przelał wrzątek do przygotowanego uprzednio kubka, walcząc z narastającą irytacją. A przecież było tyle czasu, żeby wszystko zmienić.

— Zostawiłem go tu, żeby wysechł! Tylko na noc — dodał bardziej zdecydowanym tonem.

Klara wzruszyła ramionami.

— Nic nie dotykałam. — Trzasnęła drzwiami lodówki, obróciła się na piętach i już po chwili zniknęła za drzwiami swojej niewielkiej sypialni.

Dudkowie byli małżeństwem od czterdziestu dwóch lat. On ożenił się z nią, ponieważ przekroczył trzydziestkę, miał dom, pracę i do zupełnej stabilizacji brakowało mu tylko całodobowej gospodyni. Ona wyszła za niego, ponieważ była realistką. Pochodziła ze wsi, miała cztery młodsze siostry i żadnych większych perspektyw na ucieczkę z głębokiej prowincji. Spłodzili trójkę dzieci — lekarza, informatyka i kuratorkę. Potomstwo dorosło, zdobyło fach i wyjechało za granicę. Oni zostali razem chyba tylko z przyzwyczajenia.

Stanisław zmarszczył brwi, wymruczał pod nosem kilka bliżej nieokreślonych przekleństw, po czym rozsiadł się w rozklekotanym fotelu. Potrzebował nożyka, żeby skończyć kadłub składanego okrętu. Poprzedniego wieczora siedział przy tym przez kilka godzin, a dzisiaj chciał w końcu skończyć pierwszy etap pracy.

Po chwili z kubka zniknęła herbata, a z talerza przygotowane śniadanie, ale irytacja nie malała. Stanisław był skrupulatnym człowiekiem — w powojennej Polsce wcielili go do wojska i włączyli do oddziałów saperskich. Przez prawie wszystkie lata służby robił to, w czym, w jego mniemaniu, był najlepszy — rozbrajał miny, których wtedy akurat nie brakowało.

D ł u b a n i e. Tylko tym interesował się całe życie. Tylko to jedno nadawało sens codziennej egzystencji, tylko to skłaniało do głębszych przemyśleń. Świat dla Stanisława Dudka kończył się tam, gdzie kończyła się mozolna i skrupulatna praca.

Zapukał do drzwi i bez pytania otworzył je na całą szerokość.

— Musiałaś coś z nim zrobić, przecież nie rozpłynął się w powietrzu! — fuknął. Klara spojrzała na niego z politowaniem.

— To z całą pewnością nie moja wina, że nie potrafisz nic odłożyć na swoje miejsce — odparła z charakterystyczną dozą pogardy. — Może to cię nauczy, żeby trzymać te swoje szpargały w porządku.

— Wiedziałem, wiedziałem! — Gniewnie wyparował z niewielkiego pokoiku. — Zrobiłaś z nim coś! — krzyknął w przedpokoju.

W ruch poszły drzwi przesuwanej szafy, a wraz z nimi raban wywołany przez wypełnione klamotami pudła. Stanisław długą chwilę przetrząsał narzędzia, rzucając co chwilę wyjątkowo nieprzyjemnymi inwektywami. Przetrząsnął wszystko, ale zguby nie znalazł.

Dłubiąc w Pamięci (one shot)Where stories live. Discover now