1

1K 158 42
                                    

Astoria stała przy oknie i szklistym wzrokiem patrzyła na pakującego się Dracona. Jego dłonie delikatnie się trzęsły, gdy do małej sakiewki pakował tytoń, wypełnione cieczami fiolki i drobiazgi. Wargi miał zaciśnięte, brwi zmarszczone i nie wyglądał na skorego do rozmowy. Ale Astoria i tak pytała.

— Gdzie idziesz, Draco? Dlaczego? Czemu nic nie mówisz? Idziesz pewnie do innej kobiety, tak? Powiedz coś, Draco!

Draco nic nie mówił. Nawet na nią nie patrzył.

— Draco! Błagam, odpowiedz! — podeszła do niego i gwałtownie złapała za dłoń, jednocześnie rzucając na ziemię trzymane przez niego metalowe pudełeczko.

— Nie mogę — wyszeptał i schylił się.

— Nie idź tam, gdziekolwiek to jest. Draco, przysięgnij!

— Nie mogę.

Skrzywiła się i powstrzymując szloch, znów podeszła do okna i odwróciła się od mężczyzny. Nie chciała, by widział jej łzy. Ziarno goryczy w jej sercu powoli dojrzewało.

Słyszała, jak kieruje się w stronę drzwi. Jego kroki były mniej energiczne niż zawsze, a obcasy butów nie uderzały w posadzkę z taką siłą jak zazwyczaj.

Zaś Astoria czekała. Czekała, aż Draco wyjdzie, zostawiając ją samą z żalem i dławiącym płaczem.

— Mrok wypatruje na mnie oczy — powiedział cicho i nacisnął klamkę, popychając lekko drzwi. — Nie wyglądaj w oknie. Wrócę — dodał łagodnie i wyszedł.

Astoria rozpłakała się.

Kolejna nieprzespana noc ✔Where stories live. Discover now