Gotów

953 86 10
                                    


Z cichym jękiem, upadł na zimną podłogę, która chłodziła nieco jego rozgrzane ciało. Zamglonym spojrzeniem obrzucił pomieszczenie w którym właśnie się znajdował, a na jego ustach pojawił się nostalgiczny uśmiech. Wszystkie bitwy. Wspólne chwile. Te dobre, pełne radości i śmiechu. Te smutne, kiedy musieli zacisnąć usta oraz pięści i iść dalej. Po prostu zostawić przeszłość za sobą. Martwych towarzyszy. Momenty pełne niewypowiedzianych słów, określone tylko spojrzeniami, ale oni wiedzieli. Lance wiedział, że Keith rozumiał. A teraz, nie było nikogo kto by rozumiał, albo chociażby próbował. Był sam i przeraźliwie odczuwał tą samotność. Chłód i echo, które niosły ze sobą przebywanie w tym pomieszczeniu strasznie mu ciążyły. Próbował wstać, ale jedyne co osiągnął, to niezbyt stabilne oparcie się o ścianę. Kaszlnął cicho i zerknął na ranę w boku, chyba pomylił się co do jej głębokości. Albo to adrenalina. Prawdopodobnie potrzebowała szycia, a on sam odpoczynku, ale nie było szans na to. Wiedział, że wkrótce go znajdą i będą go przesłuchiwać oraz torturować, aż nie zacznie mówić. Nie mógł do tego dopuścić. Lwy były bezpieczne miliardy lat świetlnych stąd i tylko on z żyjących, znał ich dokładne położenie. A on...przecież nie pociągnie już długo. Wsunął drżącą dłoń pod kostium i wyjął nieco pogięte zdjęcie, które zrobił sobie wraz z Keithem. Byli wtedy tacy szczęśliwi, nie liczyło się nic prócz ich dwójki. A kilka miesięcy po tym, wszystko się posypało. Walka, ciągła walka, straty i ból. Nic nie mogli na to poradzić. Jego powieki zadrżały, kiedy usta zaczęła wypełniać mu krew. Ścisnął mocniej zdjęcie, ostatni raz zerkając na nie z miłością. Był gotów odejść. W końcu dla niego to nic takiego. Z kącika ust wypłynęła stróżka krwi, kiedy Lance wziął ostatni oddech, a potem zamknął zmęczone oczy, po raz ostatni.

Gotów || KlanceWhere stories live. Discover now